Przebudziłam się w nocy, ponieważ zaczął mnie boleć
brzuch. Zignorowałam to jednak i chciałam spać dalej. Dolegliwość mi to jednak
uniemożliwiała. Przypomniałam sobie, że przecież powinnam już jakiś czas temu
dostać okres i wreszcie sobie przypomniał o sobie. Zawsze dzień przed miewałam
bóle w dolnej części brzucha. Przewróciłam się na plecy i masowałam bolące
miejsce. Zwykle tak robiłam w nocy. Nic to jednak nie dawało. Postanowiłam
wstać i wziąć jakąś tabletkę. Przykucnęłam przy walizce, w której znajdowała
się apteczka. Znalazłam no-spę i zażyłam jedną tabletkę, popijając wodą.
Wróciłam na swoje miejsce i próbowałam wrócić do krainy Morfeusza.
Minęła godzina, a ból nie przechodził. Wręcz przeciwnie.
Nasilił się tak mocno, że nie mogłam już wytrzymać. Nie chciałam moim
wierceniem się obudzić Miśka, więc wstałam i skierowałam się do łazienki.
Bolało, jak cholera. Nie mogłam przez to ustać prosto. Szłam skulona, trzymając
się ściany, by nie upaść. Kręciło mi się lekko w głowie. Będąc w łazience
oparłam się o ścianę i zjechałam po niej do pozycji siedzącej. Chłodne płytki
nie dawały mi żadnego ukojenia. Zerknęłam w dół i ujrzałam krew na spodenkach.
Nigdy jednak moja miesiączka nie była tak obfita i bolesna. Poczułam nagle
takie mocne ukłucie. Jęknęłam z bólu. Z każdą chwilą bolało coraz bardziej.
Zaczęłam głośniej oddychać i co chwilę pojękiwać. Próbowałam przygryźć sobie
wargę, by być cicho, ale mi nie wychodziło. W końcu zaczęły mi mimowolnie łzy
płynąć po twarzy. Nie panowałam nad tym. Usłyszałam jakiś ruch w pokoju.
Musiałam przez przypadek obudzić Michała. Zobaczył, że nie ma mnie w łóżku i
zauważył przez otwarte drzwi, kulącą się pod ścianą. Natychmiast się przebudził
i podbiegł do mnie.
- Co się dzieje,
Aguś? – spytał przestraszony.
- Brzuch mnie boli
– powiedziała cicho i znowu skrzywiłam się z bólu. – Strasznie.
- Dzwonię po
karetkę. To nie jest normalne – powiedział od razu i szybko pobiegł po komórkę.
Zadzwonił po pogotowie, porozumiewając się z nimi po angielsku. Po zakończonej
rozmowie znalazł się od razu przy mnie. Mówił coś, ale przestałam się na tym
skupiać. Tak strasznie mnie bolało. W pewnym momencie nie docierało do mnie już
nic…
Z perspektywy
Michała
Agnieszka zwijała się z bólu, a ja byłem kompletnie
bezradny. Nic nie mogłem zrobić, by jej ulżyć. Szpital był niedaleko, więc
karetka powinna być za 5 minut. Tak przynajmniej powiedziano mi przez telefon.
Nie mogłem patrzeć na Agę, wyglądała strasznie. Tak bardzo cierpiała, a ja
tylko siedziałem obok i tuliłem ją, szepcząc że wszystko będzie w porządku. W
pewnym momencie jakby zaczęła się uciszać. Przez chwilę pomyślałem, że może jej
przechodzi. Pomyliłem się. Zaczęła się osuwać, ale zatrzymała się na moim
torsie. Straciła przytomność. Powoli zaczynałem wpadać w panikę. Próbowałem ją
ocucić, ale na marne. W końcu do drzwi do pokoju otworzyły się i do
pomieszczenia weszli medycy z noszami oraz recepcjonistką, która się
przestraszyła i postanowiła sprawdzić, co się dzieje. Ratownicy ułożyli
brunetkę na noszach. W drodze do karetki, a następnie szpitala wypytywali mnie
o jej zdrowie, o to czy to się wcześniej zdarzało, czy jadła coś podejrzanego.
Powiedziałem, więc o tej anemii, bo to było najważniejsze. Spojrzeli jednak
zdziwieni. Było jasne, że to nie od tego.
Czekałem już drugą godzinę zdenerwowany na korytarzu.
Nikt mi nie chciał nic powiedzieć. Do sali, w której była moja dziewczyna co
chwilę wchodziły i wychodziły jakieś pielęgniarki. Strasznie się martwiłem. To
wszystko było bardzo podejrzane. Przecież czuła się dobrze. Nie licząc tych
ostatnich zawrotów głowy. Faktycznie wszędzie było napisane, ze takowe zdarzać
się mogą w tej chorobie. Nigdzie jednak nie było słowa o ogromnym bólem brzucha
i krwotokiem. W dodatku przecież na logikę rzecz biorąc, to się nijak z tym nie
wiązało.
W końcu na korytarzu znalazł się lekarz. Od razu do niego
podszedłem i spytałem o zdrowie Kochanowskiej. Niezłym przypadkiem było to, iż
medyk był Polakiem. Łatwiej mogłem się z nim zatem porozumieć.
- Co z nią? Jak
się czuje? – spytałem na początku, gdy zaprosił mnie do swojego gabinetu.
- Jeszcze nie odzyskała przytomności. Zapewne stanie się
to rano. Udało nam się zatamować krwawienie, co nie było łatwe. Muszę panu
niestety przekazać przykrą wiadomość – odrzekł, a ja natychmiast zbladłem. W
głowie zaczęło mi się tworzyć tysiąc różnych scenariuszy, z których żaden nie
był zbytnio optymistyczny.
- Jaką wiadomość?
- Pana ukochana
niestety poroniła.
- Co? Ale że co
poroniła? – pytałem jakby w jakimś transie. Nie docierał do mnie sens tych
słów.
- Nie udało nam
się uratować dziecka. Przykro mi.
- Ale jakiego
dziecka, do cholery?! – podniosłem głos, ale po chwili już oprzytomniałem i
zacząłem sobie wszystko spokojniej analizować.
- To państwo nie
wiedzieli o ciąży? To był 4 tydzień.
- Ciąży? Ale… nic
nie wiedzieliśmy, nie planowaliśmy…
- To niestety
dowiaduje się pan w przykrych okolicznościach. Płód był uszkodzony, miał dość
poważną wadę genetyczną. Stąd ten ostry ból brzucha i krwotok.
Wszystko do mnie dotarło. Mogłem zostać ojcem. Owszem,
nie planowaliśmy tego, jednak gdyby taka sytuacja wynikła to podjąłbym
przecież tą odpowiedzialność. Wiedziałem, że chcę z Agą spędzić resztę życia i
założyć rodzinę. Teraz jednak było za wcześnie. Świadomość, że było to nasze
dziecko, a teraz go już nie ma była jednak bardzo przytłaczająca.
Podziękowałem lekarzowi i wyszedłem z gabinetu.
Otrzymałem wcześniej pozwolenie na przebywanie w Sali Agnieszki. Musiałem jakoś
obmyślić, jak to jej wszystko powiedzieć. Nie było to najłatwiejsze zadanie.
Wszedłem do białego pomieszczenia. Na łóżku leżała Aga.
Była blada, a jej twarz spokojna. Na całe szczęście nie ukazywała już tego
cierpienia, które przeżywała jakiś czas temu. Usiadłem na stołku obok i
chwyciłem ukochaną za rękę. Była taka delikatna. Przytuliłem ją do swojego
policzka i przymknąłem oczy, rozkoszując się jej zapachem. Uwielbiałem to, jak
pachniała. Mogłem ją po tym rozpoznać o każdej porze dnia i nocy. Najbardziej
lubiłem, gdy tak po prostu sobie leżałem i miałem ją w swoich ramionach. Wtedy
czułem, że przytulam swój cały świat.
Z perspektywy
Agnieszki
Powoli otwierałam oczy. Próbowałam przez chwilę
przyzwyczaić je do światła. Było tak jakoś nienaturalnie jasno. Dopiero za
jakiś czas zorientowałam się, że to nie jest mój pokój hotelowy. Przypominało
to bardziej jakąś szpitalną salę. Ale skąd ja się tu wzięłam? W końcu zaczęły
mi się przypominać strzępki ostatniej nocy. Pamiętałam ten ogromny ból, krew,
Michała…. Potem była tylko ciemność i teraz się ocknęłam. Rozejrzałam się
dokładnie po pomieszczeniu. Zauważyłam Kubiaka, który spał z głową na łóżku.
Musiał tu siedzieć ze mną cały czas. Ściskał cały czas moją rękę. Drugą, wolną
dłonią przejechałam po jego włosach. Znowu doszłam do wniosku, że trzeba je
odrobinkę skrócić, bo za dużo ich na tej głowie. Uśmiechnęłam się lekko.
Chłopak wyglądał tak słodko. Przejechałam wierzchem dłoni po jego policzku. Był
szorstki, ponieważ pokrywał go kilkudniowy zarost. Sama nie byłam pewna, czy
bardziej podoba mi się taki gładki, czy właśnie z takim lekkim zarostem. I tak,
i tak pociągał mnie jak cholera.
Wpatrywałam się tak w niego dobre kilka minut. W końcu
jednak zaczynał się budzić. Gdy zorientował się, że ja już nie śpię wyprostował
się natychmiastowo.
- Jak się czujesz?
Wszystko w porządku? – zaczął pytać nerwowo.
- Tak, tak – uśmiechnęłam
się lekko. Odetchnął z ulgą.
- Strasznie się o
ciebie bałem, malutka – powiedział i pocałował moją dłoń, którą cały czas
trzymał.
- Co mi było?
Pamiętam, że mnie tak strasznie bolało. I ta krew… To było naprawdę straszne –
skrzywiłam się.
- Bo widzisz… -
zaczął niepewnie i westchnął głęboko. Wiedziałam, że to co ma mi do powiedzenia
nie będzie miłe. Zaczynałam się bać tych informacji.
- Lekarz ci
powiedział, prawda? – spytałam, a on tylko pokiwał głową. – Jestem na coś
chora? To coś poważnego? No mów!
- Spokojnie, skarbie. Już ci nic nie jest –
próbował mnie uspokoić. – Nie byłaś, ani nie jesteś na nic chora. Oprócz tej
anemii oczywiście.
- Ale to nie miało
związku z anemią – stwierdziłam.
- No nie miało. A
te ostatnie twoje zawroty głowy też nie miały z nią nic wspólnego.
- Co? Ale jak to?
To co mi było? Dowiem się w końcu? – powoli zaczynałam się irytować tą całą
sytuacją. Leżałam sobie w szpitalu, a mój chłopak ciągle owijał w bawełnę,
jakby nie mógł prosto z mostu powiedzieć, co mi jest.
- Byłaś w ciąży –
powiedział cicho. Zamurowało mnie. Ja? W ciąży? BYŁAM? Czyli, że…
- Jak to: byłam? –
spytałam.
- Poroniłaś.
Dziecko miało jakąś poważną wadę i organizm automatycznie tak zareagował.
- Który to
tydzień? – pytałam nadal oszołomiona.
- 4.
Nastała dziwna cisza. Analizowałam w głowie wszystkie
informacje. Z jednej strony byłam w szoku, że w ogóle byłam w ciąży, bo
przecież za każdym razem się zabezpieczaliśmy. Chyba… A drugiej to dziecko nie
przeżyło. W sumie może tak było lepiej? Może tak właśnie miało być? Miałam
dopiero 18 lat, nie byłam jeszcze gotowa na bycie matką. Gdyby to rozwinęło się
inaczej, to jasne, że musiałabym wziąć tą odpowiedzialność, zaopiekować się
dzieckiem. Nie mogłabym przez to zacząć studiów. Boże, o czym ja gadam? To było
przecież ludzkie życie! Życie, które stworzyłam razem z Michałem.
- O czym
pomyślałeś, gdy się dowiedziałeś, że byłam w ciąży? – spytałam nagle. Zdziwiłam
siatkarza tym pytaniem.
- Na początku to w
sumie kompletnie nie rozumiałem, co ten lekarz mówił. Potem dopiero to do mnie
dotarło i tak jakoś no… smutno mi się zrobiło. Wiem, że to całkowicie nie
planowane i w ogóle, ale jednak to było nasze dziecko.
- Mam tak samo. A
myślałeś, co by było gdyby było zdrowe i dowiedzielibyśmy się o tym za jakiś
czas? – pytałam dalej.
- Myślałem. Nawet
dość sporo. Może to głupie, ale już sobie nawet wyobraziłem ciebie z takim
małym Kubiaczkiem na rękach – zaśmialiśmy się oboje.
- Misiek,
przytulisz mnie? – zapytałam. Nie odpowiedział, tylko od razu usiadł obok mnie
i mocno mnie przytulił, całując w czubek głowy.
- Będziemy mieć
kiedyś takie malutkie? Takie nasze? – spytałam cicho.
- Będziemy mieć,
słońce. Nawet nie jedno.
______________
Dziękuję za pozytywne komentarze ;*
Jeszcze 3...
Jeszcze 3...
OOOOOO o.O! Nie wiem co mam powiedzieć, rozdział piękny ale w takim smutnym sensie :( :( kurczę no, nie kończ już za 3 rozdziały, proszę :< ja się z nimi już tak zżyłam!
OdpowiedzUsuń/ Mała Mi.
Smutnoo...
OdpowiedzUsuńnieeeeee, ja nie chcę końca:C
OdpowiedzUsuńSmutny rozdział szkoda że nie udało się uratować dzidziusia ;( będzie mi brakować tego bloga zawsze chętnie czytał rozdziały ;(
OdpowiedzUsuńCooooooo? Smutaśny taki rozdział, smutaśno mi, bo się opowiadanie ma kończyć :( Dlaczego nam to robisz?
OdpowiedzUsuńnawet nie przypominaj, ile do końca!!
OdpowiedzUsuńszkoda mi będzie się rozstać z tą historią...
rozdział smutny bardzo, ale dadzą radę, na pewno !
Pozdrawiam
http://czy-to-jest-przyjazn.blogspot.com/
Mi też też będę ciężko rozstać się z tym opowiadaniem rozdział smutny szkoda ze nie udało się uratować dziecka :(
OdpowiedzUsuńA może przedłużysz?? Albo wymyślisz nowy blog? Tak fajnie się to czyta ; )
OdpowiedzUsuńmh mh mh aleeeeeee jak to poroniła? :'< :'<
OdpowiedzUsuńproszę, nie kończ tak szybko !!
Tak bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo PROSZĘ!!
tego bym się nie spodziewała, ze coś takiego się stanie :(
OdpowiedzUsuńsuper ten blog, normalnie go kocham :)
/ T.K