6.01.2014

Rozdział 87

Przebudziłam się w nocy, ponieważ zaczął mnie boleć brzuch. Zignorowałam to jednak i chciałam spać dalej. Dolegliwość mi to jednak uniemożliwiała. Przypomniałam sobie, że przecież powinnam już jakiś czas temu dostać okres i wreszcie sobie przypomniał o sobie. Zawsze dzień przed miewałam bóle w dolnej części brzucha. Przewróciłam się na plecy i masowałam bolące miejsce. Zwykle tak robiłam w nocy. Nic to jednak nie dawało. Postanowiłam wstać i wziąć jakąś tabletkę. Przykucnęłam przy walizce, w której znajdowała się apteczka. Znalazłam no-spę i zażyłam jedną tabletkę, popijając wodą. Wróciłam na swoje miejsce i próbowałam wrócić do krainy Morfeusza.
Minęła godzina, a ból nie przechodził. Wręcz przeciwnie. Nasilił się tak mocno, że nie mogłam już wytrzymać. Nie chciałam moim wierceniem się obudzić Miśka, więc wstałam i skierowałam się do łazienki. Bolało, jak cholera. Nie mogłam przez to ustać prosto. Szłam skulona, trzymając się ściany, by nie upaść. Kręciło mi się lekko w głowie. Będąc w łazience oparłam się o ścianę i zjechałam po niej do pozycji siedzącej. Chłodne płytki nie dawały mi żadnego ukojenia. Zerknęłam w dół i ujrzałam krew na spodenkach. Nigdy jednak moja miesiączka nie była tak obfita i bolesna. Poczułam nagle takie mocne ukłucie. Jęknęłam z bólu. Z każdą chwilą bolało coraz bardziej. Zaczęłam głośniej oddychać i co chwilę pojękiwać. Próbowałam przygryźć sobie wargę, by być cicho, ale mi nie wychodziło. W końcu zaczęły mi mimowolnie łzy płynąć po twarzy. Nie panowałam nad tym. Usłyszałam jakiś ruch w pokoju. Musiałam przez przypadek obudzić Michała. Zobaczył, że nie ma mnie w łóżku i zauważył przez otwarte drzwi, kulącą się pod ścianą. Natychmiast się przebudził i podbiegł do mnie.
 - Co się dzieje, Aguś? – spytał przestraszony.
 - Brzuch mnie boli – powiedziała cicho i znowu skrzywiłam się z bólu. – Strasznie.
 - Dzwonię po karetkę. To nie jest normalne – powiedział od razu i szybko pobiegł po komórkę. Zadzwonił po pogotowie, porozumiewając się z nimi po angielsku. Po zakończonej rozmowie znalazł się od razu przy mnie. Mówił coś, ale przestałam się na tym skupiać. Tak strasznie mnie bolało. W pewnym momencie nie docierało do mnie już nic…

Z perspektywy Michała

Agnieszka zwijała się z bólu, a ja byłem kompletnie bezradny. Nic nie mogłem zrobić, by jej ulżyć. Szpital był niedaleko, więc karetka powinna być za 5 minut. Tak przynajmniej powiedziano mi przez telefon. Nie mogłem patrzeć na Agę, wyglądała strasznie. Tak bardzo cierpiała, a ja tylko siedziałem obok i tuliłem ją, szepcząc że wszystko będzie w porządku. W pewnym momencie jakby zaczęła się uciszać. Przez chwilę pomyślałem, że może jej przechodzi. Pomyliłem się. Zaczęła się osuwać, ale zatrzymała się na moim torsie. Straciła przytomność. Powoli zaczynałem wpadać w panikę. Próbowałem ją ocucić, ale na marne. W końcu do drzwi do pokoju otworzyły się i do pomieszczenia weszli medycy z noszami oraz recepcjonistką, która się przestraszyła i postanowiła sprawdzić, co się dzieje. Ratownicy ułożyli brunetkę na noszach. W drodze do karetki, a następnie szpitala wypytywali mnie o jej zdrowie, o to czy to się wcześniej zdarzało, czy jadła coś podejrzanego. Powiedziałem, więc o tej anemii, bo to było najważniejsze. Spojrzeli jednak zdziwieni. Było jasne, że to nie od tego.

