Weszliśmy do mojego domu. Była niedziela, więc rodzice nie poszli do pracy. Miałam tylko nadzieje, że nie zauważą nic podejrzanego. Byłam blada, zauważyłam to w lusterku. Przełknęłam ślinę.
- Wróciłam - krzyknęłam. Mama wychyliła się z kuchni. Uśmiechnęła się do nas.
- O, akurat w samą porę na obiad.
Super. Gdybym coś zjadła to od razu bym zwymiotowała. Nie mogę pozwolić żeby mama się czegokolwiek domyśliła.
- Ale mamo, my wstaliśmy niedawno i przed chwilą jedliśmy. Nie zmieszczę nic więcej.
Pogłaskałam sie po brzuchu, dając jej do zrozumienia, że nie jestem głodna. Spojrzała na mnie dziwnie i podeszła bliżej. Położyła mi rękę na czole. O nie. Michał , ratuj.
- Jesteś chora? Jakoś dziwnie wyglądasz.
- Nie, wydaje ci się. Po prostu sie nie wyspałam.
- Późno z imprezy wróciliśmy, rozumie pani - Kubiak się uśmiechnął. Moja mama odpuściła. Hura! Udało się!
- Mamo, bo ja właściwie to tylko na chwilę. Wezmę prysznic, przebiorę sie i idę z Michałem pojeździć. Wczoraj nie było jak, bo wypadła ta impreza.
- Rozumiem. To miło z twojej strony Michale, że pomagasz Agnieszce.
- Czego się nie robi dla przyjaciół.
Poszłam na górę, a Michała zostawiłam z rodzicami w salonie. Właściwie to tylko z tatą, bo mama wróciła do kuchni. Zauważyłam, że w telewizorze była powtórka wczorajszego meczu Jastrzębskiego Węgla. No to szykuje się ciekawa pogawędka taty z Miśkiem. Ojciec też uwielbiał siatkówkę, tak jak ja. Właściwie gdyby nie on to nie zainteresowałabym się tym sportem. W Gorzowie nie był on tak popularny, bo blisko nie ma żadnego dobrego klubu.
Wzięłam szybki prysznic. Nie miałam czasu na rozkoszowanie się tym jak ciepła woda zmywa ze mnie brudy wczorajszego wieczora. Choć nie pamiętałam tych wydarzeń, to jednak z moją wyobraźnią łatwo mi było sobie to wyobrazić. W samym ręczniku poszłam do mojego pokoju po czysta bieliznę i jakieś ubrania. Z szafy wyciągnęłam koszule w kratkę (link) oraz jeansy (link). Wzięłam z wieszaka kurtkę (link), którą na siebie narzuciłam. Gdy zeszłam na dół ubrałam czarne trampki i zawołałam Michała. Pożegnaliśmy się z moimi rodzicami i wyszliśmy.
Kolejka do lekarza nie była taka długa. Byłam 3. Trochę się denerwowałam. No i nadal miałam w środku to nieswoje uczucie. Niby było mi niedobrze, ale nie mogłam jakoś zwymiotować. Co ten kretyn mi dosypał?!
- Pani Agnieszka Kochanowska - usłyszałam pielęgniarkę. Michał uścisnął mi rękę i uśmiechnął się. Odwzajemniłam gest, ale lekko. Odetchnęłam głęboko i weszłam do gabinetu lekarza. W pomieszczeniu przeważały kolory biały i niebieski. Na środku stało biurko, za którym siedział mężczyzna , na oko w wieku mojego ojca. Gestem wskazał na krzesło. Usiadłam.
- Co się dzieje? - spytał z uśmiechem i odstawił moją kartę zdrowia na bok.
- Chciałabym zrobić badania. Musi mi pan wypisać skierowanie.
- Chciałabym zrobić badania. Musi mi pan wypisać skierowanie.
- Ale jakie badania?
- Krwi.
- Ale z tego co tutaj widzę to robiła pani takie kontrolne niedawno.
- No tak, ale dziś w nocy... byłam w klubie. Ktoś dosypał mi czegoś do drinka. Na szczęście do niczego nie doszło, bo przyjaciel mi pomógł. Ale podobno strasznie szybko straciłam przytomność, a od rana wymiotuję, jest mi niedobrze, słabo.
- Rozumiem. Oczywiście, że wypisze skierowanie. Dobrze, że pani przyjaciel pomógł. W dzisiejszym świecie w klubach bywa niebezpiecznie. Szczególnie w takich przypadkach. Pani miała szczęście - uśmiechnął sie i podał mi kartkę. - Prószę podejść do pomieszczenia obok. Tam pielęgniarka pobierze pani krew.
- Dziękuję bardzo. Do widzenia.
Wyszłam i zrobiłam to, co kazał doktor. Pielęgniarka była bardzo miła. Zauważyła, że boję sie igieł, więc próbowała mnie zagadać rozmową, żebym sie nie skupiała na tym. Poczułam lekkie ukłucie i zamknęłam oczy. Gdy je otworzyłam było po wszystkim. Kobieta przyłożyła mi do rany gazik i przykleiła go plastrem. Wyniki miały być za 2 dni.
Podeszłam do Michała, który siedział cały czas w poczekalni. Na mój widok wstał i podał kurtkę. Pomógł mi ją założyć, bo rękę miałam trochę zdrętwiałą. Przy pobieraniu krwi to normalne.
- Kiedy będą wyniki? - spytał, gdy wyszliśmy z przychodni.
- We wtorek.
- Chcesz żebym poszedł z tobą?
- A mógłbyś? Lepiej bym się czuła.
- No jasne, głupio się pytasz.
Uśmiechnął sie i otworzył mi drzwi do samochodu od strony pasażera. Zapięłam pas, a Kubiak usadowił się obok. Odjechaliśmy.
- Jak się czujesz?
- Michał, co chwilę się o to pytasz.
- Bo się martwię. Takie dziwne?
- No nie, ale.. trochę to denerwujące. - westchnęłam i wpatrywałam się w krajobraz za szybą. W pewnym momencie zauważyłam, że minęliśmy tabliczkę '' Żory''.
- Czemu jedziemy do ciebie? - spytałam.
- Zbyszek ma tam wpaść, bo chce się z tobą zobaczyć.
- Będziecie sie teraz ze mną obchodzić jak z jajkiem? Przecież nic mi już nie jest.
- Aga, kurwa nie zachowuj sie jak dziecko! - krzyknął. Nerwy mu już puszczały. Kubiak był nerwowy, zupełnie jak ja. No musze przyznać, że dziś go strasznie wkurzyłam. Sama nie wiem czemu sie tak zachowywałam. On mi ciągle pomagał, a ja tylko miałam pretensje o wszystko. Westchnęłam.
- Przepraszam... - zepchnęłam. - Wiesz, jaka jestem.
- Wiem. Kiedy wyżywasz się na wszystkich to znaczy, że w środku jesteś zdołowana.
No tak. Michał znał mnie jak nikt inny. Czasami mam wrażenie, ze nawet Duśka, z którą przyjaźnie się od przedszkola tyle o mnie nie wie, co on.
- Czy ty musisz tyle o mnie wiedzieć? - powiedziałam sarkastycznie i lekko uśmiechnęłam się. Nie znoszę się dołować, ale tym razem miałam ku temu powody. Nie miałam jednak powodów , aby się wyżywać na przyjacielu. Samochód stanął na parkingu na osiedlu przyjmującego. Wysiedliśmy, a ja bez słowa podeszłam i wtuliłam się w bruneta.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam - powiedziałam szczerze.
- Nie gniewam się już.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz