24.12.2013

Rozdział 82

Szłam chodnikiem w kierunku domu Natki. Poprzedniego wieczora wróciła z wakacji, więc chciałam ją dokładnie wypytać o wszystko. Drzwi otworzyła mi jej mama. Wpuściła mnie do środka, uprzedzając, że moja przyjaciółka raczej jeszcze śpi. Była już 12, mogłaby się trochę ogarnąć i domyślić, że będę chciała od razu ją odwiedzić. Weszłam do jej pokoju. No tak, rolety zasunięte, a blondynka śpi opatulona kołdrą. Że też jej gorąco nie było. Postawiłam na gwałtowną pobudkę. Odsłoniłam okna, pozwalając promieniom słonecznym wpaść do pokoju. Nowak ani drgnęła. Ściągnęłam więc z niej kołdrę. Nadal nic. Nachyliłam się nad nią i prosto do ucha krzyknęłam:
 - Natalia, Zbyszek na ciebie czeka od godziny!
Zadziałało. Zerwała się jak oparzona.
 - Co? Jak? Przecież miał być wieczorem – mówiła przestraszona. Skumała, że to żart, gdy zobaczyła, że zwijam się ze śmiechu. – No komiczne po prostu.
Obrażona skrzyżowała ręce na piersi. Usiadłam obok niej.
 - Nie reagowałaś, to musiałam coś wymyślić – puściłam jej oczko. – Leć się ogarnąć, a ja tu sobie poczekam – rozłożyłam się wygodnie na jej łóżku. Natka wzięła ubrania z szafy i zniknęła za drzwiami. Wróciła po 20 minutach kompletnie ubrana (link).
 - A teraz pochwal się, jak było – wyszczerzyłam się, podnosząc do pozycji siedzącej.
 - Bardzo fajnie było. Najchętniej bym tam została – rozmarzyła się.
 - Nic prostszego. Niech Zibi podpisuje kontrakt z jakimś greckim klubem – szturchnęłam ją ramieniem, śmiejąc się.
 - Taa, zawijam kiece i lecę mu o tym powiedzieć – wywróciła oczami.
 - Okej, okej. Co robiliście?
 - Głównie się obijaliśmy. Leżenie na plaży i te sprawy. Morze było takie ciepłe, że musieliśmy w nim popływać. Zbyszek nawet załatwił nurkowanie. Wiesz, jak wspaniale jest tak głęboko w wodzie?
 - Wierzę na słowo – skrzywiłam się. – Wiesz, że ja się boję dużej wody.
Boję to mało powiedziane. Ja wpadałam w panikę, gdy woda sięgała mi wyżej niż do ud. Dlatego zawsze kombinowałam żeby ominąć lekcje wf na basenie. Zawsze mi się na szczęście udawało.
 - No ty się boisz, ja za to uwielbiam. Mogłabym tam tak leżeć godzinami. Jeszcze pływaliśmy na bananie, skakaliśmy do wody, jak pojebani – zaśmiała się.
 - To cieszę się, że się dobrze bawiłaś – uśmiechnęłam się.
 - Dobrze? Wspaniale!
 - Ja już w sobotę pojadę sobie na wakacje. Doczekać się nie mogę.
 - Mów lepiej, jak tam na weselu było.
 - Też fajnie. Tylko dużo dziewczyn pożerało mi Michała wzrokiem – jęknęłam.
 - Spokojnie, on jest tylko twój.
 - Wiem i dawałam im to do zrozumienia. Przytulałam się do niego ciągle i w ogóle. Jakie złe były – zaśmiałam się, przypominając miny niektórych napalonych dziewczyn. – No i jeszcze złapałam welon!
 - No coś ty?! A kto został przyszłym panem młodym?
 - Zgadnij – puściłam jej oczko, a ona od razu skumała aluzję.
 - Jak nic przeznaczenie!
 - Kto tam wie – uśmiechnęłam się.