Czekałem już drugą godzinę zdenerwowany na korytarzu. Nikt mi nie chciał nic powiedzieć. Do sali, w której była moja dziewczyna co chwilę wchodziły i wychodziły jakieś pielęgniarki. Strasznie się martwiłem. To wszystko było bardzo podejrzane. Przecież czuła się dobrze. Nie licząc tych ostatnich zawrotów głowy. Faktycznie wszędzie było napisane, ze takowe zdarzać się mogą w tej chorobie. Nigdzie jednak nie było słowa o ogromnym bólem brzucha i krwotokiem. W dodatku przecież na logikę rzecz biorąc, to się nijak z tym nie wiązało.
W końcu na korytarzu znalazł się lekarz. Od razu do niego podszedłem i spytałem o zdrowie Kochanowskiej. Niezłym przypadkiem było to, iż medyk był Polakiem. Łatwiej mogłem się z nim zatem porozumieć.
 - Co z nią? Jak się czuje? – spytałem na początku, gdy zaprosił mnie do swojego gabinetu.
- Jeszcze nie odzyskała przytomności. Zapewne stanie się to rano. Udało nam się zatamować krwawienie, co nie było łatwe. Muszę panu niestety przekazać przykrą wiadomość – odrzekł, a ja natychmiast zbladłem. W głowie zaczęło mi się tworzyć tysiąc różnych scenariuszy, z których żaden nie był zbytnio optymistyczny.
 - Jaką wiadomość?
 - Pana ukochana niestety poroniła.
 - Co? Ale że co poroniła? – pytałem jakby w jakimś transie. Nie docierał do mnie sens tych słów.
 - Nie udało nam się uratować dziecka. Przykro mi.
 - Ale jakiego dziecka, do cholery?! – podniosłem głos, ale po chwili już oprzytomniałem i zacząłem sobie wszystko spokojniej analizować.
 - To państwo nie wiedzieli o ciąży? To był 4 tydzień.
 - Ciąży? Ale… nic nie wiedzieliśmy, nie planowaliśmy…
 - To niestety dowiaduje się pan w przykrych okolicznościach. Płód był uszkodzony, miał dość poważną wadę genetyczną. Stąd ten ostry ból brzucha i krwotok.
Wszystko do mnie dotarło. Mogłem zostać ojcem. Owszem, nie planowaliśmy tego, jednak gdyby taka sytuacja wynikła to podjąłbym przecież tą odpowiedzialność. Wiedziałem, że chcę z Agą spędzić resztę życia i założyć rodzinę. Teraz jednak było za wcześnie. Świadomość, że było to nasze dziecko, a teraz go już nie ma była jednak bardzo przytłaczająca.
Podziękowałem lekarzowi i wyszedłem z gabinetu. Otrzymałem wcześniej pozwolenie na przebywanie w Sali Agnieszki. Musiałem jakoś obmyślić, jak to jej wszystko powiedzieć. Nie było to najłatwiejsze zadanie.
Wszedłem do białego pomieszczenia. Na łóżku leżała Aga. Była blada, a jej twarz spokojna. Na całe szczęście nie ukazywała już tego cierpienia, które przeżywała jakiś czas temu. Usiadłem na stołku obok i chwyciłem ukochaną za rękę. Była taka delikatna. Przytuliłem ją do swojego policzka i przymknąłem oczy, rozkoszując się jej zapachem. Uwielbiałem to, jak pachniała. Mogłem ją po tym rozpoznać o każdej porze dnia i nocy. Najbardziej lubiłem, gdy tak po prostu sobie leżałem i miałem ją w swoich ramionach. Wtedy czułem, że przytulam swój cały świat.

