12.01.2014

Epilog

 - Łukasz, chodź tu szybko! – krzyknęłam do trzyletniego chłopca, który beztrosko bawił się w piaskownicy. Od razu mnie posłuchał. – Wracamy już, bo spóźnimy się na mecz.
 - Nie mozemy się spóźnić! – odparł i złapał mnie za rękę. Zaczął ciągnąć mnie w kierunku wyjścia z placu zabaw. Roześmiałam się. Mały uwielbiał chodzić na mecze i obserwować swojego tatę w akcji. Myśleliśmy nawet z Michałem żeby niedługo zapisać go na zajęcia z siatkówki, bo coś nam mówiło, że pójdzie w ślady ojca.
 - Poczekaj chwilę. Muszę Lilkę przykryć – pokręciłam rozbawiona głową i nakryłam śpiąca dziewczynkę w wózku kocykiem. Lilianka miała już pół roku. Rosła, jak na drożdżach, tak jak jej brat. Dziewczynka była bardziej podobna do mnie, a chłopczyk do Michała. Udały nam się pociechy, zdecydowanie. Nasze oczka w głowie. Kubiak, gdy się dowiedział miesiąc po naszym ślubie, że jestem w ciąży, to aż pod sam sufit skakał ze szczęścia. Przez 9 miesięcy wyręczał mnie niemal ze wszystkiego. Ciąża przebiegała prawidłowo i tak oto 23 marca 2015 roku przyszedł na świat Łukasz. Był najbardziej rozpieszczanym członkiem rodziny. 2 lata później znowu zaszłam w ciążę. Wtedy już było trochę gorzej, ponieważ istniało duże ryzyko poronienia. W dodatku pogłębiła się moja anemia. Gdy w 7 miesiącu trafiłam do szpitala, to Misiek nie odstępował mnie na krok. Bardzo się bałam o życie tego maleństwa, które sobie rosło pod moim sercem. Do porodu musiałam być pod całodobową opieką medyczną. Nie lubiłam tego okresu, bo całe dnie leżałam tylko w szpitalnym łóżku, które zaczęłam nienawidzić. Na początku 8 miesiąca dostałam silnych skurczy. Poród trwał dłużej, niż pierwszy, ale na całe szczęście Lilka urodziła się zdrowa. Nigdy nie zapomnę tych łez radości, które płynęły z moich oczu, kiedy pierwszy raz trzymałam moją kruszynkę na rekach. Łukaszek stał się starszym bratem i bardzo wczuwał się w tą rolę. Pomagał, jak tylko potrafił. Przynosił jakieś grzechotki, czy inne zabawki i bawił się z małą. Bardzo słodko to wyglądało. Nasze dzieciaki miały zapełnione albumy, ponieważ, w każdej wolnej chwili robiłam im masę zdjęć. Fotografia była dla mnie wciąż bardzo ważna. Miałam własne studio fotograficzne, które otworzyłam niedawno, gdy wróciliśmy do Polski. Michał przez ostatnie 3 sezony grał we Włoszech, a ja nie wyobrażałam sobie rozłąki. Decyzję o przeprowadzce podjęliśmy wspólnie. Misiek bardzo liczył się z moim zdaniem i powiedział, ze jeśli nie chce, to on podpisze kontrakt z klubem z Polski. Nie chciałam go jednak ograniczać, a Macerata była wspaniałym miejscem do rozwijania. Nie mogłam nie uronić łzy, gdy widziałam go w wyjściowym składzie reprezentacji. Stał się jednym z najlepszych, czego tak bardzo pragnął. Byłam bardzo szczęśliwa, widząc uśmiech na jego twarzy.

Gdy wróciliśmy do domu, to od razu poszłam położyć córeczkę do łóżeczka. Spała, jak suseł. Cicho wyszłam z pokoju i poszłam ugotować coś Łukaszowi. Chłopiec w tym czasie zajął się zabawą autami. Gdy zjadł cały obiad, to przyszła moja teściowa. Przywitałam się z nią i zrobiłam herbatę. Następnie przebrałam syna, zakładając mu jego ulubioną koszulkę. Była to miniatura tej, którą Michał miał na meczu. Zawsze marzyłam o tym, żeby moje dziecko tak wyglądało. W dodatku Kubiak znowu grał w Jastrzębiu i planował tu zakończyć karierę. Do tego jeszcze trochę mu zostało, ale wiedział, że to jest do tego idealne miejsce. Nigdzie nie czuł się tak dobrze, jak właśnie tu. Ja również pokochałam to miejsce.
Dotarcie na halę zajęło nam 10 minut, ponieważ ruch był niewielki. Pokazałam nasze wejściówki i już po chwili zajęłam odpowiednie miejsce na widowni. Zawodnicy właśnie wychodzili na rozgrzewkę. Łukasz od razu pognał do barierek. Ojciec zaśmiał się i wziął go na ręce. Pogadali chwilę i mój malec wrócił na miejsce. Michał puścił mi jeszcze oczko i poszedł się rozgrzewać. Niedługo później dołączyła do mnie Natka oraz Dusia z Pawłem. Oni również przeprowadzili się do Jastrzębia. Zbyszek także znowu grał w Jastrzębiu wraz z Miśkiem. Bardzo mnie to cieszyło, bo miałam przyjaciół blisko siebie. Dusia natomiast, gdy skończyła studia, to wraz z Pawłem stwierdziła, ze w Katowicach jest im za smutno. Tutaj mieli więcej znajomych. Popatrzyłam uśmiechnięta na niedawno upieczonych państwa Kochanowskich. Dusia miała już spory brzuch, ale w końcu to 8 miesiąc ciąży. Długo starali się o pociechę, ale na szczęście w końcu się udało. Bartmanowie natomiast mieli już bliźniaki. Uroczą Anetkę i Karolinkę. Dziewczynki były w wieku Łukasza. Uroczo wyglądała ta ich trójka w identycznych strojach. Każde z dzieci miało bowiem koszulkę z nazwiskiem ojca.
 - Powiedziałaś już Zibiemu? – spytałam przyjaciółkę. Pokręciła przecząco głową.
 - Wieczorem – odparła. – Moi rodzice biorą dziewczynki do siebie, więc mamy całą noc dla siebie.
 - Założę się, że próżnować nie będziecie – zaśmiałam się, co zrobiła i blondynka. Tak, państwo Bartman spodziewali się 3 dziecka. Był to początek 2 miesiąca i Natka dowiedziała się o tym kilka dni temu. Najpierw swoje przypuszczenia skonsultowała ze mną. Kupiłyśmy zatem kilka testów i każdy był pozytywny. Przyjaciółka czekała jednak na odpowiedni moment żeby oznajmić mężowi radosną nowinę.
Mecz zakończył się korzystnie dla gospodarzy, ponieważ wygrali oni z Politechniką Warszawską 3:0. Nie był to łatwy przeciwnik, ponieważ w ostatnich latach wzmocnił się o kilku świetnych siatkarzy. Jastrzębie jednak  cały czas udowadniali, ze są poważnym kandydatem do Mistrzostwa Polski. Miałam ogromną nadzieję, ze uda im się osiągnąć cel. Wzięłam Łukasza za rączkę i podeszliśmy do Miśka, który już czekał przy barierkach. Wziął synka na ręce i pocałował go w głowę. Mnie również obdarzył pocałunkiem.
 - Gratulacje, Miśku – uśmiechnęłam się do niego.
 - Dzięki. Trzymaj, młody – powiedział siatkarz, dając chłopcu do rąk statuetkę najlepszego gracza meczu. Była to już 7 statuetka w tym sezonie. Michał był naprawdę w rewelacyjnej formie nieprzerwanie od kilku sezonów. Podziwiałam go za to, ale zresztą nie tylko ja. Eksperci nie mogli się nadziwić. Byli pod wrażeniem jego umiejętności. Gdy był pytany o powód tego, to zawsze odpowiadał, że to dzięki mnie i naszym dwóm skarbom. Gdy to słyszałam, to byłam wzruszona.