Do domu musiałam wrócić godzinę później, bo dostałam telefon, że Zuza z Tomkiem przyjechali. Obiecałam, że im pomogę z tym nowym mieszkaniem. Zuzka nie mogła się przemęczać, więc zwerbowałam Miśka i już po chwili czekałam na niego pod blokiem siostry. Siedziałam na ławce i już powoli mi się zaczynało nudzić. Kubiak spóźniał się już 15 minut. W dodatku pogorszyła się pogoda i robiło się coraz chłodniej. Chyba wyczerpał się limit dobrej pogody, jak na ostatni czas.
W końcu zobaczyłam siatkarza. Biegł w moją stronę. Był lekko zdyszany. Pocałował mnie w policzek na powitanie.
 - Dłużej się nie dało? – spytałam z wyrzutem.
 - Sorry, auto mi się zepsuło. Próbowałem coś sam z nim zdziałać, ale na nic. Poprosiłem Zbyszka żeby go zawiózł do mechanika, a ja poleciałem do ciebie – opowiedział mi. Uśmiechnęłam się i pocałowałam go w usta. Złapaliśmy się za ręce i ruszyliśmy na górę. Otworzyła nam Zuza i zaprosiła do środka.
 - To, co robimy? – zatarłam ręce i wyszczerzyłam się. Tomek pokazał mi tylko wiadra z farbą. Postanowiłam się zatem przebrać żeby nie ubrudzić ciuchów. Pomyślałam o takiej możliwości i zabrałam ze sobą czarne legginsy i koszulę (link).  Gdy wyszłam z łazienki Michał założył mi na głowę czapkę zrobioną z gazety. Wyszczerzył się głupio, bo na sobie miał identyczną.
 - No to co panowie? Do roboty! – zaśmiałam się i chwyciłam wałek, który następnie zamozzyłam w liliowej farbie. Na taki bowiem kolor miała być pomalowana sypialnia. Jedna ściana była w innym kolorze, ciemniejszym odcieniu fioletu. Pomalowanie jednego pokoju zajęło nam pół godziny. Była to tylko jedna warstwa, która musiała wyschnąć, byśmy mogli nałożyć drugą. Przenieśliśmy się zatem do salonu. W nim wszystkie ściany miały być koloru ecru, który idealnie będzie się komponował z brązowymi dodatkami. Kolejnym krokiem był pokój dla dziecka. Miał być w kolorze jasno niebieskim, bo była to barwa uniwersalna, i dla chłopca, i dla dziewczynki. W pewnym momencie Tomek postanowił iść zacząć nakładać drugą warstwę farby w sypialni by było szybciej. Mi z Kubim została już tylko jedna ściana. Zamoczyłam pędzel w farbie, ponieważ chciałam dokładnie wyrównać w rogu ściany. Weszłam na drabinę i zaczęłam malować. Pracowaliśmy już ponad 3 godziny i musiałam przyznać, że byłam już zmęczona. W pewnym momencie przez chwilę zrobiło mi się ciemno przed oczami. To wystarczyło bym straciła równowagę na tej drabinie. Poleciałam do tyłu. Na całe szczęście Misiek w porę to zauważył i mnie złapał, chroniąc przed upadkiem.
 - Hej, hej. Wszystko w porządku? – spytał troskliwie i postawił mnie siedząco na podłodze.
 - Tak, tak – pokiwałam twierdząco głową. Musiałam przyznać, że trochę się wystraszyłam tym upadkiem.
 - Czekaj, otworzę okno – powiedział i tak też zrobił. Przykucnął koło mnie i włożył włosy, które miałam na twarzy za ucho. Spojrzał troskliwie. Martwił się. Uśmiechnęłam się lekko.
 - Trochę mi się słabo zrobiło. Nic poważnego.
W tym momencie do pomieszczenia weszła moja siostra, zaniepokojona dziwnym hałasem.
 - Coś się stało? Słyszałam.. – zaczęła i spojrzała na mnie.
 - Słabo jej się zrobiło i spadła z drabiny – powiedział za mnie Michał.
 - Chodź, może lepiej się przejdziemy na świeże powietrze – powiedziała zmartwiona.
 - To dobry pomysł – powiedział za mnie Michał. Oczywiście samodzielna ja musiałam coś wtrącić.
 - Rany, nic mi nie jest – odparłam podirytowana i spróbowałam wstać, ale znowu zakręciło mi się w głowie. Znowu przed upadkiem uchronił mnie Michał, mocno trzymając w pasie. Po chwili już wszystko wróciło do normy.
- Właśnie widać to nic – mruknął Misiek.
