17.09.2013

Rozdział 54

Byliśmy w połowie jazdy na trasie Gorzów Wielkopolski – Wałcz. Dopiero wtedy ogarnęła mnie prawdziwa panika. Aż zrobiło mi się niedobrze. Z tego stresu zapomniałam wziąć rano żelaza. Zaczęłam szperać w torebce, jednak opakowania z tabletkami tak nie było. Przypomniałam sobie, ze schowałam je do kosmetyczki. Kto chowa potrzebne tabletki do kosmetyczki? No tak, ja.
 - Misiek, zatrzymałbyś się na poboczu? – poprosiłam.
 - Źle się czujesz? – zapytał troskliwie i posłusznie zjechał z drogi.
 - Nie. Znaczy tak trochę. Zapomniałam wziąć żelaza, a mam je w walizce.
Kubiak tylko pokręcił głową i otworzył mi bagażnik. Podeszłam do niego. Na świeżym powietrzu od razu zrobiło mi się lepiej. Wzięłam tabletkę i usiadłam z powrotem w wozie. Zapięłam pas. Nadal byłam jednak niespokojna. Okropnie bałam się tego spotkania z rodziną Michała. Siatkarz widocznie zauważył mój stan, bo nie włączał silnika.
 - Ile razy mam ci powtarzać żebyś się nie denerwowała, bo nie ma czym? – westchnął.
 - Łatwo ci mówić – bąknęłam. – A jak każą ci ze mną zerwać?
 - Jezuu – jęknął i złapał się za głowę. – Ty coś piłaś, czy na trzeźwo takie głupoty gadasz?
 - Mówię całkiem poważnie. Przecież mogą uznać, że jestem jakaś głupia, brzydka. Skompromituję się jakoś i od razu się zniechęcą do mnie.
 - Moi rodzice cię uwielbiają.
 - Ale mogą w każdej chwili przestać.
 - Nie zachowuj się jak dziecko – jęknął.
 - No właśnie! Dziecko! Mam tylko 18 lat. Mogą mieć pretensje, że chcę się tobą zabawić, albo … - nie dokończyłam, bo Kubi zamknął mi usta pocałunkiem.
 - Będziesz już cicho, panikaro? – zaśmiał się .
 - Głupek – obrażona skrzyżowałam ręce na piersi.
 - Też cię kocham – cmoknął mnie w policzek, a ja udałam teatralnie, ze się tym brzydzę i z skrzywioną miną wytarłam go. Siatkarz odpalił silnik i ruszyliśmy ponownie.

Podróż trwała 2 godziny, lecz mi to przeleciało, jak 10 minut. W końcu Infiniti stanęło pod odpowiednim domem. Był bardzo ładny. Lekko żółte ściany świetnie komponowały się z brązowym kamieniem, którym był wyłożony dół ścian. Niestety śnieg psuł tą atmosferę. Z daleka widziałam, jak jakieś dzieci biją się śnieżkami. Na lanie wodą było rzecz jasna za zimno, bo mogły się jeszcze pochorować.
Kubiak wziął nasze bagaże i odśnieżonym chodnikiem udaliśmy się w kierunku drzwi. Mówiłam, że ogromnie denerwowałam się w czasie jazdy? Teraz stres osiągnął prawie maksimum w dziesięciopunktowej skali. Chłopak otworzył drzwi i puścił mnie przodem. Odłożył nasze walizki i położył sobie ręce na biodrach.
 - No to witaj u mnie – puścił mi oczko. Do korytarza weszła pani Maria. Uśmiechnęła się szeroko na nasz widok.
 - Dzień dobry – zaczęłam nieśmiało.
 - Witaj, Agusiu. Jak się cieszę, że przyjechałaś – przytuliła mnie mocno, co było dla mnie ogromnym, lecz pozytywnym zaskoczeniem. Przyjmujący spojrzał na mnie z miną, mówiącą: ‘’A nie mówiłem?’’.
 - Dziękuję za zaproszenie – uśmiechnęłam się. Po chwili dołączył do nas Kubiak senior. Także mnie przytulił.
 - Już się nie mogliśmy doczekać, kiedy przyjedziesz, Agnieszko – powiedział.
 - Na mój widok tak się nie cieszyli – stwierdził urażony Michał.
 - Oj nie wymyślaj – skarciła go jego mama.
 - Zaniosę walizki do pokoju i zaraz wracam.
Jak powiedział, tak i zrobił. Zostałam więc sama z państwem Kubiak. Zauważyłam, że cały czas mam na sobie płaszcz, więc go ściągnęłam i zawiesiłam na wieszaku.
 - Może w czymś pomóc pani w kuchni? – spytałam uprzejmie. Chciałam sprawić dobre wrażenie.
 - Ależ skąd, kochana. Jesteś gościem – stwierdziła.
 - Ale nie lubię tak siedzieć bezczynnie.
 - To chodź na spacer. Pokażę ci parę ładnych miejsc – oznajmił Misiek, który wrócił z góry.
 - Bardzo dobry pomysł – poparła go pani Maria.
 - Ale może jednak bym w czymś pomogła – nie byłam przekonana do końca. Gdybym za szybko się zgodziła to mogłoby to dziwnie wyglądać.
 - Gdybym cię nie poznał wcześniej, to pomyślałbym, że mój syn wynajął jakąś aktorkę żeby udawała jego dziewczynę – zażartował pan Jarosław.
 - Bierz aparat, zakładaj płaszcz i idziemy. I nie chcę słyszeć żadnych protestów – oznajmił Michał, podając mi futerał z lustrzanką. Posłusznie więc ubrałam mój czerwony płaszcz (link). Lubiłam go, bo był ciepły. W dodatku pasował do moich ulubionych butów (link). Właściwie w głównej mierze dlatego właśnie go kupiłam. Dzięki temu, że obcas miał 15 cm, to nie wyglądałam jak karzeł przy moim chłopaku. Mimo to, byłam nadal niższa. 5 cm jednak nie robiło takiej różnicy, jak 20 cm.
 - Ale jak wrócimy, to pani pomogę – powiedziałam z uśmiechem, na co starsza kobieta zareagowała pokręceniem głowy ze śmiechem.
 - Uparta jesteś – stwierdziła.
 - Dlatego ją kocham – Misiek cmoknął mnie w skroń, złapał za rękę i wyszliśmy z budynku.
 - I co? Tak źle było? – zapytał, gdy odeszliśmy kawałek. Uderzyłam go w ramię, wolną ręką.
 - Nie nabijaj się. To byli twoi rodzice. Potem będzie reszta rodziny.
 - Też cię polubią. Nie bój się, mała.
 - Mała to jest twoja pała.

 - Jakoś nie narzekałaś – wystawił mi język.

_____________

Jeszcze 3 dni do Mistrzostw Europy!
Bardzo dziękuję za komentarze pod poprzednia notką ;)

2 komentarze:

  1. Jak ja lubię czytać twe opowiadanie... :D :D :D Buźka :*

    OdpowiedzUsuń
  2. i po co Aga się bała, niepotrzebnie! :)
    ściskam :*

    OdpowiedzUsuń