Miałam w życiu wszystko, czego pragnęłam. Kochającego męża, szczęśliwą rodzinę i wspaniałe dzieci. Miałam 25 lat, a już czułam się spełniona. W dodatku zajmowałam się fotografią, która od najmłodszych lat była moją pasją.  Nic nie było w stanie zniszczyć tego mojego szczęścia.
 - O czym myślisz? – zapytał Michał, kładąc się wieczorem obok mnie na łóżku.
 - O wszystkim – wzruszyłam ramionami i odwróciłam się twarzą do niego.
 - I doszłaś do czegoś interesującego?
 - Że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi – wyszczerzyłam się.
 - We mnie masz konkurencję, Aguś – zaśmiał się cicho i delikatnie musnął moje usta. Z początku subtelny pocałunek przemienił się w bardziej namiętny. Poczułam jego wielkie dłonie, które zaczęły błądzić pod materiałem mojej cienkiej koszulki. Uśmiechnęłam się zadziornie i pozbyłam się jego T-shirtu. Jęknęłam cicho, gdy ścisnął moją pierś. Zaczęliśmy się bardziej oddawać tym pieszczotom. I w tym właśnie momencie usłyszeliśmy płacz z pokoju obok. Misiek opadł na mnie, krzywiąc się.
 - Ja pójdę – cmoknęłam go w czoło i wyswobodziłam się spod niego. Poprawiłam piżamę i poszłam do pomieszczenia po prawej stronie. Podeszłam do łóżeczka. Lilka najwidoczniej była głodna, więc nakarmiłam ją. Niestety nadal nie chciała spać. Trzymając ją na rękach wróciłam do sypialni.
 - Nie chce spać? – spytał przyjmujący, widząc nas obie. Pokręciłam przecząco głową. Położyłam się na swoim miejscu obok męża, a miedzy nami ułożyłam malutką brunetkę. Popatrzyła na nas tymi swoimi roześmianymi oczkami, w których wciąż jeszcze błyszczały łzy. Kubiak chwycił jej rączkę i pocałował paluszki.
 - Nie wolno płakać, myszko – powiedział czule. Uwielbiałam napawać się tym widokiem. Wyglądał uroczo z naszymi pociechami.
 - No i nici z upojnej nocy – zaśmiałam się.
 - Spokojnie. Ja się kiedyś na chwilę tych kruszyn pozbędę i będziemy mieć czas dla siebie – puścił mi oczko. Parsknęłam śmiechem. – W końcu wiesz, ze ja zawsze chciałem mieć taką drużynę siatkarską.
 - Nie poprzewracało ci się w głowie? – spojrzałam na niego zdziwiona.
 - Ani trochę – wyszczerzył się. – Jeszcze jedno dziecko na pewno chcę! A ty, Liluś, chcesz siostrzyczkę, albo jeszcze jednego braciszka?
Popatrzył na dziewczynkę, a ta tylko szeroko się uśmiechnęła i klasnęła w dłonie. Siatkarz się zaśmiał.

 - No widzisz, słońce, postanowione – powiedział i mnie pocałował. Zapewne trwało by to dłużej, ale naszej kruszynie nie spodobało się, ze poświęcamy jej tak mało uwagi i zaczęła znowu płakać. 

______________________

To już koniec. Nie wiem, czy definitywny. Może kiedyś będę chciała kontynuować ta historię właśnie od tego momentu? Ja jestem nieprzewidywalna, więc wszystko możliwe. Nie jestem w pełni zadowolona z tego opowiadania, jednak dzięki niemu podszkoliłam się trochę w pisaniu i sądzę, że z każdym rozdziałem robie postępy. Na razie jestem tylko na faith-hope-volleyball.blogspot.com , ale na komputerze mam już zaczęte kolejne 2 historie, w tym jedną w kompletnie innym stylu, niż dotychczas. Gdy będę miała więcej rozdziałów to na pewno zacznę je publikować. Bardzo dziękuję wszystkim, którzy tu wchodzili, czytali oraz zostawiali jakiś ślad po sobie. Zapraszam teraz na historię Blanki, gdzie dużo się dzieje :)
Dziękuję :**

11.01.2014

Rozdział 89

Piątek 3 maja. Wieczorem odbyć się miała impreza urodzinowa Zibiego. Jednocześnie było to takie spotkanie pożegnalne dla siatkarzy, który opuszczają klub, czyli Simona Tischera, Russela Holmesa i Matteo Martino. Za tymi dwoma pierwszymi tęsknić będę najbardziej, bo z Matteo nie miałam tak dobrego kontaktu. Właściwie to on sam przyznał, że nie czuje się tutaj dobrze. Zwykle trzymał się na uboczu. Mimo wszystko polubiłam go i trochę smutno, że odchodzi.
Gdy punktualnie o 19:30 pod mój dom podjechała taksówka, w której czekał już mój chłopak byłam całkowicie gotowa do wyjścia. (link)(link)(link) Wyszłam na zewnątrz i wsiadłam do pojazdu. Przywitałam się zwykłym ‘dzień dobry’ z kierowcą, a z Michałem buziakiem w policzek. Ruszyliśmy w kierunku klubu, w którym siatkarze Jastrzębskiego Węgla najczęściej bywali.
Mimo, iż był piątek to udało się wynająć największą salę tylko dla nas. Mieliśmy przynajmniej pewność, że nie pojawi się nikt obcy. Czasami do siatkarzy ustawiały się ogromne kolejki ludzi, proszących o autograf. Przez to pryskała ta atmosfera. Oni świętowali, a tutaj grupa fanów im przerywa. Ja sama bym nie mogła tak podejść do kogoś sławnego i tak po prostu mu przerwać zabawę, by zdobyć jakiś autograf. To jest człowiek, jak każdy inny. Należy mu się odrobina spokoju.
Weszliśmy do środka. Praktycznie wszyscy już byli. Przywitaliśmy się z przyjaciółmi. Pozostało tylko czekać na solenizanta. Najpierw dołączyła do nas Natka. Cmoknęła mnie przelotnie w policzek. Chwilę później do sali wkroczył Zbyszek. Wszyscy krzyknęliśmy na trzy- czte - ry ‘’Wszystkiego najlepszego’’. ‘’100 lat’’ odśpiewać mieliśmy równo o północy, bo to dopiero jutro miał urodziny. Z szeregu wyszli Łasko i Wojtaszek, którzy mieli jeden wielki prezent od całego Jastrzębskiego Węgla. Następna byłam ja i Misiek. Złożyliśmy życzenia i wręczyliśmy 2 bilety na tygodniowe wakacje na Malediwach. Spodobało im się to miejsce, gdy opowiadaliśmy o nim i pokazywaliśmy zdjęcia. Termin tego wyjazdu był akurat po finałach Ligi Światowej, do którego miałam nadzieję Polacy się zakwalifikują. Dostaną wtedy wolne, więc spokojnie Zibi z Natką będą mogli sobie pojechać na wakacje. Po nas życzenia Bartmanowi złożyła jego dziewczyna. Niestety nie udało mi się podpatrzeć, co też mu ona takiego dała.
Następnie poprosiliśmy by Russel, Simon i Matteo wystąpili z tej grupy. Tym razem to ja z Natką podeszłyśmy do nich. W ręce miałyśmy 3 identyczne antyramy, w których znajdowały się zdjęcia tych trzech wielkoludów, wraz z nami. Niespodzianka się udała. Nie spodziewali się takiego gestu z naszej strony. Rzecz jasna podarunek był od wszystkich siatkarzy, jak i ode mnie i blondynki. Po wszystkich podziękowaniach, przytulankach i innych takich mogliśmy przejść do właściwej imprezy. Jako, iż nie wszyscy siatkarze dostali powołania do reprezentacji swoich krajów nie szczędzili sobie ilości wypitego alkoholu. Bar cały czas był obstawiony. Co chwilę, któryś coś zamawiał. Nawet i ja się skusiłam. Michał z Zibim nie pili zbyt wiele, bo przecież jutro wieczorem musieli się zameldować w Spale. Jechali własnymi samochodami, a odległość nie była mała, bo prawie 300 km. Musiałam tego wieczoru nacieszyć się Michałem, bo przez najbliższe tygodnie się nie zobaczymy. Ogólnie najbliższe dni miały być ciężkie, nie tylko ze względu na brak ukochanego. Matury, a w dodatku niedługo w końcu miałam mieć egzamin na prawo jazdy. Dopiero 28 maja miałam pojechać do Spały, by tam pracować w charakterze asystentki fotografa reprezentacji Polski. Już nie mogłam się doczekać! Musiałam jednak najpierw przeżyć te nadchodzące dni.
Zabawa była naprawdę fantastyczna. W okolicy północy większość była już mocno wypita. Ci ze słabszymi głowami, czyli Łasko i Tischer siedzieli w loży, czy raczej spali z głowami na stoliku. Damian natomiast olał swoją dziewczynę i tańczył przytulony do słupa. Wyglądało to strasznie komicznie. Z tego, co zauważyłam to najwięcej wypił Martino. Co chwilę widziałam go przy barze z kolejnym kieliszkiem. Na początku zaczynał do drinków, jednak potem przerzucił się na czystą. W dodatku ledwo na nogach stał. Współczuję temu, kto go będzie odprowadzał.
Tańczyłam akurat z Michałem, gdy zauważyłam jakąś dziwną scenkę. Matteo wychodził na zewnątrz. Nie był jednak sam. Ciągnął ze sobą Natkę, a ona wyraźnie próbowała mu się wyrwać.
 - Michał, zobacz – powiedziałam spanikowana, a gestem głowy wskazałam mu drzwi.
 - Co on wyprawia? – oburzył się mój chłopak. – Idę tam.
Ruszyłam za nim, ale zatrzymał mnie.
 - Zostań tu – powiedział i szybkim krokiem ruszył w kierunku tamtej dwójki. Spostrzegłam, że zaraz za nim wyszedł wściekły Bartman. Musiał pewnie zobaczyć tą sytuację. Mimo zakazu przyjmującego pobiegłam na zewnątrz. Włoch próbował wsadzić moją przyjaciółkę do samochodu, ale Kubiak szybko go odciągnął. Martino był nieźle pijany, bo zaczął się z nim szarpać. Pisnęłam, gdy Michał dość mocno oberwał. Wtedy do bójki wkroczył Zbyszek. Podbiegłam w tym czasie do blondynki, która była cała roztrzęsiona. Przytuliłam ją mocno. Siatkarze nadal się bili. Musiałam coś z tym zrobić. Próbowałam ich rozdzielić. Poczułam pchnięcie. Martino już sam nie wiedział, gdzie ma zadawać ciosy, więc bijąc na oślep pchnął mnie mocno do tyłu. Za mną była ściana, więc mocno w nią uderzyłam i z grymasem bólu na twarzy zjechałam do pozycji siedzącej.
 - Teraz to kurwa przesadziłeś – wysyczał przez zęby Michał i przyłożył siatkarzowi z całej siły, więc ten zatoczył się do tyłu. Alkohol, szumiący mu w głowie sprawił, że nie utrzymał równowagi i upadł na ziemię. W tym momencie z lokalu wyszło paru siatkarzy, którzy zauważyli nasz brak w środku. Natychmiastowo przystąpili do rozdzielenia siatkarzy. Michał po chwili odpuścił, ale Włoch z Bartmanem nadal skakali sobie do gardeł. Przyjmujący szybko do mnie podbiegł i pomógł wstać. Zasypał mnie pytaniami, czy wszystko w porządku, co mnie boli, czy nie kręci mi się w głowie. Ja tylko kiwnęłam głową i podeszłam do Natki. Byłam trochę przyćmiona, bo uderzyłam głową o ścianę, ale iść mogłam o dziwo normalnie. Przytuliłam przyjaciółkę, która chyba powoli zaczynała się uspokajać. W końcu i Zbyszek odpuścił i do nas podszedł. Wtedy Nowak tonęła w objęciach ukochanego. Ja natomiast poczułam, że ktoś mnie przytula. Rzecz jasna był to mój chłopak.
 - Co ci odpierdoliło?! – krzyknął Holmes do Martino. Z Włochem już praktycznie kontaktu nie było. Mamrotał tylko coś pod nosem po włosku i wycierał krew z twarzy. Łasko próbował się z nim jakoś dogadać, ale widziałam, że ciężko mu szło. Z klubu wyszła Karolina, dziewczyna Damiana. Trzymała w ręku dwie apteczki. Wzięłam jedną od niej i zaczęłam opatrywać rany Michałowi i Zbyszkowi. Nie było tego dużo. Jedynie lała im się krew z nosa, a Zibi miał przeciętą wargę w dwóch miejscach.
Wszystkim po tej akcji przeszła niestety jakakolwiek ochota na zabawę. Wszyscy podziękowali Zbyszkowi i taksówkami zmyli się do swoich mieszkań. Nasza czwórka postanowiła jeszcze chwilę posiedzieć i wypić po drinku.
 - No i wyszło do dupy – stwierdził Zbych.
 - Ważne, że nikomu nic nie jest – poklepałam go pocieszająco po plecach.
 - Jakby zrobił coś Natce to przecież bym zabił – wysyczał przez zęby.
 - Ale co mu odwaliło? Najebał się, a potem odstawia takie numery – wtrącił Michał.
 - Nie wiem – wzruszył ramionami atakujący. – Wiesz, ze on się praktycznie tylko z nielicznymi trzymał i nie ukrywał, ze nie podoba mu się w tym klubie.
 - Ale to nie powód żeby odstawiać takie numery.
 - Doskonale o tym wiem.
 - Dobra. Było, minęło. Zapomnijmy o tym – uśmiechnęłam się pokrzepiająco.

 - Świetna propozycja – poparli mnie.

_________________

No i został epilog, a pod nim wygłosze takie małe przemówienie. Epilog pojawi sie, gdy będzie tu 6 komentarzy :)

8.01.2014

Rozdział 88

Ze szpitala wyszłam na drugi dzień. Zostały nam więc 3 dni urlopu, w tym tego ostatniego mieliśmy samolot do Polski. Starałam się dobrze bawić i nie myśleć o tym poronieniu. Nie było to jednak takie proste. Pierwszej nocy śniło mi się dziecko. Było takie małe, takie podobne do mnie i Michała. Obudziłam się przerażona. Byłam wtedy jeszcze w szpitalu, więc poprosiłam pielęgniarkę o coś na uspokojenie i sen. Już więcej na szczęście takiego koszmaru nie miałam. Michał robił, co mógł bym się dobrze bawiła i mu to świetnie wychodziło. Raz przeszliśmy się na imprezę, jednak długo tam nie pobyliśmy. Gdy zauważyliśmy Laurę od razu wyszliśmy. Lepszy był taki wieczorny spacer brzegiem plaży. Przynajmniej tutaj nie musieliśmy jej oglądać. Był to ostatni wieczór na Malediwach. Szkoda, bo było to naprawdę niezwykłe miejsce. Szliśmy objęci, wolnym krokiem kierując się powoli do hotelu. Dochodziła już 1 w nocy, a rano trzeba było się jeszcze spakować i lecieć na lotnisko.
 - Szkoda, że jutro wracamy – powiedziałam szczerze.
 - Przylecimy tu jeszcze kiedyś – odparł i pocałował mnie w skroń.
 - Za rok?
 - Za rok, za dwa lata. Możemy tak co roku – uśmiechnął się.
 - I mi się to podoba – zaśmiałam się. – Mimo wszystko to wyjazd był udany.
 - Oprócz tej jednej niemiłej sprawy, to tak .
 - A propos tego. Mówimy o tym Natce i Zbyszkowi? – spytałam.
 - Nie wiem. A chcesz?
 - Nie wiem… w sumie to co to da? Było, minęło. Ale potem mogą być źli, że to ukrywaliśmy – stwierdziłam po chwili namysłu.
 - To może lepiej im opowiedzieć? Jak przyjedziemy to się spotkamy, np. u mnie. Na pewno będą chcieli wiedzieć, jak nam minęły wakacje.
 - Dobry pomysł – uśmiechnęłam się lekko.

Budzik dał o sobie znać już o 7 rano. Byłam strasznie niewyspana. Wróciliśmy późno, a teraz tak wczesna pobudka. My to jesteśmy mądrzy. Na samym początku wzięliśmy prysznic i przebraliśmy się. Założyłam coś wygodnego i lekkiego (link). Potem się spakowaliśmy. Oczywiście rzeczy mieliśmy dziwnie więcej, niż gdy tu przylecieliśmy. Uroki wyjazdów. Zamknęliśmy pokój na klucz i zeszliśmy z bagażami na dół, gdzie w restauracji zjedliśmy śniadanie. Ciężko było mi opuszczać to miejsce, bo mimo wszystko były to spaniałe wakacje. Pierwsze, które spędziłam sam na sam z Miśkiem.
Lot samolotem minął o dziwo spokojnie, choć nie spałam. Nie było na całe szczęście żadnych turbulencji. Michał znowu trochę się ze mnie nabijał. Potem przyznał mi się, że identyczne teksty stosują na Kurku. Gdy już będę miała okazję z nimi pracować to moim partnerem w samolocie będzie Bartek, a nie ta wredota.
W Katowicach byliśmy o 15 polskiego czasu. Na parkingu przed lotniskiem przywitało nas czarne Volvo z charakterystyczną rejestracją: ZIBI. Zawsze się z niego z tego powodu nabijałam i dalej się będę nabijać. Takie tam ze mnie wredne stworzenie. O maskę auta stał oparty sam właściciel oraz Natka. Od razu przytuliłyśmy się.
 - No heej, Kubiaki – zaśmiała się.
 - Cześć, Bartmany – odgryzłam się jej. Następnie przywitałam się ze Zbyszkiem.
Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy w kierunku Jastrzębia.
 - I jak tam wakacje? – zagadała blondynka.
 - A bardzo dobrze – wyszczerzyłam się. Na razie nie chciałam mówić o tej ciąży.
Przez ponad godzinę opowiadaliśmy z Michałem co robiliśmy, pomijając rzecz jasna ten jeden niezbyt udany dzień. Powiedzieliśmy również, że nawet tam spotkaliśmy Laurę.
 - Ja pierdole, czy ta dziewczyna nigdy nie odpuści? – spytał zirytowany Zibi.
 - Też mnie wkurzyła. Przez chwilę miałem ochotę kupić bilety i polecieć gdzieś na drugi koniec świata. Może tam byśmy mieli spokój – westchnął Kubiak.
 - Ale mimo wszystko, to dobrze się bawiliśmy – chciałam dodać coś miłego, bo bałam się, że zaraz rozpocznie się dyskusja o Laurze. Udało mi się, bo znowu rozmawialiśmy o pogodzie, atrakcjach i innych takich.

Michał zaprosił wszystkich do siebie. Chcieliśmy pokazać zdjęcia przyjaciołom. Oglądaliśmy, a przy niektórych było sporo śmiechu. Było ich około 2 tysięcy, więc oglądanie zajęło nam ponad godzinę. W pewnym momencie spojrzeliśmy z Michałem znacząco na siebie. Przesiadłam się, by usiąść obok niego. Chcieliśmy mieć to już za sobą.
 - A co wy nagle tacy poważni? – spytała Nowak.
 - Bo widzicie – zaczęłam.
 - Jest coś jeszcze, co się tam stało – dokończył Michał. Przyjaciele spojrzeli na nas zdziwieni, ale i trochę zaniepokojeni. Zaczęliśmy więc opowiadać. Cały czas patrzyli na nas z nie do wierzeniem. Końcówkę historii właściwie powiedział Misiek, bo ja się bałam, że się rozkleję. Ręka tak jakoś samoczynnie zjechała mi na brzuch. Przez chwilę nastała cisza. Nikt za bardzo nie wiedział, co powiedzieć. W końcu Natka tak po prostu mnie do siebie przytuliła.
 - Stary, nie wiem, co powiedzieć  - Zbyszek skierował się do Kubiaka.
 - Ale było, minęło. Trzeba iść dalej, co nie? – powiedziałam optymistycznie, czym zaskoczyłam wszystkich zebranych. Michał uśmiechnął się i pocałował mnie czule w czoło.
 - Powiesz rodzicom? – zapytała Natalia.
 - Nie, nie powiem. Wolę nie myśleć, co by się potem działo – odparłam.
Atmosfera powoli wracała do normalności. W końcu jednak musiałam wrócić do siebie, bo mama dzwoniła z pytaniem, gdzie ja jestem, skoro samolot miałam już dawno. Rzecz jasna odwiózł mnie mój chłopak. W samochodzie poruszył ciekawy temat.
 - Aga? – zaczął.
 - Tak? – spytałam, odwracając się w jego kierunku.
 - Tak się ostatnio zastanawiałem..
 - I do czego doszedłeś?
 - Zamieszkałabyś ze mną?
Szczerze mówiąc to nie wiedziałam w pierwszej chwili, co odpowiedzieć. W sumie byłaby to idealna opcja. Mielibyśmy więcej czasu dla siebie. Jedynie moi rodzice mogli by się trochę poburzyć. Nie mniej jednak, zaskoczył mnie tym pytaniem. Po chwili zastanowienia byłam już przekonana, co do odpowiedzi.
 - Zamieszkam z tobą – odparłam z wielkim uśmiechem. Michał skorzystał z tego, że staliśmy akurat na czerwonym świetle i nachylił się nade mną, a następnie pocałował mnie w usta. Przerwaliśmy dopiero, gdy usłyszeliśmy klakson z tyłu. No tak, światło zmieniło się już na zielone.


________________________

JW przegrało pierwszy mecz w tym roku ;/ Mam nadzieję, że szybko wrócą do formy i swojego rytmu.
Jeszcze 2..

6.01.2014

Rozdział 87

Przebudziłam się w nocy, ponieważ zaczął mnie boleć brzuch. Zignorowałam to jednak i chciałam spać dalej. Dolegliwość mi to jednak uniemożliwiała. Przypomniałam sobie, że przecież powinnam już jakiś czas temu dostać okres i wreszcie sobie przypomniał o sobie. Zawsze dzień przed miewałam bóle w dolnej części brzucha. Przewróciłam się na plecy i masowałam bolące miejsce. Zwykle tak robiłam w nocy. Nic to jednak nie dawało. Postanowiłam wstać i wziąć jakąś tabletkę. Przykucnęłam przy walizce, w której znajdowała się apteczka. Znalazłam no-spę i zażyłam jedną tabletkę, popijając wodą. Wróciłam na swoje miejsce i próbowałam wrócić do krainy Morfeusza.
Minęła godzina, a ból nie przechodził. Wręcz przeciwnie. Nasilił się tak mocno, że nie mogłam już wytrzymać. Nie chciałam moim wierceniem się obudzić Miśka, więc wstałam i skierowałam się do łazienki. Bolało, jak cholera. Nie mogłam przez to ustać prosto. Szłam skulona, trzymając się ściany, by nie upaść. Kręciło mi się lekko w głowie. Będąc w łazience oparłam się o ścianę i zjechałam po niej do pozycji siedzącej. Chłodne płytki nie dawały mi żadnego ukojenia. Zerknęłam w dół i ujrzałam krew na spodenkach. Nigdy jednak moja miesiączka nie była tak obfita i bolesna. Poczułam nagle takie mocne ukłucie. Jęknęłam z bólu. Z każdą chwilą bolało coraz bardziej. Zaczęłam głośniej oddychać i co chwilę pojękiwać. Próbowałam przygryźć sobie wargę, by być cicho, ale mi nie wychodziło. W końcu zaczęły mi mimowolnie łzy płynąć po twarzy. Nie panowałam nad tym. Usłyszałam jakiś ruch w pokoju. Musiałam przez przypadek obudzić Michała. Zobaczył, że nie ma mnie w łóżku i zauważył przez otwarte drzwi, kulącą się pod ścianą. Natychmiast się przebudził i podbiegł do mnie.
 - Co się dzieje, Aguś? – spytał przestraszony.
 - Brzuch mnie boli – powiedziała cicho i znowu skrzywiłam się z bólu. – Strasznie.
 - Dzwonię po karetkę. To nie jest normalne – powiedział od razu i szybko pobiegł po komórkę. Zadzwonił po pogotowie, porozumiewając się z nimi po angielsku. Po zakończonej rozmowie znalazł się od razu przy mnie. Mówił coś, ale przestałam się na tym skupiać. Tak strasznie mnie bolało. W pewnym momencie nie docierało do mnie już nic…

Z perspektywy Michała

Agnieszka zwijała się z bólu, a ja byłem kompletnie bezradny. Nic nie mogłem zrobić, by jej ulżyć. Szpital był niedaleko, więc karetka powinna być za 5 minut. Tak przynajmniej powiedziano mi przez telefon. Nie mogłem patrzeć na Agę, wyglądała strasznie. Tak bardzo cierpiała, a ja tylko siedziałem obok i tuliłem ją, szepcząc że wszystko będzie w porządku. W pewnym momencie jakby zaczęła się uciszać. Przez chwilę pomyślałem, że może jej przechodzi. Pomyliłem się. Zaczęła się osuwać, ale zatrzymała się na moim torsie. Straciła przytomność. Powoli zaczynałem wpadać w panikę. Próbowałem ją ocucić, ale na marne. W końcu do drzwi do pokoju otworzyły się i do pomieszczenia weszli medycy z noszami oraz recepcjonistką, która się przestraszyła i postanowiła sprawdzić, co się dzieje. Ratownicy ułożyli brunetkę na noszach. W drodze do karetki, a następnie szpitala wypytywali mnie o jej zdrowie, o to czy to się wcześniej zdarzało, czy jadła coś podejrzanego. Powiedziałem, więc o tej anemii, bo to było najważniejsze. Spojrzeli jednak zdziwieni. Było jasne, że to nie od tego.

Czekałem już drugą godzinę zdenerwowany na korytarzu. Nikt mi nie chciał nic powiedzieć. Do sali, w której była moja dziewczyna co chwilę wchodziły i wychodziły jakieś pielęgniarki. Strasznie się martwiłem. To wszystko było bardzo podejrzane. Przecież czuła się dobrze. Nie licząc tych ostatnich zawrotów głowy. Faktycznie wszędzie było napisane, ze takowe zdarzać się mogą w tej chorobie. Nigdzie jednak nie było słowa o ogromnym bólem brzucha i krwotokiem. W dodatku przecież na logikę rzecz biorąc, to się nijak z tym nie wiązało.
W końcu na korytarzu znalazł się lekarz. Od razu do niego podszedłem i spytałem o zdrowie Kochanowskiej. Niezłym przypadkiem było to, iż medyk był Polakiem. Łatwiej mogłem się z nim zatem porozumieć.
 - Co z nią? Jak się czuje? – spytałem na początku, gdy zaprosił mnie do swojego gabinetu.
- Jeszcze nie odzyskała przytomności. Zapewne stanie się to rano. Udało nam się zatamować krwawienie, co nie było łatwe. Muszę panu niestety przekazać przykrą wiadomość – odrzekł, a ja natychmiast zbladłem. W głowie zaczęło mi się tworzyć tysiąc różnych scenariuszy, z których żaden nie był zbytnio optymistyczny.
 - Jaką wiadomość?
 - Pana ukochana niestety poroniła.
 - Co? Ale że co poroniła? – pytałem jakby w jakimś transie. Nie docierał do mnie sens tych słów.
 - Nie udało nam się uratować dziecka. Przykro mi.
 - Ale jakiego dziecka, do cholery?! – podniosłem głos, ale po chwili już oprzytomniałem i zacząłem sobie wszystko spokojniej analizować.
 - To państwo nie wiedzieli o ciąży? To był 4 tydzień.
 - Ciąży? Ale… nic nie wiedzieliśmy, nie planowaliśmy…
 - To niestety dowiaduje się pan w przykrych okolicznościach. Płód był uszkodzony, miał dość poważną wadę genetyczną. Stąd ten ostry ból brzucha i krwotok.
Wszystko do mnie dotarło. Mogłem zostać ojcem. Owszem, nie planowaliśmy tego, jednak gdyby taka sytuacja wynikła to podjąłbym przecież tą odpowiedzialność. Wiedziałem, że chcę z Agą spędzić resztę życia i założyć rodzinę. Teraz jednak było za wcześnie. Świadomość, że było to nasze dziecko, a teraz go już nie ma była jednak bardzo przytłaczająca.
Podziękowałem lekarzowi i wyszedłem z gabinetu. Otrzymałem wcześniej pozwolenie na przebywanie w Sali Agnieszki. Musiałem jakoś obmyślić, jak to jej wszystko powiedzieć. Nie było to najłatwiejsze zadanie.
Wszedłem do białego pomieszczenia. Na łóżku leżała Aga. Była blada, a jej twarz spokojna. Na całe szczęście nie ukazywała już tego cierpienia, które przeżywała jakiś czas temu. Usiadłem na stołku obok i chwyciłem ukochaną za rękę. Była taka delikatna. Przytuliłem ją do swojego policzka i przymknąłem oczy, rozkoszując się jej zapachem. Uwielbiałem to, jak pachniała. Mogłem ją po tym rozpoznać o każdej porze dnia i nocy. Najbardziej lubiłem, gdy tak po prostu sobie leżałem i miałem ją w swoich ramionach. Wtedy czułem, że przytulam swój cały świat.

Z perspektywy Agnieszki

Powoli otwierałam oczy. Próbowałam przez chwilę przyzwyczaić je do światła. Było tak jakoś nienaturalnie jasno. Dopiero za jakiś czas zorientowałam się, że to nie jest mój pokój hotelowy. Przypominało to bardziej jakąś szpitalną salę. Ale skąd ja się tu wzięłam? W końcu zaczęły mi się przypominać strzępki ostatniej nocy. Pamiętałam ten ogromny ból, krew, Michała…. Potem była tylko ciemność i teraz się ocknęłam. Rozejrzałam się dokładnie po pomieszczeniu. Zauważyłam Kubiaka, który spał z głową na łóżku. Musiał tu siedzieć ze mną cały czas. Ściskał cały czas moją rękę. Drugą, wolną dłonią przejechałam po jego włosach. Znowu doszłam do wniosku, że trzeba je odrobinkę skrócić, bo za dużo ich na tej głowie. Uśmiechnęłam się lekko. Chłopak wyglądał tak słodko. Przejechałam wierzchem dłoni po jego policzku. Był szorstki, ponieważ pokrywał go kilkudniowy zarost. Sama nie byłam pewna, czy bardziej podoba mi się taki gładki, czy właśnie z takim lekkim zarostem. I tak, i tak pociągał mnie jak cholera.
Wpatrywałam się tak w niego dobre kilka minut. W końcu jednak zaczynał się budzić. Gdy zorientował się, że ja już nie śpię wyprostował się natychmiastowo.
 - Jak się czujesz? Wszystko w porządku? – zaczął pytać nerwowo.
 - Tak, tak – uśmiechnęłam się lekko. Odetchnął z ulgą.
 - Strasznie się o ciebie bałem, malutka – powiedział i pocałował moją dłoń, którą cały czas trzymał.
 - Co mi było? Pamiętam, że mnie tak strasznie bolało. I ta krew… To było naprawdę straszne – skrzywiłam się.
 - Bo widzisz… - zaczął niepewnie i westchnął głęboko. Wiedziałam, że to co ma mi do powiedzenia nie będzie miłe. Zaczynałam się bać tych informacji.
 - Lekarz ci powiedział, prawda? – spytałam, a on tylko pokiwał głową. – Jestem na coś chora? To coś poważnego? No mów!
 -  Spokojnie, skarbie. Już ci nic nie jest – próbował mnie uspokoić. – Nie byłaś, ani nie jesteś na nic chora. Oprócz tej anemii oczywiście.
 - Ale to nie miało związku z anemią – stwierdziłam.
 - No nie miało. A te ostatnie twoje zawroty głowy też nie miały z nią nic wspólnego.
 - Co? Ale jak to? To co mi było? Dowiem się w końcu? – powoli zaczynałam się irytować tą całą sytuacją. Leżałam sobie w szpitalu, a mój chłopak ciągle owijał w bawełnę, jakby nie mógł prosto z mostu powiedzieć, co mi jest.
 - Byłaś w ciąży – powiedział cicho. Zamurowało mnie. Ja? W ciąży? BYŁAM? Czyli, że…
 - Jak to: byłam? – spytałam.
 - Poroniłaś. Dziecko miało jakąś poważną wadę i organizm automatycznie tak zareagował.
 - Który to tydzień? – pytałam nadal oszołomiona.
 - 4.
Nastała dziwna cisza. Analizowałam w głowie wszystkie informacje. Z jednej strony byłam w szoku, że w ogóle byłam w ciąży, bo przecież za każdym razem się zabezpieczaliśmy. Chyba… A drugiej to dziecko nie przeżyło. W sumie może tak było lepiej? Może tak właśnie miało być? Miałam dopiero 18 lat, nie byłam jeszcze gotowa na bycie matką. Gdyby to rozwinęło się inaczej, to jasne, że musiałabym wziąć tą odpowiedzialność, zaopiekować się dzieckiem. Nie mogłabym przez to zacząć studiów. Boże, o czym ja gadam? To było przecież ludzkie życie! Życie, które stworzyłam razem z Michałem.
 - O czym pomyślałeś, gdy się dowiedziałeś, że byłam w ciąży? – spytałam nagle. Zdziwiłam siatkarza tym pytaniem.
 - Na początku to w sumie kompletnie nie rozumiałem, co ten lekarz mówił. Potem dopiero to do mnie dotarło i tak jakoś no… smutno mi się zrobiło. Wiem, że to całkowicie nie planowane i w ogóle, ale jednak to było nasze dziecko.
 - Mam tak samo. A myślałeś, co by było gdyby było zdrowe i dowiedzielibyśmy się o tym za jakiś czas? – pytałam dalej.
 - Myślałem. Nawet dość sporo. Może to głupie, ale już sobie nawet wyobraziłem ciebie z takim małym Kubiaczkiem na rękach – zaśmialiśmy się oboje.
 - Misiek, przytulisz mnie? – zapytałam. Nie odpowiedział, tylko od razu usiadł obok mnie i mocno mnie przytulił, całując w czubek głowy.
 - Będziemy mieć kiedyś takie malutkie? Takie nasze? – spytałam cicho.

 - Będziemy mieć, słońce. Nawet nie jedno.

______________

Dziękuję za pozytywne komentarze ;*
Jeszcze 3...

4.01.2014

Rozdział 86

Przez następne kilka godzin siedzieliśmy na plaży. Michał chciał jakoś odkupić swoją winę i sprawić bym zapomniała o tym przykrym incydencie. Właściwie to mu się to udawało. W końcu jednak to bezczynne leżenie zaczęło i mnie nudzić.
 - Może pójdziemy na lody? – zaproponował Kubiak. Zgodziłam się. Zabraliśmy swoje rzeczy, narzuciłam sukienkę z powrotem na siebie i trzymając się za ręce ruszyliśmy w kierunku budki z lodami. Stanęliśmy w kolejce, która nie była bardzo długa. Jakieś 3 osoby przed nami tylko.
 - Jakie miłe spotkanie – usłyszeliśmy za sobą. Odwróciliśmy się i praktycznie w tym samym momencie zamarliśmy. Przed nami stała Laura. Ale co ona tutaj robiła? Koniec kwietnia, Malediwy. Ona nas śledzi, czy co.
 - Hej – mruknęłam cicho. Ta dziewczyna naprawdę zaczynała mi działać na nerwy. Szczerze żałowałam tego, że wcześniej z nią rozmawiałam i uwierzyłam w jej ckliwe historyjki.
 - Malediwy piękne miejsce. Idealne na wakacje. Misiek, zawsze mówiłeś, jak tu jest pięknie i się nie pomyliłeś – powiedziała z ogromnym uśmiechem na twarzy.
 - Już to miejsce tak miłe nie jest – mruknął siatkarz, ale blondynka udała, że tego nie słyszy.
 - A co ty tu właściwie robisz, Laura? – zapytałam.
 - Przyjechałam na wakacje.
 - W kwietniu? – zdziwiłam się. Ta sytuacja wydała mi się podejrzana.
 - Teraz jest mniej turystów i taniej – wzruszyła ramionami.
Na całe szczęście nadeszła nasza kolej. Zamówiliśmy sobie po dwóch śmietankowych gałkach. Mieliśmy odejść, ale niestety ta blondyna nas dogoniła.
 - Jakieś plany na resztę dnia? – zapytała.
 - Idziemy do hotelu i tam będziemy siedzieć – warknął Michał. Splótł palce z moimi i przyspieszyliśmy kroku. Laura uparcie szła z nami.
- A może wybierzecie się do klubu? Przyjechałam tu ze znajomymi i zawsze fajniej z kimś znajomym się zabawić – zaproponowała.
 - Laura, czy ty się możesz kurwa od nas odczepić?! – wkurzył się Michał.
 - Oj Misiu, nie tak nerwowo – zachichotała. Nie ruszyło ją to, czy co? Zacisnęłam pięść ze złości.
 - Nie mów na mnie ‘Misiu’, to po pierwsze. Po drugie odwal się i daj mi raz na zawsze święty spokój. Nawet kilka tysięcy kilometrów poza Polską mnie potrafisz kurwa znaleźć?! – Kubiemu zaczynały już puszczać nerwy. Laura nadal wydawała się być niewzruszona.
 - Złość piękności szkodzi, Misiaczku. W takim razie wam nie będę teraz przeszkadzać. Pamiętaj skarbie, ja nigdy nie odpuszczam – posłała przyjmującemu buziaka w powietrzu i z wielkim uśmiechem na ustach odeszła od nas. Brunet kopnął wściekły w pobliski słupek i rzucił pod nosem kilka przekleństw.
 - Wyjeżdżam kurwa żeby odpocząć, pobyć z tobą sam na sam kilka dni, a tu nagle pojawia się ona – rzucił w złości. Chwyciłam go za rękę i spojrzałam czule.
 - Misiek, nie przejmuj się nią. Będziemy ją ignorować i dobrze się bawić – powiedziałam. Uśmiechnęłam się lekko do niego. On nadal miał nieprzyjemna minę. Stanęłam na palcach i pocałowałam go krótko w usta. – No rozchmurz się, okej?
Dopiero wtedy w końcu uniósł kąciki ust w górę. Nachylił się nade mną i pocałował mnie, lecz tym razem był to dłuższy pocałunek.
 - Ty zawsze potrafisz poprawić mi humor – oznajmił. Objęci ruszyliśmy do hotelu, jedząc po drodze lody, które już powoli zaczynały nam skapywać stopione na ziemię.

Resztę dnia spędziliśmy w pokoju. Przeglądaliśmy zdjęcia, które zdążyłam zrobić do tej pory. Dość sporo ich już było. Michał to aż złapał się za głowę, gdy pomyślał, ile ich może przybyć w ciągu następnych dni. Większość z nich przedstawiały miejsca, jakieś kwiaty, czy ludzi. Znalazło się tez dużo moich, czy Miśka. Niektóre były dość śmieszne, np. Kubiak cały brudny od jakiegoś sosu, gdy poszliśmy coś przegryźć na mieście. Oczywiście ja musiałam tą chwilę uwiecznić. Potem będę miała go czym szantażować. Taka tam złośliwa ja.
Wieczorem wpadliśmy na pomysł na spacer po plaży w blasku zachodzącego słońca. Michał chciał mi pokazać miejsce, które oczarowało go podczas jego ostatniego, a zarazem pierwszego pobytu na Malediwach. Przebrałam się więc (link) i wyszliśmy na zewnątrz. Szliśmy kamienistą ścieżką, więc piasek nie wsypywał mi się do butów. Gdy jednak doszliśmy do plaży musiałam je ściągnąć i iść boso. Szliśmy, trzymając się za ręce i miło rozmawiając. W końcu doszliśmy do celu naszej wędrówki. Było to miejsce gdzieś na uboczu. Musieliśmy przejść między jakimiś większymi kamieniami, dlatego pewnie było tu tak pusto. Naprawdę piękne miejsce. Widok rozciągał się na całe morze, które tutaj było jakoś lepiej widoczne, bo nie zasłaniała go jakaś górka, za którą właśnie my staliśmy. Słońce w połowie już znajdowało się jakby w wodzie. Zatrzymałam tą chwilę na kilku zdjęciach. Będziemy mieć potem co wspominać.
Usiadłam na kamieniu, który był najbliżej. Michał stanął przede mną. Oparłam się brodą o jego ramię i przytuliłam się do pleców.
 - Pięknie tutaj – stwierdziłam.
 - Też tak sądzę – odparł mój chłopak.
 - Dziękuję, że mnie zabrałeś tutaj – pocałowałam go w policzek.
 - To raczej ja dziękuję, że pojechałaś ze mną. Urlop samemu, to żaden urlop. Możemy w końcu spędzić dużo czasu razem. Powiedziałbym jeszcze, że nikt nam nie przeszkadza, ale zniszczyła to dziś Laura – spochmurniał na chwilę.
 - Nie przejmuj się nią.
 - Ona naprawdę działa mi na nerwy. Jak o niej pomyślę, to dziwię się samemu sobie, że mogłem kiedyś być z kimś takim.
 - No ja też się dziwię – zaśmiałam się, chcąc rozluźnić atmosferę.
 - Ale w końcu znalazłem kogoś odpowiedniego – powiedział, odwracając się twarzą do mnie i położył dłonie na moich biodrach.
 - Tak? A kim jest ta szczęściara? – spytałam oplatając ręce wokół jego szyi. Zaczęłam bawić się końcówkami jego włosów. Michał musiał się wybrać do fryzjera, bo za dużo ma na tej głowie. Czyżby stylizował się na Winiarskiego?
 - Taka tam małolata. Jest strasznie pyskata, wredna, lubi się ze mnie nabijać – z każdym określeniem zbliżał swoją twarz coraz bliżej.
 - Małolata?! – oburzyłam się. Siatkarz tylko się zaśmiał i wpił w moje usta. Pocałunek na tle zachodzącego słońca, w tak pięknym miejscu i z miłością swojego życia – coś niesamowitego.

Godzinę później byliśmy już w hotelu. Jako pierwsza, jak zwykle pod prysznic udałam się ja. Po mnie łazienkę zajął Michał. Ja w tym czasie zdążyłam się nabalsamować i pomalować paznokcie. Gdy sobie ładnie schły siatkarz wpakował się na łóżko, robiąc oczywiście pełno zamieszania.
 - Ej, mi tu paznokcie schną! – oburzyłam się, gdy przytulił się do mnie.
 - A dłuuugo jeszcze? – spytał niewinnie.
 - Długo – wystawiłam mu język.
 - To idę spać – wykrzywił usta w podkówkę.
 - Dobranoc – cmoknęłam go w policzek. Zadowolony to on nie był, ale posłusznie położył się i przykrył kołdrą. Posiedziałam tak jeszcze z 15 minut i gdy byłam pewna, że moje paznokcie się nie zniszczą poszłam wysuszyć sobie włosy. Jako iż mam ich dość sporo zawsze zajmuje mi to co najmniej pół godziny. W końcu jednak mogłam wrócić do łóżka. Zgasiłam lampkę i wtuliłam się w bok siatkarza, który już smacznie spał.

___________________

Ciut krótko *.*
Jeszcze 4....

1.01.2014

Rozdział 85

Poczułam jakieś szturchnięcie. Zaczęłam wolno otwierać powieki i zobaczyłam Michała, zapinającego mój pas. Przetarłam zaspane oczy.
 - Zaraz lądujemy. Popatrz za okno, Malediwy – uśmiechnął się promiennie. Spojrzałam w lewo. Faktycznie, byliśmy na miejscu. Na żywo wyglądało to dużo lepiej niż na zdjęciach Miśka. To było naprawdę niesamowite. Uśmiech aż sam pchał się na twarz. Po chwili samolot zaczął zbliżać się do ziemi. Przymknęłam oczy i poczułam, jak Kubiak ściska moją dłoń. Kilka minut później maszyna stała już na lotnisku, a stewardessa kazała wszystkim skierować się do wyjścia, życząc miłych wakacji i dziękując za lot. Odpięłam pasy i wstałam z miejsca. Musiałam rozprostować kości. Złapaliśmy się za ręce i wyszliśmy na zewnątrz. Było bardzo ciepło. Na bank ponad 30 stopni. Musiałam się jak najszybciej przebrać i skorzystać z łazienki. Michał wziął nasze bagaże. Ruszyliśmy w kierunku postoju taksówek. Na całe szczęście z kierowcą można było się dogadać po angielsku. Podwiózł nas pod hotel. Przyjmujący zapłacił, podziękowaliśmy i wyszliśmy. Zameldowaliśmy się w recepcji i już po chwili wchodziliśmy do naszego pokoju. Pierwsze co rzuciło mi się w oko to balkon i widok na plażę. Następnie zauważyłam ogromne łóżko, które po prostu wołało by się na nim położyć. Uczyniłam to zatem. Pościel była taka przyjemna i pachnąca.
 - Ej, no nie mów mi, że będziesz leżeć. Mamy dużo czasu zanim zajdzie Słońce – jęknął Kubiak.
 - Ale tu jest tak faaaajnie – rozmarzyłam się.
 - W sumie możemy zostać w łóżku – odparł siatkarz, poruszając znacząco brwiami. Usiadłam na łóżku i pokręciłam głową z politowaniem.
 - A ty tylko o jednym – westchnęłam. – Idę pod prysznic.
 - Przebierz się w coś lekkiego, bo zabieram cię na spacer po mieście.
 - Byłeś tu tylko raz i już taki świetny z ciebie przewodnik?
 - Oczywiście. Dodajmy do tego genialną aplikację, którą ściągnąłem kilka dni temu i wychodzi genialny przewodnik w postaci mnie – wyszczerzył się, jak idiota. Pokręciłam znowu głową i zniknęłam za drzwiami łazienki. Tak, jak pokój była urządzona niesamowicie.(link) Wanna tak kusiła by z niej skorzystać, jednak nie miałam czasu na relaks. Wzięłam zatem szybki prysznic, który od razu mnie pobudził. Wytarłam się i już po chwili byłam sucha. Zorientowałam się wtedy, że nie wzięłam ubrań i czystej bielizny. Owinęłam się zatem ręcznikiem i weszłam do pokoju. Michał siedział na łóżku i szperał w laptopie. Słysząc, że tu jestem podniósł na mnie wzrok i zagwizdał.
 - No, no. Tak chcesz wyjść? – zapytał, śmiejąc się.
 - Spadaj – wystawiłam mu język. Otworzyłam walizkę, z której wyciągnęłam majtki i stanik. Przy Miśku nie musiałam się wstydzić, więc ściągnęłam ręcznik z siebie.
 - Chcesz żebym się na ciebie tutaj zaraz rzucił? – usłyszałam z tyłu głos chłopaka. Nie odpowiedziałam, tylko zaczęłam się ubierać. Stojąc w samej bieliźnie zaczęłam szukać czegoś do ubrania. Wyciągnęłam krótkie spodenki (link) i bluzkę (link). Na nogi założyłam wygodne koturny (link) i byłam gotowa.
 - Idziemy? – spytałam.
 - Chwileczkę. Wezmę szybki prysznic – powiedział mój chłopak i poszedł do łazienki, po drodze dając mi buziaka w policzek. Wyjrzałam przez okno. Było bardzo ciepło, więc postanowiłam związać włosy w luźnego koka. Tak było zdecydowanie wygodniej. Skorzystałam z okazji, że laptop był włączony i zalogowałam się na facebooka. Sprawdziłam powiadomienia i akurat w tym momencie przyszła mi wiadomość od Dominika. Pytał, co tam u mnie, bo dawno nie gadaliśmy. Odpisałam, że jestem na wakacjach i nie mam niestety czasu na dłuższą rozmowę. Pożegnał się więc, życząc mi udanego wyjazdu. Akurat, gdy dziękowałam koło mnie znalazł się Michał. Widziałam po jego twarzy, że nie podoba mu się to z kim piszę, ale nic nie powiedział. Wylogowałam się z portalu i spojrzałam na chłopaka. On także się przebrał. Założył koszulkę (link) i spodenki (link).
 - Możemy iść? – zapytałam. Uśmiechnął się tylko i wstał z łóżka.


Szliśmy przez miasto, trzymając się za ręce. Kubiak wczuł się w rolę przewodnika. Współpracował rzecz jasna z tymi ciekawostkami, które miał wgrane w telefonie. Poza tym opowiadał, jak to było, gdy był tu ostatnio. Dowiedziałam się, że przez te kilka lat nic szczególnego się tu nie zmieniło. Spacerując spotkaliśmy innych turystów z Polski. Rozpoznali oni Michała i poprosili bym zrobiła im zdjęcie. Były to 3 dziewczyny w wieku podobnym do mnie, może ciut starsze. Nie zachowywały się jak jakieś hotki. Widać, że były kibicami, bo wypowiedziały się trochę na temat siatkówki. Siatkarz dał im jeszcze po autografie i ruszyliśmy dalej. Po ponad 3 godzinach spacerowania w końcu mogliśmy sobie gdzieś odpocząć. Zajrzeliśmy więc do kawiarni, którą przyjmujący najbardziej tutaj polubił. Zajęliśmy stolik. Zamówiliśmy po kawie, która była ich specjalnością i jakimś ciachu, które akurat tego dnia było polecane.
 - I jak? Podobała się wycieczka? – spytał Misiek, wkładając do ust kawałek cista.
 - Podobała – uśmiechnęłam się. – Ale nogi mi już odpadają.
 - Spokojnie, już wracamy do hotelu – zaśmiał się. – A jutro, co?
 - Plaaaża – rozmarzyłam się.
 - Jak sobie życzysz – uśmiechnął się i puścił mi oko.

Dotarliśmy do hotelu. Pierwsze, co zrobiłam po wejściu do pokoju to padłam na łóżko. Usłyszałam tylko, jak Michał się zaśmiał.
 - Czemu w tym mieście jest tak gorąco? – jęknęłam.
 - Uroki Malediw. Dobre na wakacje o każdej porze – odparł.
 - Jak się jest wyspanym to można tak sobie chodzić.
 - Przygotuję cię kąpiel – szepnął mi do ucha i zniknął za drzwiami łazienki.
Usłyszałam dźwięk lejącej się wody. Misiek krzątał się po pomieszczeniu. Coś kombinował. Byłam jednak zbyt leniwa by się ruszyć. W pewnym momencie poczułam, jak siatkarz bierze mnie na ręce.
 - Co ty robisz? – spytałam zdezorientowana.
 - Zanoszę? Widzę, że jesteś wykończona – pocałował mnie w czoło i zaniósł do pomieszczenia obok. Cała wanna była napełniona wodą, do której nalany był olejek do kąpieli, przez co na wierzchu utworzyła się piana. Zapach, który się unosił był przepiękny. Różany, mój ulubiony. Zostałam postawiona na podłodze.
 - Jesteś wspaniały – powiedziałam, cmokając chłopaka w policzek. Ten się tylko uśmiechnął.
 - Tylko nie siedź za długo, co? Też chcę skorzystać z łazienki.
 - A kto ci broni nie korzystać ci z niej ze mną? – poruszyłam charakterystycznie brwiami. Więcej mu mówię nie trzeba było, bo niemal natychmiastowo przyssał się do moich ust.

Rano wstaliśmy koło godziny 9. W końcu byłam wypoczęta. Na parterze była restauracja, gdzie zjedliśmy śniadanie, tak jak inni goście. Tak jak zaplanowaliśmy dzień wcześniej ruszyliśmy na plażę. Założyłam swój nowy strój kąpielowy(link), a na wierzch narzuciłam sukienkę(link). Wyjęłam baterie z ładowarki i włożyłam je do torby, w której znajdowała się już moja lustrzanka. Wczoraj zrobiłam masę zdjęć. Dziś na plaży też miałam taki plan.
Po przejściu około 200 metrów byliśmy na miejscu. Niedaleko, czyli idealnie. Ludzi nie było strasznie dużo, co mnie bardzo cieszyło, bo nie lubię tłumów. Rozłożyliśmy koc, na którym od razu usiedliśmy. Widząc, że Michał ściągnął swoją koszulkę, ukazując swoją wspaniałą klatę, ja również pozbyłam się mojej sukienki. Położyłam się wygodnie, wcześniej robiąc kilka zdjęć plaży i morza.
 - Będziemy tak sobie tylko leżeć? – zapytał po jakimś czasie lekko znudzony Michał.
 - Yhym – wymamrotałam, nawet nie otwierając oczu.
 - To ja sobie pójdę popływać – stwierdził i już po chwili go nie było. Kątem oka zerknęłam w kierunku morza. Kubiak właśnie wchodził do wody, w której zaraz się zanurzył i zaczął pływać. Na sam widok zadrżałam. Panicznie bałam się dużej wody. Zamknęłam więc znowu oczy i kontynuowałam opalanie. Po jakiś 10 minutach siatkarz znowu zajął miejsce obok mnie. Wytarł się trochę ręcznikiem.
 - Chodź do wody. Fantastycznie jest – uśmiechnął się.
 - Nie ma mowy. Ja nie umiem pływać przecież – odparłam od razu.
 - Oj nie marudź, chodź – chwycił mnie za rękę, ale się wyrwałam.
 - Nie wejdę do wody i już – warknęłam. Spojrzał na mnie zdziwiony, ale po chwili na jego twarz wtargnął cwaniacki uśmieszek. Nie zdążyłam się zorientować, a już trzymał mnie na rękach i niósł w stronę wody. Na początku zaczęłam się wyrywać, jednak, gdy wchodził głębiej, a ja czułam już mokro w stopy chwyciłam się mocno jego szyi.
 - Nie chciałaś po dobroci, to masz tak – zaśmiał się, jednak mi nie było do śmiechu. Byłam wręcz przerażona. Zacisnęłam mocno powieki ze strachu, ale też po to by się nie rozpłakać. W głowie pojawiła mi się scena, gdy jako małe dziecko byłam na basenie. Poślizgnęłam się i wpadłam do wody. Nie umiałam pływać. Mój wzrost wtedy to niewiele ponad metr , a poziom wody sięgał do 1,70m , jak nie więcej. Zaczęłam się wtedy topić. Straciłam przytomność i ocknęłam się, gdy ratownik mnie wyciągnął na brzeg. To było straszne i tak odcisnęło się na mojej psychice, że do tej pory bałam się większych zbiorników wody.
Misiek spojrzał na mnie zdziwiony. Miał chyba zamiar mnie wrzucić do wody, ale niewiadomo czemu nadal mnie trzymał. W końcu jednak ten uścisk był coraz lżejszy, więc ja mocniej trzymałam go za szyję.
 - Błagam cię, nie puszczaj – mówiłam, a po policzkach zaczęły mi powoli płynąć łzy. Kubi posłusznie zaczął mnie trzymać normalnie. Nadal jednak staliśmy w wodzie.
– Wyjdźmy stąd, proszę – szepnęłam, nadal nie otwierając oczu. Poczułam, że zaczynamy się kierować w kierunku plaży. Po chwili przyjmujący już odkładał mnie powrotem na koc. Podciągnęłam kolana pod brodę. Byłam cała roztrzęsiona. Michał chciał mnie przytulić, ale go odepchnęłam.
 - Aguś.. – zaczął niepewnie. Podniosłam głowę.
 - Mówiłam, że nie chcę wejść do wody – powiedziałam przez łzy.
 - Nigdy mi nie mówiłaś, że tak bardzo boisz się wody. Przecież ty się cała trzęsiesz – stwierdził zmartwiony. Widziałam po jego twarzy, że miał wyrzuty sumienia.
 - Bo nie pytałeś. Czym tu się chwalić? Tym, że jako małe dziecko prawie się utopiłam i od tamtej pory boję się dużej wody?
 - Nie wiedziałem, przepraszam – powiedział skruszony. Ponownie spróbował mnie przytulić. Tym razem go już nie odtrąciłam, lecz wtuliłam mocno w jego ramiona. Powoli się uspokajałam.
 - Przed chwilą znowu przed oczami miałam to, jak wpadam do basenu. Miałam tylko 5 lat. Gdyby ratownik w porę mnie nie zauważył, to by mnie tu teraz nie było. Od tamtego czasu unikam basenów, czy innych tego typu atrakcji. Toleruję tylko wodę w wannie, czy pod prysznicem.
Michał pocałował mnie czule w czubek głowy.
 - Przepraszam. Gdybym wiedział, to nie zabrałbym cię do tej wody. Głupio mi teraz, mogłem cie posłuchać.
 - Obiecaj po prostu, że nie będziesz mnie już zmuszał do wejścia do morza – spojrzałam na niego zaszklonymi oczami. On otarł moje mokre policzki i całując mnie w czoło szepnął:
 - Obiecuję, skarbie.

__________________

I jak po Sylwestrze? :D