Z perspektywy Agnieszki

Powoli otwierałam oczy. Próbowałam przez chwilę przyzwyczaić je do światła. Było tak jakoś nienaturalnie jasno. Dopiero za jakiś czas zorientowałam się, że to nie jest mój pokój hotelowy. Przypominało to bardziej jakąś szpitalną salę. Ale skąd ja się tu wzięłam? W końcu zaczęły mi się przypominać strzępki ostatniej nocy. Pamiętałam ten ogromny ból, krew, Michała…. Potem była tylko ciemność i teraz się ocknęłam. Rozejrzałam się dokładnie po pomieszczeniu. Zauważyłam Kubiaka, który spał z głową na łóżku. Musiał tu siedzieć ze mną cały czas. Ściskał cały czas moją rękę. Drugą, wolną dłonią przejechałam po jego włosach. Znowu doszłam do wniosku, że trzeba je odrobinkę skrócić, bo za dużo ich na tej głowie. Uśmiechnęłam się lekko. Chłopak wyglądał tak słodko. Przejechałam wierzchem dłoni po jego policzku. Był szorstki, ponieważ pokrywał go kilkudniowy zarost. Sama nie byłam pewna, czy bardziej podoba mi się taki gładki, czy właśnie z takim lekkim zarostem. I tak, i tak pociągał mnie jak cholera.
Wpatrywałam się tak w niego dobre kilka minut. W końcu jednak zaczynał się budzić. Gdy zorientował się, że ja już nie śpię wyprostował się natychmiastowo.
 - Jak się czujesz? Wszystko w porządku? – zaczął pytać nerwowo.
 - Tak, tak – uśmiechnęłam się lekko. Odetchnął z ulgą.
 - Strasznie się o ciebie bałem, malutka – powiedział i pocałował moją dłoń, którą cały czas trzymał.
 - Co mi było? Pamiętam, że mnie tak strasznie bolało. I ta krew… To było naprawdę straszne – skrzywiłam się.
 - Bo widzisz… - zaczął niepewnie i westchnął głęboko. Wiedziałam, że to co ma mi do powiedzenia nie będzie miłe. Zaczynałam się bać tych informacji.
 - Lekarz ci powiedział, prawda? – spytałam, a on tylko pokiwał głową. – Jestem na coś chora? To coś poważnego? No mów!
 -  Spokojnie, skarbie. Już ci nic nie jest – próbował mnie uspokoić. – Nie byłaś, ani nie jesteś na nic chora. Oprócz tej anemii oczywiście.
 - Ale to nie miało związku z anemią – stwierdziłam.
 - No nie miało. A te ostatnie twoje zawroty głowy też nie miały z nią nic wspólnego.
 - Co? Ale jak to? To co mi było? Dowiem się w końcu? – powoli zaczynałam się irytować tą całą sytuacją. Leżałam sobie w szpitalu, a mój chłopak ciągle owijał w bawełnę, jakby nie mógł prosto z mostu powiedzieć, co mi jest.
 - Byłaś w ciąży – powiedział cicho. Zamurowało mnie. Ja? W ciąży? BYŁAM? Czyli, że…
 - Jak to: byłam? – spytałam.
 - Poroniłaś. Dziecko miało jakąś poważną wadę i organizm automatycznie tak zareagował.
 - Który to tydzień? – pytałam nadal oszołomiona.
 - 4.
Nastała dziwna cisza. Analizowałam w głowie wszystkie informacje. Z jednej strony byłam w szoku, że w ogóle byłam w ciąży, bo przecież za każdym razem się zabezpieczaliśmy. Chyba… A drugiej to dziecko nie przeżyło. W sumie może tak było lepiej? Może tak właśnie miało być? Miałam dopiero 18 lat, nie byłam jeszcze gotowa na bycie matką. Gdyby to rozwinęło się inaczej, to jasne, że musiałabym wziąć tą odpowiedzialność, zaopiekować się dzieckiem. Nie mogłabym przez to zacząć studiów. Boże, o czym ja gadam? To było przecież ludzkie życie! Życie, które stworzyłam razem z Michałem.
 - O czym pomyślałeś, gdy się dowiedziałeś, że byłam w ciąży? – spytałam nagle. Zdziwiłam siatkarza tym pytaniem.
 - Na początku to w sumie kompletnie nie rozumiałem, co ten lekarz mówił. Potem dopiero to do mnie dotarło i tak jakoś no… smutno mi się zrobiło. Wiem, że to całkowicie nie planowane i w ogóle, ale jednak to było nasze dziecko.
 - Mam tak samo. A myślałeś, co by było gdyby było zdrowe i dowiedzielibyśmy się o tym za jakiś czas? – pytałam dalej.
 - Myślałem. Nawet dość sporo. Może to głupie, ale już sobie nawet wyobraziłem ciebie z takim małym Kubiaczkiem na rękach – zaśmialiśmy się oboje.
 - Misiek, przytulisz mnie? – zapytałam. Nie odpowiedział, tylko od razu usiadł obok mnie i mocno mnie przytulił, całując w czubek głowy.
 - Będziemy mieć kiedyś takie malutkie? Takie nasze? – spytałam cicho.

 - Będziemy mieć, słońce. Nawet nie jedno.

______________

Dziękuję za pozytywne komentarze ;*
Jeszcze 3...

10 komentarzy:

  1. OOOOOO o.O! Nie wiem co mam powiedzieć, rozdział piękny ale w takim smutnym sensie :( :( kurczę no, nie kończ już za 3 rozdziały, proszę :< ja się z nimi już tak zżyłam!
    / Mała Mi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Smutny rozdział szkoda że nie udało się uratować dzidziusia ;( będzie mi brakować tego bloga zawsze chętnie czytał rozdziały ;(

    OdpowiedzUsuń
  3. Cooooooo? Smutaśny taki rozdział, smutaśno mi, bo się opowiadanie ma kończyć :( Dlaczego nam to robisz?

    OdpowiedzUsuń
  4. nawet nie przypominaj, ile do końca!!
    szkoda mi będzie się rozstać z tą historią...
    rozdział smutny bardzo, ale dadzą radę, na pewno !
    Pozdrawiam
    http://czy-to-jest-przyjazn.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Mi też też będę ciężko rozstać się z tym opowiadaniem rozdział smutny szkoda ze nie udało się uratować dziecka :(

    OdpowiedzUsuń
  6. A może przedłużysz?? Albo wymyślisz nowy blog? Tak fajnie się to czyta ; )

    OdpowiedzUsuń
  7. mh mh mh aleeeeeee jak to poroniła? :'< :'<
    proszę, nie kończ tak szybko !!
    Tak bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo PROSZĘ!!

    OdpowiedzUsuń
  8. tego bym się nie spodziewała, ze coś takiego się stanie :(
    super ten blog, normalnie go kocham :)
    / T.K

    OdpowiedzUsuń