 - No dobra, dobra – westchnęłam zrezygnowana i wyprostowałam się. Przyjmujący nadal jednak trzymał mnie w pasie na wszelki wypadek.
 - Pójdę napić się wody i zrobi mi się lepiej – powiedziałam i skierowałam się do kuchni, która była już wykończona, tak jak łazienka i korytarz. Sięgnęłam po szklankę i nalałam sobie do niej wody. Upiłam łyk i zauważyłam, że nie jestem sama. Wszyscy już zdążyli się pojawić w tym pomieszczeniu.
 - Co się tak patrzycie? – spytałam, odkładając szklankę.
 - Martwimy się – odparła Zuza. – Może lepiej żebyś wróciła do domu.
 - My tutaj wszystko skończymy – dodał Tomek. Michał tylko patrzył na mnie takim wzrokiem, z którego potrafiłam wyczytać wszystko. Gdybym się nie zgodziła to od razu byłaby kłótnia. Nie chciałam jej.
 - Pójdę się przebrać – westchnęłam zrezygnowana. Mijając siatkarza ten zatrzymał mnie na chwile, chwytając za rękę.
 - Grzeczna dziewczynka – powiedział, całując mnie czule w czoło.
Przebrałam się z powrotem i byłam gotowa do wyjścia. Oczywiście Michał miał mnie odprowadzić, gdybym nagle miała zemdleć na środku ruchliwej ulicy. Oni czasami byli gorsi od rodziców. W sumie mama i tata rzadko wiedzieli o tym, że coś mi dolega. Tylko wtedy, gdy trafiłam do szpitala. Nie lubiłam o tym rozmawiać, bo zaraz byłyby jakieś wykłady.
Idąc obok Miśka miałam cały czas ręce w kieszeni i milczałam. Zauważyłam, ze on chce coś powiedzieć, czy zapytać więc postanowiłam go wyprzedzić.
 - Uprzedzę twoje pytanie, biorę leki i dbam o siebie – powiedziałam, cały czas patrząc przed siebie.
 - Więc skąd te zawroty głowy? – zapytał trochę złośliwie. Nie wierzył mi?
 - Skąd mam wiedzieć? – warknęłam.
 - Może powinnaś zrobić jakieś badania? – spytał już innym tonem, milszym.
 - Michał, nie będę latać do lekarza z każdą pierdołą – jęknęłam. Powoli  irytowała mnie ta sytuacja.
 - To nie jest pierdoła. Człowiek nie mdleje z byle powodu.
 - Nie zemdlałam – odpyskowałam.
 - No to nikomu nie kręci się w głowie bez powodu – odparł.
 - Komuś z anemią się takie coś zdarza. Michał, ja nie jestem dzieckiem. Czytałam o tej chorobie, wiem że to nie jest zabawa, więc pozwól mi proszę też trochę o sobie decydować, dobrze? Trochę zaufania.
 - Ale ja nie chcę za ciebie decydować.
 - Nie? Wystarczy, że mi się lekko w głowie zakręci, a ty już wszczynasz panikę i najchętniej wysłał do szpitala na tydzień – warknęłam.
 - Tak to wygląda z twojej strony?
 - Tak, tak to wygląda z mojej strony.
 - Ja się po prostu o ciebie martwię, nic więcej.
 - To trochę przystopuj, bo daję słowo, że nie wytrzymam.
Resztę drogi pokonaliśmy w ciszy. Nie lubiłam się z nim kłócić, ale co poradzę, że byłam przewrażliwiona na punkcie tego tematu. Wszyscy dookoła zawsze wiedzieli lepiej i obchodzili się ze mną, jak z jajkiem. Mam 18 lat, nie 5. Umiem się sobą zająć.
Doszliśmy pod mój dom. Chciałam tak po prostu sobie wejść do środka, nawet się nie żegnając, ale gdy mijałam Michała, ten chwycił mnie za rękę, przyciągnął do siebie i mocno przytulił.
 - Ale wiesz, że ja cię cholernie kocham, prawda? – zapytał.
 - Ja ciebie też, ale czasem przeginasz – odpowiedziałam, wtulając się w chłopaka.

 - Przepraszam. Nie gniewaj się, skarbie – palcami podniósł moja brodę do góry, bym mogła spojrzeć mu w oczy. Był szczery, widziałam to. Uśmiechnęłam się lekko i go pocałowałam. Pożegnaliśmy się już w milszej atmosferze. Nie miałam, co robić, więc postanowiłam powtórzyć sobie znowu materiał do matury. I tak już nauczyłam się wszystkiego, co mogłam i więcej w tej głowie nie upchnę, choćby nie wiem, co, ale tak na wszelki wypadek wolałam przeczytać te moje notatki. Przezorny zawsze ubezpieczony, jak to mówią.

____________

Wesołych Świąt kochani ;*

2 komentarze: