29.11.2013

Rozdział 74

Leżałam na łóżku w moim pokoju. Michał odwiózł mnie do domu i pojechał do siebie. Chciał odpocząć i pobyć trochę sam. Rozumiałam go. Widziałam po jego zachowaniu, że bardzo go to dotknęło. Zawsze był bardzo ambitny, ciężko pracował, a na boisku zawsze robił wszystko, co w jego mocy. Gdy w końcu tę jego pracę doceniono, to znalazło się parę osobników, które postanowiły to tak po prostu zdeptać.
W dłoni obracałam komórkę, wahając się, czy zadzwonić do niego, czy nie zadzwonić. Powiedział, że chce trochę pobyć sam, ale ja tak bardzo chciałabym być przy nim i go przytulić, pocieszyć. Po prostu być. Moje rozmyślenia przerwała Zuza, która weszła nagle do mojego pokoju.
 - Czytałam właśnie relację z meczu. Czemu nic nie powiedziałaś? – usiadła zmartwiona obok mnie.
 - Czym tu się chwalić? – wzruszyłam ramionami.
 - Jak można wygwizdać własnego zawodnika? – była ogromnie zdziwiona. Zresztą nie ona jedna.
 - Mnie się pytasz?
 - Czemu nie jesteś teraz z Michałem?
 - Bo chciał pobyć trochę sam.
 - Widzę przecież, że chcesz do niego iść.
 - Aż tak widać?
Pokiwała twierdząco głową, a ja westchnęłam. Nastała chwila ciszy, którą przerwała moja siostra.
 - Jedź do niego.
 - Ale prosił…
 - Przecież was trochę znam i zdążyłam co nieco zaobserwować. Lepiej pomoże mu twoja obecność. No leć już – mrugnęła do mnie. Cmoknęłam ją w policzek i wybiegłam z pokoju. Rzuciłam rodzicom krótkie ‘’idę do Michała’’ i już mnie nie było.


Stanęłam przed drzwiami do mieszkania Kubiego. Przez chwilę się zawahałam, lecz za moment już naciskałam klamkę. Drzwi były zamknięte. Zadzwoniłam dzwonkiem. Nic. Ponowiłam to kilka razy. Zaczęłam się martwić. Zadzwoniłam. Włączała się automatyczna sekretarka. Powoli chyba wpadałam w panikę. Wpadł mi do głowy pomysł, że może być u Zibiego. Zadzwoniłam więc dzwonkiem do sąsiedniego mieszkania. Po chwili usłyszałam dźwięk otwieranego zamka i ujrzałam twarz atakującego.
 - No hej, Aga – przywitał się z lekkim uśmiechem.
 - Cześć. Nie ma u ciebie Miśka? – spytałam podenerwowana. Nerwowo zaczesywałam kosmyk włosów za ucho.
 - Nie. Jak wróciliśmy to poszedł do siebie od razu. Nie ma go w domu? – zdziwił się.
 - No właśnie nie. Drzwi zamknięte, nikt nie otwiera, telefonu też nie odbiera.
 - Spokojnie, na pewno nic mu nie jest.
 - Masz klucze do jego mieszkania?
 - No tak. Chodź, sprawdzimy – wszedł w głąb mieszkania, ale już po chwili pojawił się z powrotem, trzymając w ręce klucz.
Już po momencie byliśmy w środku. Nerwowo zaczęłam chodzić po wszystkich pomieszczeniach. Znalazł się. Leżał na łóżku ze słuchawkami na uszach. Obok leżała pusta butelka po piwie. Muszę przyznać, że byłam spanikowana, więc od razu do niego podeszłam i zaczęłam potrząsać. Bałam się, ze coś mu jest. W końcu otworzył oczy.
 - Co.. co się dzieje? – zapytał zaspanym głosem, podnosząc się. Ściągnął słuchawki. – Aga? Co ty tu robisz?
 - Nic ci nie jest – pisnęłam szczęśliwa i wtuliłam się w niego. Był zdezorientowany.
 - Dlaczego coś by miało mi być?
 - Nie otwierałeś drzwi, nie odbierałeś telefonu. Martwiłam się – odparłam skruszona. Czułam, ze zrobiłam z siebie tylko idiotkę.
 - Widzę, że Kubiak wrócił do świata żywych – zaśmiał się lekko Zbyszek, wchodząc do sypialni. Zgromiłam go wzrokiem.
 - Przepraszam, że się martwiłam – burknęłam zła.
 - Oj no, nie obrażaj się. Przecież ja nic nie mówię – Bartman mrugnął do mnie okiem.
 - Myślałaś, że sobie coś zrobiłem? Przecież do reszty jeszcze nie zgłupiałem – cmoknął mnie czule w czoło i się uśmiechnął. Takiego go kochałam najbardziej.
 - Oj tam, każdy może czasem sobie trochę popanikować – wywróciłam teatralnie oczami.
 - To ja was Kubiaki zostawiam i zmykam do siebie. Tylko cicho, proszę. Ściany maja uszy – puścił nam oko i skierował się do wyjścia. Niestety zdążył się uchronić przed poduszką, którą w niego rzuciłam.
 - Debil – krzyknęłam za nim, a w odpowiedzi usłyszałam  tylko jego wybuch śmiechu.
 - Bo to Bartman – Michał machnął ręką. Przytuliłam się do chłopaka. Lubiłam tak siedzieć wtulona w niego. Musiałam przyznać, że niepotrzebnie wszczęłam ten alarm.
 - Naprawdę myślałaś, że coś sobie zrobiłem? – zapytał w końcu.
 - No bo nie odbierałeś telefonu, a dziś w ogóle taki byłeś, jak nie ty – odparłam.
 - Ale nie jestem aż taki głupi żeby sobie jakąś krzywdę robić – zaśmiał się. – Ale to słodkie, że się martwisz, skarbie.
Złożył na moich ustach pocałunek.
 - Bo cię kocham – uśmiechnęłam się.
 - Ja ciebie też.

Nadszedł kolejny nudny dzień. Od Michała wróciłam bardzo późno. Wolałam sobie dłużej pospać, niż iść do szkoły. Oceny wystawione, dzienniki zabrane. Lekcje praktycznie się już w ogóle nie odbywały. Zostałam więc w swoim wygodnym łóżeczku. Niestety długo dane mi pospać nie było. Około godziny 8 dostałam smsa. W myślach przeklinałam na jego nadawcę. Okazała się nim Natka. Co powiesz na zakupy? 12? ;) – przeczytałam. W sumie chętnie bym poszła. Kasę miałam, za to nowych ubrań już niekoniecznie. Lato się zbliżało, na zewnątrz temperatura przekraczała 20 stopni, a meteorolodzy zapowiadali jeszcze wyższą. To był dość poważny powód do tego, by odświeżyć moją garderobę. Odpisałam przyjaciółce, że oczywiście skorzystam z jej propozycji. Do 12 miałam jeszcze czas, więc ustawiłam sobie budzik na 11 i ponownie odpłynęłam do krainy Morfeusza.
Punktualnie wstałam i wykonałam poranną toaletę. Na śniadanie zjadłam tosty z serem. Następnie wzięłam żelazo. Teraz już starałam się pilnować. Od powrotu ze szpitala nie pominęłam żadnej dawki. Skierowałam się do mojego pokoju i wyciągnęłam ubrania z szafy, które następnie włożyłam na siebie. (link) Był bardzo ciepły dzień, więc to był odpowiedni ubiór na taką pogodę. Włożyłam potrzebne rzeczy do torebki, zamknęłam dom i skierowałam się w kierunku przystanku autobusowego, na którym czekała już jak zwykle punktualna Natka. Przywitałam ją buziakiem w policzek.
 - Hej, Natuś – zaczęłam.
 - Hej, hej – odparła. – Słyszałam o wczorajszej akcji.
 - Zabiję tego Bartmana – wysyczałam przez zęby i zrobiłam obrażoną minę.
 - Ej nie! Co ja wtedy będę robić? – jęknęła.
 - Znajdziesz sobie chłopaka, który nie śmieje się z problemów przyjaciół.
 - Obrażalska Agusia – wystawiła mi język. Zrobiła to tak zabawnie, że z trudem było mi utrzymać powagę.
 - A żebyś wiedziała, że obrażalska. Twój facet ma teraz u mnie przejebane.
 - Dobrze, że nie jestem w jego skórze – zaśmiała się.
 - Ciesz się – wyszczerzyłam się. W tym momencie podjechał odpowiedni autobus, do którego wsiadłyśmy. Po 5 minutach stałyśmy już przed galerią handlową.
 - Najpierw gdzie? – spytała blondynka.
 - Fotograf. Mam parę zdjęć do wywołania – uśmiechnęłam się, machając jej przed oczami moim ulubionym pendrive (link).
 - Jak zwykle – wystawiła mi język.
Następnie zaczęłyśmy po kolei odwiedzać wszystkie nasze ulubione sklepy. Natka chciała zaszaleć, bo uzbierała sporo kasy, którą przeznaczyć chciała na ubrania. Typowa kobieta. Z jej niezdecydowaniem było ciężko. W sumie ja też byłam wybredna i miałam problem z prawie każdym ubraniem. W końcu jednak Nowak zakupiła 2 sukienki (link) (link), 3 bluzki (link)(link)(link), krótkie spodenki (link) oraz sandały. (link) Ja kupiłam jedną sukienkę (link), 2 bluzki (link) (link) , buty (link) oraz spodnie (link). W końcu odczułyśmy zmęczenie. Ja niestety bardziej, ale co poradzę. Skierowałyśmy się do kawiarni. Zamówiłyśmy po kawałku szarlotki, a do picia gorącą czekoladę.
 - No to zaszalałyśmy dziś – stwierdziła Natka z uśmiechem.
 - Ty bardziej – odparłam.
 - Oj tam, oj tam. Raz na jakiś czas można – wyszczerzyła się. Coś tam zaczęła do mnie mówić, ale przestałam jej słuchać. W oddali zauważyłam znajomą mi postać. Michał usiadł właśnie na ławce. Rozglądał się. Sprawiał wrażenie jakby na kogoś czekał. Już miałam mu pomachać i uśmiechnąć się, ale ktoś do niego podszedł. Wysoka, szczupła blondynka. Po chwili rozpoznałam w niej Laurę. Zakuło mnie coś. Czemu się spotkali? Zaczęli rozmawiać. Kubiak miał taką minę jakby robił to z przymusu. Dziewczyna natomiast cały czas o czymś nawijała i miała skruszoną minę.
Nagle Natka zaczęła mi machać ręką przed oczami.
 - Hallooo. Czy ty mnie w ogóle słuchasz? – zapytała z wyrzutem.
 - Tak, tak. Znaczy nie… przepraszam – zmieszałam się. Nie chciałam tracić tamtej dwójki z oczu.
 - Co się stało? Wyglądasz jakbyś ducha zobaczyła.
 - Bo tak jakby zobaczyłam. Spójrz tam – gestem głowy wskazałam na siatkarza i blondynkę. Nowak odwróciła się i otworzyła usta ze zdziwienia.
 - Ja pierdole… - wyrwało jej się.
 - No właśnie. O czym oni rozmawiają? – cały czas mnie to nurtowało.
 - Nie wiem, ale chyba kończą. Popatrz.
Zrobiłam to. Michał wstał z ławki. Laura zaczęła robić jakieś błagalne oczka, ale on tylko machnął ręką. Wtedy ona wstała i przytuliła się do niego. Zacisnęłam pięści. Po chwili rozluźniłam je jednak, widząc jak Michał ją odpycha i sobie idzie. Odetchnęłam z ulgą. Blondynka usiadła wściekła na ławce. Natychmiast wyciągnęła telefon i zadzwoniła do kogoś.
 - Co za małpa. Czego ona od niego chciała? – pytała na głos Natka.
 - Nie mam pojęcia, ale też mnie to ciekawi. Na całe szczęście widocznie nie poszło po jej myśli – na twarzy pojawił mi się tryumfalny uśmieszek.
 - I tak wyciągniesz od Miśka wszystko – wystawiła mi język.
W tym momencie podszedł do nas kelner i przyniósł nasze zamówienie. Skończyłyśmy rozmawiać na ten temat. Ja jednak w głowie cały czas miałam tą dziwną sytuację.

___________________

W górę serca, Jastrzębski wygra mecz! <3
Jutro na pewno tak się stanie ;)

26.11.2013

Rozdział 73

Poniedziałek. 3 mecz o 3 miejsce. Na hali byłam już 1,5 godziny przed czasem. Nie mogłam się doczekać. Miałam nadzieję, że własna hala będzie ogromnym wsparciem i wygrają zarówno dziś, jak i jutro. Wtedy ponowny wyjazd do Bydgoszczy byłby niepotrzebny, a Jastrzębie zdobyli by brązowy medal. Szansa na złoto była, ale lepiej nie rozpamiętywać porażek. Liczyło się tu i teraz.
Stałam przy barierce, która odgradzała boisko od trybun. Przede mną był Michał. Zaraz powinien się zacząć rozgrzewać, ale przystanął na chwilę by ze mną porozmawiać.
 - Zagrajcie najlepiej, jak umiecie i rozwalcie im te bydgoskie tyłki – powiedziałam i przytuliłam się do niego.
 - Masz to jak w banku – mrugnął do mnie okiem.
 - Leć się rozgrzewaj. Wracam na swoje miejsce, bo za chwilę się do niego nie będę miała jak przecisnąć – zaśmiałam się, widząc w jakim tempie hala zapełniała się kibicami.
 - No wiesz co? Już mnie wyganiasz? – wykrzywił usta w podkówkę. Pocałowałam go krótko.
 - Trzymam za ciebie kciuki – uśmiechnęłam się do przyjmującego i skierowałam na swoje miejsce. Po chwili dołączyła do mnie Natka, która życzyła Zbyszkowi powodzenia. Miała na sobie koszulkę Jastrzębskiego z nr 9 oczywiście, a ja rzecz jasna z 13. Uwielbiałam ją nosić. Gdy Michał wylewał siódme poty na boisku byłam z niego strasznie dumna. Nawet jeżeli coś mu nie szło. Wiedziałam, ile pracy wkładał w grę i bardzo go za to podziwiałam. Ciężko trenował, by być cały czas w formie. Miał jak każdy wzloty i upadki, ale zawsze pokazywał na co go stać.
 - O, co za zbieg okoliczności. Ale jaki miły – usłyszałam po swojej lewej stronie. Odwróciłam się w bok i ujrzałam Dominika. No faktycznie, niezły przypadek.
 - Cześć, Dominik – uśmiechnęłam się do niego.
Po chwili zdążyłam już poznać jego znajomych, z którymi przyszedł. Ja natomiast zapoznałam ich z Natalią. Gdy zaczął się mecz skupiłam się już tylko na grze, a najdokładniej na zawodniku z 13 na koszulce. Na początku przewagę zyskała Delecta. Po kilku nieudanych zagrywkach naszych zawodników, poza linię 9 metra wyszedł mój chłopak. Zestresowałam się.
 - Dalej Michał, dasz radę – mówiłam pod nosem.
 - Da radę, spokojnie – usłyszałam odpowiedź Dominika. Uśmiechnęłam się lekko do niego i ponownie skupiłam na siatkarzu. Podrzucił piłkę do góry i uderzył w nią z całej siły. As serwisowy! Pisnęłam z radości.
 - Nagadałaś mu przed meczem, co? – zaśmiała się moja przyjaciółka.
 - Poprosiłam tylko żeby dał z siebie wszystko – wzruszyłam ramionami, ale w środku skakałam z radości.
Niestety pierwszy set padł łupem Delecty. Kolejne 2 natomiast były już nasze. 4 partia była najdłuższa. Szli łeb w łeb. Niestety zakończył się wynikiem 29:27 dla gości i potrzebny był tie-break. Widziałam, że wszyscy siatkarze byli już zmęczeni. Nie dziwiłam im się. 2 godziny ciągłej gry i tylko 3 minutowa przerwa. Skupiłam wzrok na Kubiaku. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Pomachałam mu, a on odwzajemnił gest. Zauważył Dominika obok mnie, bo prześwidrował go wzrokiem. Nie widziałam jednak po jego twarzy by się jakoś zdenerwował, czy coś w tym stylu. Uznałam to za dobry sygnał.
 - Nadal nie mogę uwierzyć, że znasz osobiście tych siatkarzy – Dominik pokręcił głową z niedowierzaniem.
 - Oni są normalnymi ludźmi, a ja po prostu miałam szczęście, że ich poznałam – wzruszyłam ramionami.
 - To ten Kubiak jest twoim chłopakiem, tak? – zapytał dla pewności. Pokiwałam twierdząco głową, nadal obserwując przyjmującego. Oparł się o barierkę i gapił na mnie z wielkim bananem na twarzy. Nienormalny. Pokazałam mu gestem głowy żeby poszedł sobie usiąść, odpocząć, porozmawiać z trenerem, czy inne takie, a on stał i mi się przyglądał. Natka też to zauważyła.
 - Misiek to w końcu nie zauważy, kiedy się mecz zacznie – powiedziała mi, a następnie sama zaczęła gestem ręki wyganiać go na boisko. Kubi zawołał wtedy do siebie Bartmana i wtedy obaj stali tam jak kretyni.
 - Jacy debile – zaśmiała się blondynka.
Zaczął się ostatni set. Chłopcy jednak o dziwo zauważyli, iż powinni wrócić do gry. Był on bardzo zacięty, ale ostatecznie zakończył się wygraną gospodarzy. Cieszyłam się, jak małe dziecko. Od razu przytuliłyśmy się z Natką. Teraz pozostała kwestia tego, kto zostanie MVP meczu. Miałam swoje 2 typy. Jednym był Kubiak, a drugim Gierczyński. Obaj byli rewelacyjni. Nie mówię tego tylko dlatego, ze Misiek jest moim chłopakiem. Potrafiłam obiektywnie na niego patrzeć, a na meczach patrzyłam tylko tak. W końcu zapanowała cisza i z głośnika słychać było:
 - A zawodnikiem meczu zostaje … zawodnik Jastrzębskiego Węgla… - tu zapanowała chwila ciszy. To cholerne napięcie, nie mogłam go już znieść. Siedziałam, jak na szpilkach. – z numerem 13, Michał Kubiak!
Pisnęłam szczęśliwa. Jednak w tym momencie stało się coś, czego kompletnie się nie spodziewałam. Część kibiców zaczęła go wygwizdywać. Z tyłu słyszałam jakieś przekleństwa, że to nie jemu się ta nagroda należy. Zacisnęłam ręce w pieści. Natka patrzyła na to z szeroko otwartymi oczami. Jak można wygwizdać własnego zawodnika? W dodatku takiego, który tak się poświęca, a dziś był po prostu fantastyczny. No jak?!
 - Muszę do niego iść – powiedziałam i gwałtownie wstałam z miejsca. Przepychałam się przez tłum i w końcu udało mi się dojść do Michała. Akurat wychodził z hali. Był przygnębiony, a w ręce trzymał statuetkę. Tak ciężko na to pracował, a ci ‘’kibice’’ tak po prostu go bezczelnie i bez powodu wygwizdali. Natychmiast mocno go przytuliłam.
 - Wyjdźmy stąd – powiedział mi na ucho, chwycił za rękę i wyprowadził na korytarz, a następnie do szatni. Byliśmy tam sami, bo reszta zawodników znajdowała się nadal na hali. Usiadł na ławce, a statuetkę położył obok. Był strasznie przybity. Usiadłam obok i tak po prostu go przytuliłam. Domyśliłam się, że musiał czuć się fatalnie.
 - Misiek – zaczęłam, ale nie dał mi skończyć.
 - Naprawdę aż tak bardzo nie należy mi się ta nagroda? – spytał w wyrzutem. Widziałam w jego oczach, że go to bardzo boli.
 - Należy, jak nikomu innemu. Dostałeś ją, bo zasłużyłeś. Nie rozumiem, jak oni mogli się tak zachować. Banda idiotów. Za grosz się pewnie na siatkówce nie znają.
 - Dzięki za pocieszenie, ale … - wstał. – Staram się kurwa jak tylko mogę, tyle razy chciałem dostać tą nagrodę, a gdy pierwszy raz dostałem to od razu oberwałem po mordzie – kopnął wściekły swoją torbę.
 - Proszę cię, nie przejmuj się tymi kilkoma debilami – powiedziała.
 - Kilkoma? Z pół hali gwizdało. Usłyszałem jeszcze kilka przekleństw, że się kurwa nie znają i ja nie byłem najlepszy. Ja doskonale wiem, ze nie jestem idealny, ale czy ta moja praca się nie liczy? Czy oni naprawdę kurwa nie widzą, że ja się staram?
Popatrzył na mnie z wyrzutem. Było mi go tak szkoda. Gdy to wszystko mówił  czułam się podobnie, jak on. Byliśmy razem, więc i wszystko razem przeżywaliśmy. Wstałam i przytuliłam go mocno. Wtulił twarz w moje włosy. Niestety tą chwilę przerwał nam jakiś osobnik wchodzący do szatni. Oderwaliśmy się od siebie. Okazało się, że to wszyscy siatkarze weszli do pomieszczenia. Zmartwili się zniknięciem Kubiego i domyślili, że tutaj będzie.
 - Naprawdę kurwa nie rozumiem, jak oni tak po prostu mogli cię wygwizdać – zaczął Bartman. Kubi po prostu machnął ręką i zaczął się przebierać. Postanowiłam się ulotnić, bo jednak potrzebowali jakąś chwilę prywatności.
 - Poczekam na korytarzu – cmoknęłam go w policzek i wyszłam z pomieszczenia. Na korytarzu czekała na mnie Natka. Bez słowa podeszłam do niej i przytuliłam. Było mi cholernie smutno. Dotknęło mnie to prawie tak mocno, jak Miśka.
 - Aguś, nie przejmujcie się – powiedziała troskliwie.
 - Ja tego po prostu nie rozumiem. Czuję się z jednej strony cholernie smutno, a z drugiej wściekła.
Usiadłyśmy na ławce. Oparłam głowę o ścianę i wpatrywałam się bez sensu w sufit. Milczałyśmy.  Natka dobrze mnie znała, więc wiedziała, że taka cisza dobrze mi zrobi. Nie lubiłam rozmawiać o tym, co mnie dręczy. Niektóre rzeczy wolałam zostawiać tylko dla siebie.
W końcu z szatni powoli zaczęli wychodzić siatkarze. Rzucali ‘cześć’ z lekkim uśmiechem i wychodzili na zewnątrz. Na samym końcu wyszedł Michał ze Zbyszkiem. Żadne z nas nie pamiętało już o wygranej. Wszyscy myśleliśmy tylko o tym, jak strasznie zachowała się część kibiców. W głowie porównywałam ich do piłkarskich kiboli. Może i się nie bili, ale to co zrobili można do tego spokojnie porównać. Takie pobicie pozostawiało ślady fizyczne, a to wygwizdanie i przekleństwa ślady psychiczne.
Kubi podszedł do mnie, pocałował w czoło i chwycił za rękę. Zaczęliśmy się kierować w kierunku wyjścia.

23.11.2013

Rozdział 72

Większość weekendu spędziłam z Zuzą i Tomkiem. Jeździliśmy po sklepach meblowych. Podobno miałam dobre wyczucie i potrafiłam wspaniale urządzić wnętrze. W końcu większość naszego domu jest według mojego pomysłu. Chcieli bym to ja doradziła im w wyborze mebli i koloru ścian. Farby zostały kupione wszystkie. Meble już nie do końca. Zamówiliśmy tylko te do sypialni, łazienki i kuchni. Nie było jakiś wybitnie ładnych do salonu. Pokoju dla dziecka jeszcze nie urządzają, bo nie znają jego płci. Byłam już zamówiona jako projektantka wnętrz, gdy ta chwila już nastąpi.
W niedzielę wieczorem w końcu znalazłam chwilę by się spotkać z Michałem. Czekałam w domu na niego, bo miał do mnie przyjść. Słysząc upragniony dzwonek do drzwi poleciałam, jak na skrzydłach by je otworzyć. Od razu przytuliłam się mocno do Kubiaka, a on pocałował mnie w czubek głowy. Trzymając się za ręce weszliśmy do środka.
 - Dzień dobry – powiedział uśmiechnięty siatkarz do moich rodziców, siedzących w salonie. Po chwili zauważył również moją siostrę i Tomka. Z nimi przywitał się zwykłym ‘cześć’.
 - To my już pójdziemy do mnie – powiedziałam, ciągnąc chłopaka w kierunku schodów.
 - Tylko grzecznie tam – Wilczak wyszczerzył się. Wystawiłam mu język i ruszyłam w kierunku mojego pokoju.

Leżałam na łóżku z głową na kolanach Michała. Bawił się moimi włosami, co jakiś czas schylając głowę by mnie pocałować. Stęskniłam się za nim przez te 2 dni. Coraz częściej zaczęłam myśleć, co będzie, gdy on pojedzie do Spały. Będzie przyjeżdżał tylko na weekendy, a jak zacznie się Liga Światowa to będę się z nim spotykać tylko wtedy, gdy będzie mecz, a i tak jadę tylko na te najbliżej Jastrzębia.
 - Meble wybrane ? – zapytał.
 - Wybrane, wybrane. Nawet nie wiesz, jak mnie wykończyło to łażenie po sklepach – jęknęłam.
 - Ciebie wykończyło chodzenie po sklepach? – zaśmiał się.
 - Te z meblami, to nie to samo, co z ciuchami – wystawiłam mu język.
 - Mądrala się znalazła.
Zamyślił się na chwilę. Widziałam na jego twarzy zawahanie. Czułam, że chce mi coś powiedzieć. Podniosłam się i usiadłam mu na kolanach.
 - Stało się coś? – spytałam.
 - Nie, dlaczego pytasz?
 - Bo masz taką minę, jakbyś chciał coś powiedzieć.
 - W sumie to.. – zaczął. – To miała być niespodzianka, ale muszę ci o tym powiedzieć.
Zaciekawiło mnie to.
 - A więc słucham – uśmiechnęłam się. Objął mnie w pasie.
 - Jak wiesz, wczoraj spotkałem się z Anastasim i sztabem szkoleniowym. Był także nasz klubowy fotograf. Pomyślałem, że pokażę mu jakieś twoje zdjęcia, bo to zawodowiec, więc na pewno udzieliłby ci kilka rad.
 - Czekaj, czekaj – byłam w niezłym szoku, po tym co usłyszałam. – Skąd ty masz moje zdjęcia?
 - Sierotko, czasem je zgrywasz na mojego laptopa – pocałował mnie w czoło i pokręcił głową ze śmiechem.
 - I co o nich powiedział? Pewnie wyśmiał. Po co w ogóle mnie tak skompromitowałeś – jęknęłam.
 - Rany, Aga no daj mi dokończyć i nie rycz. Chodzi właśnie o to, że był pod ogromnym wrażeniem. Jak mu powiedziałem, że chcesz iść w tym kierunku i być fotografem sportowym to wpadł na świetny pomysł. Powiedział, że szuka kogoś do pomocy. Zaproponował żebyś została jego asystentką. Co ty na to? Byłabyś razem z nami w Spale i fotografowała. Takie praktyki na pewno zapulsują w podaniu na studia.
Nie wiedziałam, co powiedzieć . Byłam ogromnie zaskoczona. Profesjonalista pochwalił moje prace i jeszcze zaproponował posadę asystentki. Pisnęłam radośnie i przytuliłam mocno do Michała. Zaśmiał się.
 - Czyli się zgadzasz? – zapytał głupio, jakby się nie mógł domyślić mojej odpowiedzi.
 - No pewnie, że tak, głupku! – odparłam i z tej radości namiętnie go pocałowałam. Opadliśmy na łóżko.
 - Ale zaraz – oderwałam się od niego w pewnym momencie. – Przecież wy zaczynacie treningi na początku maja, a ja mam matury.
 - Spokojnie. Przyjechałabyś od razu po zdaniu ostatniej matury.
Odetchnęłam z ulgą. Ponownie wpiłam się w wargi siatkarza.
 - Dziękuję, Misiek – szepnęłam i przytuliłam się do niego mocno.
 - Ja tylko pokazałem twoje zdjęcia, to twoja zasługa, że jesteś genialna.
 - Kocham cię – po raz kolejny go pocałowałam.

Leżeliśmy tak wygodnie i milczeliśmy. Tak po prostu. Nie była to krępująca cisza, a wręcz przeciwnie. Myślałam nad tym, że mam spędzić całe wakacje z siatkarzami i w dodatku jako asystentka fotografa. Szczyt marzeń po prostu. W dodatku pochwalił moje prace. Nie myślałam, że są one takie dobre. Zawsze, gdy ja na nie patrzyłam to widziałam masę niedoskonałości. Miałam teraz idealną okazję do nauczenia się czegoś od specjalisty w tej dziedzinie.
W pewnym momencie ktoś zapukał do drzwi. Powiedziałam tradycyjne ‘proszę’. W pomieszczeniu pojawiła się moja siostra.
 - Przepraszam, że wam przeszkadzam, ale tata nie dał mi żyć. Co to za piski były?
Spojrzeliśmy z Miśkiem na siebie i wybuchliśmy śmiechem. Wstałam z łóżka i podeszłam do Zuzy.
 - Zostałam asystentką fotografa reprezentacji – powiedziałam z ogromnym entuzjazmem. Brunetka otworzyła szeroko oczy, ale już po chwili na jej twarzy pojawił się wielki banan. Cieszyła się razem ze mną.
 - Serio?! To wspaniale, młoda!
 - Też się cieszę – wyszczerzyłam się.
 - Chodź, pochwalisz się rodzicom – powiedział Michał, gdy pojawił się nagle koło mnie. Złapał mnie za rękę i skierowaliśmy się na dół. Reszta mojej rodzinki siedziała w salonie. O czymś rozmawiali, ale nie wsłuchałam się zbytnio, więc nie wiem o czym.
 - Musimy wam o czymś powiedzieć – powiedziałam i uśmiechnęłam się lekko.
 - Jesteś w ciąży?! – wypalił Tomek. Zuza trzepnęła go w głowę. Mama otworzyła szeroko oczy, a tata wyglądał, jakby miał zaraz zawału dostać. Wilczak był kompletnym kretynem. Jak ja wypaliłam z bliźniakami to się śmiał, a teraz palnął jeszcze gorsza głupotę. Zrobiłam tzw. Face palma , a Michał wybuchnął śmiechem.
 - Tomek, jaki ty jesteś głupi – wywróciłam oczami. Całą rodzina odetchnęła z ulgą.
 - Skoro to nie ciąża, to możesz spokojnie mówić – mamie jak widać spadł kamień z serca.
 - A więc –zaczęłam . – Michał pokazał ostatnio profesjonalnemu fotografowi moje zdjęcia. Bardzo je pochwalił i zaproponował mi żebym została jego asystentką.
Zapanowała cisza, ale po chwili wszyscy zaczęli się cieszyć i mi gratulować.
 - Ale to nie wszystko – dodałam. – Będę musiała po maturach wyjechać.
 - Jak to wyjechać? To gdzie ten fotograf jest? – zdziwił się tata.
 - To jest fotograf reprezentacji.
 - Jesteś dorosła i to dla ciebie naprawdę wielka szansa. Skoro będziesz z Michałem i Zbyszkiem to ja nie mam nic przeciwko – odparła spokojnie mama. Przytuliłam ją. Szczerze nie spodziewałam się, że tak od razu zaakceptuje moją decyzję. Skoro mama się zgodziła, to tata nie powinien robić problemów.
 - Tylko ją pilnuj tam – powiedział mój rodziciel do siatkarza.
 - Będę ją pilnował, jak oka w głowie – odpowiedział i cmoknął mnie w skroń.
 - Czyli nie jesteś w ciąży, tak? – zapytał zdziwiony Tomek. Tym razem wszyscy zrobiliśmy tzw. Face palmy. On czasami był głupszy niż ustawa przewiduję, daję słowo. Jak Zuza może z nim wytrzymać? Podziwiam tą dziewczynę.
 - Tomuś, ty już lepiej nie wypowiadaj na głos swoich myśli – rzekła Kochanowska i pogłaskała go delikatnie po głowie, patrząc z politowaniem.

_____________

I tu pojawia się motyw, który stał sie inspiracją do mojego drugiego opowiadania, gdzie ukazał się 16 rozdział. Zapraszam ;) LINK

20.11.2013

Rozdział 71

Siedziałam na parapecie w samej koszulce Michała i kubkiem gorącego kakao w dłoni. Mój ukochany natomiast dalej wylegiwał się w moim łóżku. Pogodziliśmy się i w końcu było jak dawniej. Odłożyłam kubek i zeszłam z mojego obecnego miejsca do siedzenia. Skierowałam się do łóżka, na którym usiadłam.
 - Co ty tak łazisz, co? – zaśmiał się Kubiak.
 - Leżałam prawie 24 godziny, muszę to odrobić – wystawiłam mu język.
 - Ty to już lepiej nie szalej, malutka – cmoknął mnie w usta.
 - Oj tam, oj tam – machnęłam ręką. Położyłam się obok siatkarza, a on objął mnie ramieniem i splótł swoje palce z moimi.
 - Mógłbym tak leżeć do końca życia – rozmarzył się.
 - A ja nie – odparłam. Spojrzał zdziwiony na mnie. – Mam czasami takie szalone pomysły, jak np. wizyta w toalecie.
 Wyszczerzyłam się.
 - Pocisnęłaś sucharem – skomentował, kręcąc głową z politowaniem.
 - Głodna jestem. Idę coś zrobić – cmoknęłam go  w usta i szybko wstałam z łóżka. Zrobiłam to chyba zbyt gwałtownie, bo zakręciło mi się w głowie. Poczułam, że Michał mnie przytrzymał. Zmartwił się i od razu się podniósł, gdy zobaczył, że coś ze mną nie tak. Pomógł mi usiąść. Po chwili doszłam do siebie.
 - Już w porządku – uspokoiłam go. Spojrzał na mnie podejrzliwie.
 - Na pewno? Trochę blada jesteś. Powinnaś poleżeć i odpocząć.
 - No ja nie powiem, kto mnie tak wymęczył – popatrzyłam na niego wymownie, a on tylko pokręcił głową ze śmiechem. Pocałował mnie w czoło.
 - Chodź, razem coś przygotujemy – chwycił mnie za rękę i pomógł wstać z łóżka. Założył swoje spodnie i razem zeszliśmy na dół. Postanowiliśmy razem przygotować zapiekankę z makaronu. Oczywiście był to najprostszy i najszybszy przepis jaki tylko umieliśmy zrobić. Byliśmy po prostu leniwi i nie chciało nam się nic przygotowywać. Wyszło oczywiście rewelacyjnie. Jako, że sami całej nie zjedliśmy zostawiłam resztę dla rodziców. Przynajmniej oszczędzę mamę, bo ostatnio ma sporo na głowie. Praca, dom, ja w szpitalu i ślub Zuzy za 1,5 tygodnia. No właśnie, jutro miała przyjechać moja siostrzyczka. Na kilka dni tylko, ale zawsze coś. Mieli jakąś sprawę do załatwienia w Jastrzębiu. Już niedługo miałam mieć szwagra, a kilka miesięcy później siostrzeńca, bądź siostrzenicę. Jeszcze nie znają dokładnej płci dziecka. Strasznie lubiłam takie maluchy i już nie mogłam się doczekać aż wezmę go (lub ją) w ramiona. Będę najbardziej rozpieszczającą ciocią na świecie. Aż strach pomyśleć, co będzie, gdy ja zostanę matką. Na razie miałam jeszcze czas na takie plany. Miałam dopiero 18 lat.

Michał zmył się do siebie około 14. Musiał skoczyć po torbę, a zaraz potem na trening. Ja w tym czasie postanowiłam trochę dopracować moją prezentację na maturę z polskiego. Miałam dużo czasu i choć ja zwykle zostawiam wszystko na ostatnią chwilę, to tym razem byłam o dziwo gotowa już miesiąc przed. Zawsze można było podreperować  to i owo. Może dostanę dodatkowe punkty za estetykę? Kto tam wie. Pewnie nie, ale zawsze można się łudzić.
Gdy siedziałam przy laptopie przyszedł do mnie Denis. Miał smycz w zębach i wesoło merdał ogonem. Patrzył na mnie takimi oczkami, że nie mogłam mu odmówić. Zapisałam zmiany, których udało mi się dokonać i wyłączyłam laptopa. Musiałam się przebrać, bo miałam na sobie jakiś stary dres. Wyciągnęłam z szafy jakieś zwykłe jeansy i bluzkę (link). Zapięłam psu smycz, zamknęłam dom na klucz i chodnikiem skierowałam się wolnym krokiem przed siebie. Idąc przez park zauważyłam znaną mi postać. Była nią Laura. Siedziała na ławce z jakąś dziewczyną w zaawansowanej ciąży. Myślałam, ze może jakoś ją minę, tak że mnie nie zauważy, ale się pomyliłam.
 - Cześć, Agnieszka – przywitała się wesoło.
 - Oo, hej – odparłam ze sztucznym uśmiechem.
 - Widzę spacerek z psem? – spytała.
 - Musi się gdzieś wybiegać, a w parku najlepiej.
 - Oj, wybacz. Poznaj, to moja przyjaciółka Wiktoria – wskazała gestem ręki na dziewczynę. Wyciągnęłam w jej kierunku dłoń.
 - Agnieszka Kochanowska – przedstawiłam się.
 - Wiktoria Gruca –powiedziała.
 - Przepraszam, ale muszę już iść. Na razie – pożegnałam się.
 - Pa! Pozdrów Michała.
Nic nie odpowiedziałam tylko po prostu się uśmiechnęłam. Wolałam jednak tych pozdrowień nie przekazywać, bo Misiek od razu by się zdenerwował, a kolejnej kłótni nie chciałam. Dopiero co się pogodziliśmy i tak powinno zostać. Trochę się już zmęczyłam. Nie byłam w doskonałej formie, bo zaniedbałam się w ostatnim czasie. W dodatku ten szpital. Wróciłam do domu.


Kolejnego dnia już poszłam do szkoły. Wszyscy pytali , co mi się działo i tym podobne. Zbywałam ich przemęczeniem. Nie lubiłam gadać o tej mojej anemii. 7 lekcji minęło mi w mgnieniu oka. Coś nadzwyczajnego. Wszystkie oceny miały zostać do dziś wystawione, więc właściwie mięliśmy już luzy.  Mogłam się założyć, że 90% nie będzie już chodzić na lekcje. W sumie mi też się nie będzie chciało.
Wracając do domu, przed budynkiem zauważyłam znajomy mi samochód. Uśmiechnięta weszłam do środka. Rodzice mieli wolne w pracy, więc byli cały dzień w domu. Siedzieli w salonie wraz z przyszłym małżeństwem.
 - No hej – przywitałam się radośnie. Wyprzytulałam siostrę i Tomka.
 - A ty jak się czujesz młoda, co? – zapytała troskliwie starsza Kochanowska.
 - Dobrze – wzruszyłam ramionami. – Nic mi takiego znowu nie było. Lepiej mów, co tam u was. Załatwiliście tą jakąś ważną sprawę?
 - Cała Aga. Zmiana niewygodnego tematu – zaśmiała się. – Załatwiliśmy. W sumie to możemy się nią pochwalić.
Zuza i Tomek wymienili się wymownie spojrzeniami.
 - Bliźniaki?! – wypaliłam pierwsze, co mi przyszło do głowy. Tata omal się nie udusił, pijąc herbatę.
 - Rany, Aga, jak ty coś palniesz – Wilczak zrobił tzw. Face palma.
 - No, bo tak na siebie popatrzyliście… - spuściłam speszona głowę.
 - Dziecko jest jedno, spokojnie – pogłaskała się po zaokrąglonym już brzuchu. – Ale nie o nie tu chodzi. Postanowiliśmy, że wrócimy do Polski i zamieszkamy w Jastrzębiu. Dziś oglądaliśmy mieszkanie, które nam się spodobało w Internecie i jutro podpisujemy umowę.
 - Zamieszkacie tu? To wspaniale – mama od razu się ożywiła.
 - Na jakiej ulicy to mieszkanie? – zapytał tata.
 - Małopolska 12– odpowiedział blondyn.
 - To niedaleko – ucieszyłam się.
 - Teraz będę tu przychodzić cały czas i cię denerwować – siostra zmierzwiła mi włosy. Spojrzałam na nią spode łba.
 - Skończy sam na sam z Kubiakiem. Już ja was dzieciaki przypilnuję – Tomek pogroził mi palcem, a ja tylko przewróciłam oczami.
 - Wynocha do Anglii – wystawiłam im język.

Leżałam na łóżku. Miałam słuchawki w uszach i książkę w rękach. ‘’I wciąż ją kocham’’ – mogłam to czytać setki razy i nigdy mi się to nie znudzi. W pewnym momencie do mojego pokoju ktoś wszedł. Zauważyłam wychylającą się zza drzwi głowę mojej siostry. Ściągnęłam słuchawki.
 - Można? – spytała.
 - Jasne – odparłam i odłożyłam książkę. – Stało się coś?
 - Czy musiało się coś stać? Nie mogę tak po prostu pogadać z młodszą siostrzyczką – szturchnęła mnie w ramię z uśmiechem.
 - Nie no, tak pytam po prostu – wzruszyłam ramionami.
 - Co tam u ciebie?
 - Od świąt się raczej nic nie zmieniło.
 - A jak tam z Michałem?
 - Bardzo dobrze. Nie narzekam – wyszczerzyłam się.
 - I z tego się cieszę. Wiem, że poprzedni chłopak..
 - Nie rozmawiajmy o Konradzie – poprosiłam.
 - Jasne, rozumiem – przytuliła mnie. – Jesteś szczęśliwa?
 - Jak cholera – uśmiechnęłam się szeroko. -  A ty?
 - Jak cholera – odpowiedziała.
Zaśmiałyśmy się obie.
 - Fajnie, że będziesz tu mieszkać – powiedziałam.
 - Zawsze możesz do mnie wpaść i pogadać, jak będziesz mieć jakiś problem.
 - Właściwie to… - zaczęłam nieśmiało. Spojrzała na mnie pytająco. – Czy Tomek jest czasami o ciebie zazdrosny?
 - Oj tak, jest – zaśmiała się.
 - A jak to okazuje?
 - Zazwyczaj jest zazdrosny tylko o kogoś, kto do mnie jakoś specjalnie zaczyna, czy próbuje flirtować. Jest wtedy niemiły, a ja mam niezły ubaw, gdy się potem obraża. A czemu pytasz?
 - Tak po prostu. Ciekawa jestem – skłamałam, ale Zuzka to zauważyła.
 - Czyżby Michał był zazdrosny?
 - Noo – westchnęłam. – ostatnio się pokłóciliśmy o pierdołę. Wściekł się, bo mnie kolega odwiedził w szpitalu.
 - Tylko kolega, tak?
 - Tak, Jezu, tylko kolega! Zrobił taką aferę, jakbym miała zaraz go zdradzić z nim. Uznał, że Dominik jest nienormalny i podejrzany.
 - Niezbyt fajnie, ale jesteście razem niedługo, a początki nigdy nie są łatwe.
 - Ale on nigdy taki nie był. Ma do niego takie uprzedzenia, tylko dlatego, że zobaczył, że mnie odwiedził w szpitalu.
 - Zachował się, jak porządny kumpel – wzruszyła ramionami.
 - No właśnie. Poza tym on wie, że mam chłopaka i nie ma u mnie szans. Nie oczekuje ode mnie niczego więcej.
 - Wyjaśniłaś to z Michałem?
 - Tak. Przeprosił mnie i już jest okej, ale boję się, że to może się powtórzyć.
 - Jak będziesz taka spięta, to możesz się wkurzać o każda błahostkę. Po prostu o tym nie myśl, a jeśli sytuacja się powtórzy, to wyjaśnij mu spokojnie. On nie jest taki głupi i na pewno nie pozwoli zniszczyć tego, co jest między wami. Wiem, że świata poza sobą nie widzicie. Można was właściwie uznać za parę idealną.
  - Nie przesadzaj. Ale dzięki za radę, siostrzyczko – pocałowałam ją w policzek.

17.11.2013

Rozdział 70

Naszą rozmowę przerwało czyjeś wejście do sali. W głębi serca miałam nadzieję, ze to Michał. Pomyliłam się. Była to Natka z moimi rzeczami.
 - Przepraszam, że tak długo, ale mama mnie w domu przytrzymała – oznajmiła na wstępie. – Co wy macie takie miny?
Odwróciłam wzrok.
 - Agnieszka i Michał to duże dzieci i się przed chwilą pokłócili – odpowiedział Zbyszek.
 - O co wam poszło?
Nowak usiadła na drugim krześle obok mojego łóżka.
 - O Dominika – odparłam krótko i zaczęłam bawić się końcówkami moich włosów.
 - Dominika? Tego od tej dziewczynki z parku?
Pokiwałam twierdząco głową.
 - Według Michała jest nienormalny i podejrzany – prychnęłam. – Żadnego kolegi nie mogę mieć, bo od razu afera, bo pan wspaniały Michał Kubiak jest zazdrosny.
 - Widzę, że grubo było – Natka aż zagwizdała z zaskoczenia.
 - Grubo, grubo. W wielkim skrócie wyszło na to, że Aga ma zdanie Michała w dupie, a on zabrania jej mieć kolegów płci męskiej. Koniec – Bartman rozłożył teatralnie ręce. Wyglądał tak jakby cała ta sytuacja go bawiła. Wzięłam małą poduszeczkę z torby, którą przyniosła mi blondynka i uderzyłam nią siatkarza.
 - A to za co?! – oburzył się.
 - Bo ciebie to wszystko bawi, a mnie cholernie boli! – krzyknęłam, a potem odwróciłam się tak żeby ich nie widzieć. Znowu oczy mnie zapiekły. Nadal walczyłam jednak z tym żeby się nie rozpłakać. Kubiak to był cholerny dupek, który myślał, ze skoro z nim jestem to nigdy w życiu nie porozmawiam z żadnym innym chłopakiem.
 - Aguś – zaczęła troskliwie Natalia. Przetarłam oczy i odwróciłam się w ich stronę.
 - Możecie przekazać Michałowi, że jest kretynem i skończonym idiotą. A teraz chciałabym zostać sama. Mam dość wszystkich ludzi na Ziemi dzisiaj – powiedziałam.
 - Jak wolisz – przyjaciółka wzruszyła smutno ramionami.
 - Przepraszam. Nie chciałem żebyś pomyślała, że mnie to bawi – powiedział skruszony atakujący.

W końcu zostałam sama. Może w tym gadaniu Bartmana było trochę racji? Cholera. Faktycznie mnie też poniosło. Też bywam nerwowa. Pod tym względem jesteśmy z Kubim identyczni. Uśmiechnęłam się lekko na myśl o siatkarzu. Mimo, że mnie dziś strasznie zdenerwował to przecież nadal go kochałam. Był najważniejszy w moim życiu. Ja też zwaliłam, bo za bardzo się wdałam w ta kłótnię. Mogłam jeszcze bardziej mu tłumaczyć, że to tylko kolega, że on też przecież ma koleżanki, a ja go od razu o zdradę nie oskarżam. Pierwsza ręki przecież nie wystawię, bo to on zawinił bardziej, więc to on powinien mnie jako pierwszy przeprosić. Tak rozmyślając, zasnęłam.

Nazajutrz wypis dostałam o 10. Pakowałam swoje rzeczy i czekałam na Zbyszka. Obiecał po mnie przyjechać, bo rodzice byli w pracy i nie mogli. Natka musiała iść do szkoły, bo już wczoraj opuściła 3 ostatnie lekcje i miałaby niezły przypał potem. Doskonale ją rozumiałam i nie byłam zła. Michała nie zamierzałam nawet prosić. Od wczoraj się nie odezwał, a skoro postanowiłam sobie, że to on ma zrobić pierwszy krok, to tak ma być.
Nagle zaczął mi dzwonić telefon. Był to Zibi. Odebrałam, myśląc, że pewnie już czeka na dole.
 - No hej Zbysiu – zaczęłam i zasunęłam torbę. Byłam już cała spakowana.
 - Cześć, Aguś. Bo widzisz, jest taki problem.
 - Jaki?
 - Auto mi się zepsuło i właśnie jestem u mechanika. Bardzo cię przepraszam.
 - Nie no, nic się nie stało. Przecież to nie twoja wina – uśmiechnęłam się lekko.
 - Ale nie jesteś zła?
 - No co ty, Bartman. Duża jestem, dam sobie radę.
 - Zuch dziewczynka. Dobra, siostra ja kończę. Trzymaj się!
 - No pa Zbysiu, pa – rozłączyłam się. Westchnęłam. Pozostało mi wracać środkiem komunikacji miejskiej albo taksówką. Jako, iż mój portfel został w domu musiałam wybrać to pierwsze. Wzięłam torbę i wyszłam z sali. Na korytarzu natknęłam się na mojego, jakże ulubionego lekarza.
 - Mam nadzieję, że szybko się nie zobaczymy – powiedział z uśmiechem.
 - Ja również mam taką nadzieję.
 - Ale musi pani pamiętać o lekach i zdrowym trybie życia. Zrozumiano? – pogroził mi palcem.
 - Jak najbardziej – uśmiechnęłam się lekko.
Pożegnałam się z lekarzem i skierowałam ku wyjściu. Świeże powietrze było bardzo przyjemne. Spędziłam w szpitalu tylko jeden dzień, ale i tak miałam go dość na najbliższe… całe życie mniej więcej. Ruszyłam chodnikiem w kierunku przystanku, gdy nagle poczułam czyjeś ręce na moich oczach. Wzdrygnęłam się przestraszona.
 - Może panią podwieźć? – usłyszałam ten znajomy głos i od razu się odwróciłam. Widząc uśmiech Kubiego miałam taką ogromną ochotę się w niego wtulić. Postanowiłam jednak, ze będę silniejsza.
 - Przykro mi, nie wsiadam z nieznajomymi do auta – odparłam.
 - To może się poznamy? Co pani na to? – poruszył zalotnie brwiami.
 - Niestety, ale mam chłopaka, który jest strasznie zazdrosny , gdy rozmawiam z jakimkolwiek innym mężczyzną.
 - Ten pani chłopak to musi być totalnym idiotą.
 - A żeby pan wiedział, że taki jest.
 - A gdyby on chciał panią przeprosić? Co musiałby zrobić żeby pani mu wybaczyła?
 - Musiałby się uspokoić i zrozumieć, że jeśli mam kolegów, to nie znaczy od razu, że go zdradzę, albo od razu zostawię.
 - Ten chłopak naprawdę bardzo żałuje, że się z panią pokłócił i że jest takim debilem – delikatnie pogłaskał mój policzek i spojrzał głęboko w oczy. Również spojrzałam w jego.
 - Mógł pomyśleć wcześniej, że jego zachowanie mnie zaboli – odwróciłam smutno wzrok.
 - On naprawdę panią bardzo kocha. Chce się zmienić, byle by pani mu wybaczyła.
Ponownie spojrzałam na niego. Zbliżył się nieśmiało. Gdy zauważył, że się nie oddalam przysunął swoja twarz jeszcze bliżej, a następnie musnął delikatnie moje usta swoimi wargami. Odwzajemniłam pocałunek. Położył swoje dłonie na moich biodrach i wpił się jeszcze zachłanniej w moje usta. Oderwałam się w pewnym momencie od niego.
 - Chodź, bo całujemy się na środku chodnika – powiedziałam skrępowana.
 - Mi to nie przeszkadza – wzruszył ramionami.
 - No dobrze, skoro wolisz tak. A ja myślałam, ze może pójdziemy do mnie – zaczęłam kreślić kółka na jego klace piersiowej. Uśmiechnął się cwaniacko i chwycił mnie za rękę. Ruszyliśmy w kierunku jego Infiniti, a następnie mojego domu.

______________

Jastrzębski znów wygrywa i znowu Kubiak MVP. Jaram się :D

12.11.2013

Rozdział 69


Z perspektywy Agnieszki

Ocknęłam się w karetce. Nadal czułam się dziwnie. Sanitariusze starali się mnie zagadać żebym nie zasnęła. Mówili cos do mnie, pytali jak się nazywam, ile mam lat i inne takie pierdoły. Pytali o byle co, ale ja nie odpowiadałam. Byłam jak w jakimś amoku. Wszystko do mnie docierało, ale było jak za mgłą. Po chwili znowu widziałam już tylko ciemność..

Obudziłam się ponownie, gdy znajomy lekarz świecił mi latarką po oczach. Skrzywiłam się i przymknęłam powieki. Przestał, więc ponownie je otworzyłam. Czułam się lepiej, niż w karetce. Próbowałam wstać, ale doktor mnie powstrzymał.
 - Niech pani leży – powiedział. – Jak widać znowu się spotykamy w tych samych okolicznościach.
 - Pan zapamiętuje wszystkie swoje pacjentki? – odgryzłam się mu.
 - Tylko te szczególnie nie dbające o siebie.
Przewróciłam oczami. Jeśli chciał mnie obrazić to mu nie wyszło.
 - Pobraliśmy pani krew na podstawowe badania. A teraz opowiedz, co się stało.
 - No na chwilę zemdlałam, a tu od razu wielkie halo.
 - Utraty przytomności nigdy nie można lekceważyć. Nawet tej chwilowej. Jak się pani czuje teraz?
 - Lepiej. Mogłabym iść do domu?
- Zostanie tu pani na obserwacji do jutra. Przykro mi. Zbyt często pani tu trafia.
 - Ale mi naprawdę nic nie jest – jęknęłam.
 - Gdyby nic nie było, to by pani nie zemdlała. Bierze pni regularnie żelazo?
Zawahałam się chwilę. Nie byłam taka znowu głupia. Musiałam niestety powiedzieć prawdę.
 - Ostatnio zapomniało mi się parę razy – powiedziałam cicho.
 - Regularne posiłki? – pytał dalej.
 - Ostatnio też mi się to nie zdarza…
 - Alkohol w ostatnim czasie?
 - Wczoraj ciut przesadziłam.
Lekarz westchnął i zanotował coś. Pokręcił głową.
 - Chce pani trafić niedługo do kostnicy?
 - Czemu pan się tak głupio pyta?
 - To czemu pani się tak nieodpowiedzialnie zachowuje?
 - To tylko ostatnio tak… Ja naprawdę o siebie dbam.
 - To lepiej żeby się już takie momenty nie zdarzały, bo z anemią nie ma żartów. Dostała pani kroplówkę i zostanie tu do jutra. I nie ma żadnej dyskusji – uciął temat i wyszedł z pomieszczenia. Westchnęłam zrezygnowana i zaczęłam wpatrywać się w jakże interesujący sufit.
W pewnym momencie drzwi sali znowu się otworzyły. Zobaczyłam zmartwione twarze Natki i Michała. Wyczuwałam ogromny opieprz..
 - Rany, Aga jak się martwiłam – Nowak od razu rzuciła się by mnie przytulić.
 - A ty mnie nie przytulisz? – spytałam, spoglądając na Michała, który stał obok łóżka ze skrzyżowanymi rękami na piersi.
 - Powinnaś dostać porządne lanie – powiedział.
 - Wiem, wiem. Jestem głupia. Ale poprawię się, obiecuję – zrobiłam słodkie oczka. Widziałam na twarzy Kubiego zawahanie, ale w końcu usiadł obok mnie, a ja się w niego wtuliłam. Pocałował mnie czule w czoło.
 - Martwiłem się – powiedział cicho.
 - Przepraszam. Już zacznę o siebie dbać, przysięgam – powiedziałam z ręką na sercu. Michał cmoknął mnie krótko w usta.
 - Rany, jak wy słodko wyglądacie – powiedziała Natka, wzdychając. Zaśmialiśmy się we trójkę. Najszybciej zmył się przyjmujący. Wręcz go do tego zmusiłam, bo chciał opuścić trening żeby tu ze mną siedzieć. Nie chciałam żeby przeze mnie zaniedbywał swoje obowiązki. Poza tym nic takiego mi nie było. Właściwie mogli mnie już wypuścić do domu, ale woleli mnie tu trzymać żebym zajmowała miejsce innym, naprawdę chorym pacjentom. To się nazywa polska służba zdrowia. Poprosiłam przyjaciółkę żeby wpadła do mojego domu i przyniosła parę potrzebnych rzeczy. Zgodziła się bez wahania. Poprosiłam pielęgniarkę by przyniosła moja komórkę z przechowalni. Mogłam wtedy zadzwonić do mamy i oznajmić, gdzie się znajduję. Oczywiście się zdenerwowała i zadawała milion pytań na minutę. Po 15 minutach rozmowy udało mi się ją uspokoić. Obiecała wpaść z tatą po pracy.

Szpital to chyba najnudniejsze miejsce na świecie. Nie miałam, co robić. Leżałam tylko i gapiłam się w sufit. Nagle dostałam SMSa. Wzięłam telefon do ręki i odczytałam jego treść. Pisał Dominik. Pytał, co tam u mnie słychać. Odpisałam, że niezbyt fajnie, bo leżę w szpitalu. Uznał, że skoro mi się nudzi to wpadnie z Melą, bo podobno się za mną stęskniła. Dziwne, bo widziałyśmy się tylko raz w życiu. Nie brnęłam w to jednak. Dałam mu już do zrozumienia, że mam chłopaka.
Przyszedł 20 minut później. Musze przyznać, że był dość szybki.
 - I coś ty zrobiła, że cię tu zamknęli, co? – zaśmiał się.
 - Nic takiego – machnęłam ręką. – Mogłabym już wyjść, ale przecież oni muszą mnie potrzymać do jutra.
 - Bez powodu na pewno cię nie trzymają.
 - A właśnie, że bez powodu – wystawiłam mu język. Na łóżko w tym momencie wgramoliła mi się Amelka. Trzymała coś w ręce, a jej buzia była szeroko uśmiechnięta.
 - To dla ciebie – podała mi kartkę. Na rysunku były jakieś postacie. Zaczęła mi paluszkiem pokazywać, kto kim jest. – To jesteś ty, to Denis, a tu ja. Jesteśmy w parku na spacerku.
 - Dziękuję Mela. Jest prześliczny – pocałowałam ją w czółko. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Nie wiedziałam, że da się jeszcze bardziej, a tu proszę.
Miło nam się rozmawiało. On mówił mi o swoich studiach, ja o szkole, a Amelka co jakiś czas wtrącała o przedszkolu. To była naprawdę urocza i bardzo ładna dziewczynka. Wyczuwałam w przyszłości łamaczkę męskich serc.
Nagle drzwi do mojej Sali otworzyły się i do środka wszedł uśmiechnięty Michał, a za nim przydreptał Zibi. Myślałam, że Dominikowi oczy z orbit wyjdą. Siatkarze trochę się zmieszali, bo nie znali mojego kolegi. Musiałam więc uratować tą niezręczną sytuację.
 - Hej, chłopcy – uśmiechnęłam się. – Wy się jeszcze nie znacie. A więc to jest Michał i Zbyszek, a to Dominik i Amelka.
Panowie uścisnęli sobie dłonie. Dziewczynka nie była zbytnio zainteresowana nowymi znajomymi i podziwiała czubki swoich bucików.
 - No Aga, nie chwaliłaś się, że masz takich znajomych – Dominik nadal był zaskoczony. Zauważyłam, że był dziwnie obserwowany przez Michała.
- Mógłbym powiedzieć to samo – powiedział przyjmujący z uśmiechem, ale ja doskonale wyczułam tą złośliwość. Bartman również to wyczuł, bo próbował jakoś rozluźnić atmosferę.
 - Jak to, Aga nie chwaliłaś się mną? Kubiakiem to rozumiem, bo to nic do chwalenia, ale że mną?! – udawał zrozpaczonego.
 - Zibi, a chcesz dostać w twarz szpitalnym krzesłem? – zapytał oburzony przyjmujący.
 - A czy szpitalne krzesło boli bardziej niż normalne? – atakujący przybrał minę myśliciela.
 - Nie wiem. Chcesz sprawdzić?
 - Niestety, kulturalnie podziękuję, bo gdy moja twarz ulegnie deformacji stracę rzeszę fanek na facebooku – otarł wyimaginowaną łzę. Ich dialog skomentowałam wielkim śmiechem.
 - A ty z czego się śmiejesz, co? – spytał Michał, siadając obok mnie na łóżku. – Leż i cierp za karę.
Dźgnął mnie w bok, więc ja odegrałam mu się tym samym. Siatkarz objął mnie ramieniem i pocałował w skroń.
 - My się będziemy zbierać, bo teraz ci się już nie będzie nudzić – Dominik uśmiechnął się nieśmiało i złapał siostrę za rączkę.
 - Przyjdź mnie kiedyś odwiedzić z Denisem – mała wyszczerzyła się do mnie.
 - Oczywiście, że do ciebie przyjdziemy.
Pożegnałam się z gośćmi, którzy po chwili zniknęli za drzwiami.
 - Teraz zacznie się przesłuchanie – powiedział cicho Zbyszek, ale tak, ze go usłyszałam.
 - Kto to był? Jakiś taki podejrzany gość. Długo się znacie? – stało się to, co powiedział Bartman. Michał zaatakował mnie gradem pytań. Roześmiałam się.
 - Zazdrośnik – wbiłam mu palec w żebro i cmoknęłam krótko w usta. Oburzył się.
 - Ja nie jestem zazdrosny, tylko o ciebie dbam. Ten koleś wygląda na podejrzanego.
 - Jak dla mnie wydał się spoko – Zibi wzruszył ramionami. Gdyby wzrok mojego chłopaka mógł zabijać, to ten już by nie żył.
 - Bo on jest spoko. Kiedyś pomogłam jego siostrze wrócić do domu, bo była sama w parku i przestraszyła się bezdomnego psa.
 - Historia rodem z filmów romantycznych – prychnął Kubiak.
 - Wie, że jestem zajęta, spokojnie. Poza tym doskonale wiesz, że ja widzę tylko ciebie – pocałowałam go w policzek.
 - Ja wiem, ty wiesz, ale jemu może to nie przeszkadzać.
 - Kubiak, ale ty wymyślasz – Zbyszek pokręcił głową z politowaniem. Szepnęłam w jego stronę nieme ‘’dziękuję ‘’. Mrugnął do mnie okiem.
 - Teraz tak mówisz, ale jakby koło Natki kręcił się taki koleś to byś się zachowywał jak ja.
 - Michał, czy ty nie przesadzasz? To, że jesteśmy razem nie oznacza, że nie mogę mieć kolegów – ta rozmowa zaczynała się robić naprawdę nieprzyjemna.
 - Ja ci nie bronię mieć normalnych kolegów…
 - On jest normalny!
 - Jak dla mnie nie.
 - W dupie mam twoja opinię – teraz to chyba rozpętałam wojnę. Zawsze tacy zgodni, a tu taka sprzeczka i niedługo mogą nas słyszeć w całym szpitalu.
 - Ostatnio cały czas masz w dupie moją opinię. Masz ją w dupie teraz, miałaś ją w dupie, gdy nie brałaś leków, miałaś ją w dupie, gdy rozmawiałaś z Laurą.. – gadał jak nakręcony.
 - Nie zamierzam z tobą dłużej rozmawiać. Wyjdź stąd.
 - Wedle życzenia – burknął i ruszył w stronę drzwi.
 - Was pojebało?! – odezwał się Zbyszek. – Zachowujecie się, jak dzieci. Kłócić się o taką pierdołę?
Kubiak puścił tą uwagę mimo uszu i tak po prostu sobie wyszedł. Ja odwróciłam się na drugi bok i skrzyżowałam ręce na piersi. Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku, ale od razu ją otarłam. Nie chciałam płakać przez takiego chama.
 - Kubiak to idiota – siatkarz westchnął zrezygnowany.
 - Wiem. Skończony idiota – poparłam go.
 - Ale ty też jesteś głupia.
 - No wielkie dzięki.
 - Oboje zachowujecie się jak banda kretynów. On jest zazdrosny i się wkurza, a ty masz taki charakter, że się wkurzasz wtedy kiedy on.
 - Chciałeś mnie pocieszyć, czy może dobić?
 - Prędzej to drugie.
 - Dzięki – prychnęłam.

  - Zachowujecie się jak dzieci. Mógłbym teraz iść do Michała i przegadać mu do rozumu, ale tego nie zrobię. Macie zmądrzeć sami. 

10.11.2013

Rozdział 68

Do szkoły weszłam równo z dzwonkiem. Byłam nieźle zdyszana. Przynajmniej miałam już rozgrzewkę przed WF, który według planu odbyć się miał na 3 lekcji. Weszłam do sali 30. Nauczycielki jeszcze nie było. Dziwne, bo historyczka zwykle już równo z dzwonkiem przychodziła. Podeszłam do swojej ławki. Natka praktycznie na niej leżała. Pchnęłam ją lekko, bo inaczej by mnie nie zauważyła. Podniosła leniwie głowę i przetarła oczy, a następnie ziewnęła.
 - Co ty taka niewyspana? – spytałam.
 - A co ty taka zdyszana? – odparła.
 - Za późno budzik ustawiłam i nie mogłam się wyrobić – machnęłam ręką.
 - A ja wróciłam z tej imprezy o 3 nad ranem. To był błąd – jęknęła.
 - Mogłaś być mądra i zmyć się wcześniej, jak ja – wystawiłam jej język.
 - Dobra, dobra. I tak wiem, że na pewno nie wróciłaś do domu – uśmiechnęła się chytrze. Zarumieniłam się.
 - Spadaj – odparłam, co wywołało wybuch śmiechu u mojej przyjaciółki. Wywróciłam teatralnie oczami. W tym momencie do klasy wkroczyła nauczycielka. Wyjaśniła swoje spóźnienie. Okazało się, że gdzieś zawieruszył się nasz dziennik i szukała go najpierw w pokoju nauczycielskim, a następnie po całej szkole. Interesujący poranek przynajmniej miała.

Dwie lekcje historii minęły bardzo szybko. Od kilku miesięcy i tak cały czas powtarzaliśmy materiał, bo większość osób zdeklarowała się, że będzie pisać maturę z historii. W tym zacnym gronie byłam również ja. Właściwie był to jedyny przedmiot, który wybrałam sobie dodatkowo. W przeciwieństwie do tych kujonów, którzy zdawali rozszerzone, co tylko się dało, ja byłam leniwa. Cały materiał miałam już jednak w miarę opanowany. Historykiem nigdy nie zostanę, ale ciekawi mnie to więc szybko mi do głowy wchodzi.
Dzisiaj wyjątkowo wszystkie dziewczyny z mojej grupy ćwiczyły na WF. Coś nowego. Jedna i nieduża szatnia nie jest najmilszym miejscem w szkole. Gdy dużo klas ma WF to trudno jest znaleźć w niej miejsce dla siebie. Ja zawsze wybieram ten sam kącik. Przebrałam się w standardowy strój na WF, czyli biała koszulka + krótkie dresowe spodenki. Tak strasznie nie chciało mi się ćwiczyć, ale nie miałam zwolnienia, więc niestety musiałam iść na tą halę. Czułam się jakoś nieswojo. Wtedy dopiero przypomniałam sobie, że od kilku dni nie brałam żelaza, a w dodatku rano nic nie zjadłam. Do tego doliczyć trzeba zbyt dużo alkoholu wczoraj. Lekarz od razu by mi dał porządny ochrzan. Zresztą nie tylko on.
Zaplanowałam sobie, że przeżyję jakoś tą lekcję. Postanowiłam po prostu się obijać. Dziś nauczycielka wymyśliła sobie grę w piłkę ręczną. Nie byłam w to zbytnio dobra, bo oczywiście wolałam siatkówkę. Nie miałyśmy jednak nic do gadania, bo babka była zła jak osa tego dnia. Po krótkiej rozgrzewce, która nawiasem mówiąc była dla mnie męką podzieliłyśmy się na 2 składy. Mimo, że bardzo chciałam być jedną z rezerwowych musiałam wyjść na boisko jako jedna z pierwszych. Mojego pecha ciąg dalszy. W mojej klasie było kilka dość dobrych dziewczyn. Niektóre nawet grały w jakimś amatorskim klubie. Nadawały one więc tempo gry. Latałam po tym boisku jak głupia, a piłkę dotknęłam tylko kilka razy i to przelotnie, by od razu komuś podać. W końcu jednak usłyszałam magiczne słowa wuefistki.
 - Zmiana! Kochanowska, schodzisz. Bojarek na boisko.
Odetchnęłam z ulgą, choć i tak już ledwo mogłam złapać powietrze. Chyba jako jedyna byłam tak wykończona. Usiadłam na ławce obok Natki, która była rezerwową przeciwnej drużyny. Spojrzała na mnie dziwnie.
 - Aga, co ty taka blada? – spytała.
 - Zmęczyłam się po prostu. Strasznie dużo biegania – odparłam, machając ręką.
 - Ale nigdy aż taka wykończona nie byłaś.
 - Wydaje ci się – mruknęłam i zaczęłam obserwować grę. Nowak coś tam do mnie jeszcze mówiła, ale jej nie słuchałam. Nagle obraz zaczął mi się zamazywać. Mrugnęłam szybko kilka razy, bo powrócił do normalności. Przez chwilę tak było, lecz potem zobaczyłam już tylko ciemność.

Z perspektywy Natki

Mówiłam Adze, że naprawdę podejrzanie wygląda, ale przestała mnie słuchać i udawała zaciekawioną grą. Zawsze tak robiła, gdy nie chciała mnie słuchać. Czasami naprawdę ciężko było z nią wytrzymać. Miała ciężki charakter, do którego w sumie się już zdążyłam przyzwyczaić.
Nagle poczułam coś ciężkiego na swoim ramieniu. Spojrzałam w lewo i zamarłam. Agnieszka zaczęła się osuwać na ziemię.
 - Aga! – krzyknęłam przerażona, gdy upadła na ziemię. Od razu zrobiło się wokół nas niezłe zbiegowisko. Klepałam ją po policzku by odzyskała przytomność, ale nic z tego.
 - Agnieszka? Słyszysz mnie? – zaczęła nauczycielka, ale również bezskutecznie. – Ułóżcie ją w pozycji bocznej, a ja zadzwonię po pogotowie.
Jak powiedziała, tak też zrobiłyśmy. Strasznie się o nią martwiłam. Dziewczyny również były przestraszone, bo pamiętały o incydencie z lutego, gdy również zemdlała na WF. Tylko ja wiedziałam w tym gronie o jej chorobie. Domyśliłam się, że znowu nie wzięła żelaza. Poza tym wczoraj wypiła zbyt dużo, a przy anemii nie jest to wskazane.
Sanitariusze wkroczyli na halę po niecałych 10 minutach. Ułożyli ją na noszach i zabrali w kierunku karetki, którą widziałam przez okna. Zostały mi 3 lekcje, ale nie poszłam na nie. Wolałam być z Agą. Przebrałam się więc w swoje ciuchy (link) i ruszyłam na przystanek autobusowy. Już po kilkunastu minutach byłam w szpitalu. W recepcji spytałam, gdzie mogę znaleźć przyjaciółkę. Skierowała mnie do poczekali przed izbą przyjęć. Dopiero wtedy przypomniałam sobie, że muszę poinformować Michała. Nie chciałam, ale musiałam. Nie lubiła mówić o takich rzeczach.
 - Halo? – usłyszałam w słuchawce.
 - Hej Michał. Bo widzisz – zaczęłam niepewnie. Słychać było, że jestem zdenerwowana.
 - Natka, stało się coś? Jeśli Zibi coś przeskrobał, to ja z nim pogada… - zaczął, ale mu przerwałam.
 - Nie, nie. Tu nie chodzi o Zbyszka, tylko o Agę – przełknęłam ślinę.
 - O Agę? Ale co się stało? – od razu się zdenerwował. Słyszałam przejęcie w jego głosie.
 - Jest w szpitalu.
 - W szpitalu?! Zaraz tam będę.
Rozłączył się natychmiast. Odłożyłam komórkę do plecaka i oparłam się o krzesło. Przymknęłam lekko oczy. Nic nie wiedziałam o tym, co jest z Kochanowską, a zaraz miał się tu zjawić Michał i na pewno będzie wypytywał o wszystko. Nie minęło 10 minut, a on już był na korytarzu. Najwidoczniej złamał parę zasad ruchu drogowego. Był strasznie zdenerwowany. Zresztą nie dziwiłam się mu.
 - Co z nią? – spytał natychmiast.
 - Nie wiem. Lekarz ją bada – odparłam.
 - Co się w ogóle stało?
 - Zemdlała. Cały dzień w ogóle taka dziwna była, a na WF to taki wycisk miałyśmy.
 - No ale przecież już dawno jej się to nie zdarzało.
 - Wiem, ale w sumie to chyba się domyślam dlaczego – Kubiak spojrzał na mnie pytająco. – Wspominała mi dziś, ze zbyt późno sobie budzik ustawiła, więc pewnie w pośpiechu nie wzięła żelaza, a o zjedzeniu czegokolwiek nie wspomnę. W dodatku wczoraj trochę wypiła, a przy anemii raczej nie wolno.
 - Kurwa. Przecież ja powinienem lepiej o nią dbać – kopnął w krzesło.
 - Michał, spokojnie. To nie jest twoja wina.
 - Wariuję, jak nie wiem, co jej jest.
W tym momencie z sali wyszedł lekarz. Natychmiast do niego podeszliśmy.
 - Co z nią? – spytał od razu Michał.
 - Jak widać pani Agnieszka nie dostosowała się do moich zaleceń. Odzyskała przytomność, więc po rozmowie z nią zdążyłem już co nieco wywnioskować. Czekam jeszcze na wyniki badań, ale to raczej tylko dla pewności – powiedział.
 - A tak dokładniej? – spytałam.
 - Zapomniało jej się kilka razy wziąć żelaza, nieregularne posiłki, zbyt wielki wysiłek fizyczny i jeszcze zbyt dużo alkoholu. Reakcja organizmu była natychmiastowa. Podałem jej kroplówkę i powoli odzyskuje siły. Zostawię ją jednak do jutra na obserwacji. A teraz przepraszam, ale pacjenci czekają.

Oddalił się, a my od razu weszliśmy do sali.

9.11.2013

Rozdział 67

Stałam z Natką przed halą w Jastrzębiu. Czekałyśmy na siatkarzy. Michał uprzedził nas, że wrócą na mniej więcej 18. Pół godziny temu zadzwonił i powiedział, że przed miastem są jakieś korki, więc się spóźnią. Sterczałyśmy więc tak z godzinę. W końcu jednak zauważyłyśmy autokar z siatkarzami. Wielkoludy zaczęły wychodzić z niego. Wszyscy się z nami przywitali, zamienili kilka słów. Po chwili mogłam w końcu przywitać się z Michałem. Przytuliłam się do niego mocno, a on czule pocałował mnie w czubek głowy.
 - Hej, Misiek – zaczęłam. – Jeszcze raz, gratulacje.
 - Mam nadzieję, że do Bydgoszczy już nie wrócimy – zaśmiał się.
 - No ja też mam taką nadzieję – wyszczerzyłam się. Podeszli do nas Zibi z Natalią.
 - Już, Kubiak nasycony? Bo jest taka sprawa, że chłopaki proponują imprezę, bo jutro mamy tylko trening po południu. Piszecie się? – zapytał Zbyszek i objął ramieniem mnie i swoją dziewczynę.
 - Jak zwykle jestem za – odparł bez namysłu Michał.
 - Ja też. W końcu ktoś musi go pilnować – mrugnęłam okiem do chłopaka. Przewrócił teatralnie oczami.
 - W takim razie o 20 tam gdzie zawsze. Do zobaczenia – atakujący złapał blondynkę za rękę i ruszył w stronę swojego samochodu. Nam z Miśkiem nie pozostało nic innego, jak zrobić to samo.

Umówiliśmy się, że przyjmujący będzie po mnie tak za dwadzieścia 20. Miałam więc godzinę żeby się jakoś doprowadzić do porządku. Jak zwykle miałam problem, co ubrać. W końcu wyciągnęłam z szafy bluzkę (link) i spódnicę (link). Na stopy założyłam buty na koturnie (link). Potem wyprostowałam włosy i zrobiłam delikatny makijaż. Byłam gotowa do wyjścia. Zobaczyłam przez okno, że Infiniti już stoi przed domem, więc wzięłam torebkę i zeszłam na dół. Rodzice, którzy wrócili dopiero co z pracy siedzieli w kuchni i jedli kolację. Ruszyłam oznajmić im, że wychodzę.
 - Wychodzę na imprezę – powiedziałam, stojąc w drzwiach.
 - Wrócisz na noc? – zapytał tata.
 - Nie wiem jeszcze. Pa – pożegnałam się z uśmiechem. Wychodząc z domu usłyszałam jeszcze, jak mama krzyczy do mnie: ‘’Baw się dobrze’’. Na pewno tak będzie. Z tymi wielkoludami nie da się inaczej.

Weszliśmy do klubu, w którym już na kilkanaście metrów przed wejściem słychać było głośną muzykę. W środku była już większość zawodników Jastrzębskiego Węgla. Kilku z nich przybyło wraz ze swymi partnerkami. Usiedliśmy przy stoliku, gdzie siedział Michał Łasko z Mileną. Reszta siatkarzy szalała na parkiecie. Nie widziałam tylko Zbyszka z Natką, Damiana i Simona. Byłam jednak pewna, ze akurat oni nie przepuszczą okazji do imprezy.
 - I co ciekawego u was słychać? – skierowałam pytanie do atakującego i jego dziewczyny.
 - Po staremu – odparł Łasko.
 - Ja treningi, Michał treningi i tak sobie żyjemy – dodała Milena, po czym przytuliła się do swojego narzeczonego. W wakacje miał odbyć się ich ślub. Byli parą już bardzo długo i pasowali do siebie jak nikt inny. Pomimo tego, iż cały czas dzielą ich od siebie jakieś kilometry to są razem i prawie nigdy się nie kłócą. Para idealna. Jedno za drugie wskoczyło by w ogień. Nie wiem, czy potrafiłabym być na miejscu Mileny. Ona grała w Dąbrowej, Michał w Jastrzębiu. Gdyby Kubiak grał w jakimś klubie daleko ode mnie to nie dałabym rady bez niego żyć. Gdy wyjeżdżał nawet na weekend to umierałam z tęsknoty. Było tak nawet wtedy, gdy byliśmy tylko przyjaciółmi.
 - Idziemy tańczyć? – spytał mnie mój chłopak. Odpowiedziałam mu uśmiechem i wstałam z miejsca. Chwyciłam go za rękę i ruszyliśmy na parkiet.
Około godziny 23 w klubie w większości zostali już tylko siatkarze. No tak, środek tygodnia, więc zbyt wielu ludzi nie chodziło potańczyć. Byłam już zmęczona, bo od bitych 2 godzin  nie usiadłam nawet na chwilę. Po skończonym tańcu z Wojtaszkiem ruszyłam w kierunku Miśka, który siedział i pił sok. Usiadłam mu na kolanach i oparłam głowę o jego ramię.
 - Zmęczona? – zapytał z uśmiechem.
 - Ledwo żywa – jęknęłam. Chwyciłam szklankę z jego napojem i upiłam spory łyk.
 - Co ty na to żebyśmy poszli do mnie? – szepnął mi do ucha przyjmujący i położył swoją rękę na moim kolanie. Poruszył przy tym znacząco brwiami. Uśmiechnęłam się zalotnie i od razu wstałam z miejsca.
 - My się będziemy już zbierać – powiedział Kubiak w kierunku Łasko i Czarnowskiego. Spojrzeli zdziwieni.
 - Już? – spytał Patryk.
 - Niestety edukację skończę dopiero za niecałe 3 tygodnie, więc jutro czeka mnie szkoła, Patryczku – odparłam.
 - Czyli tak to się teraz nazywa – poruszył zabawnie brwiami.
 - A jutro nasz Michałek będzie miał na treningu miękkie kolana – zaśmiał się Łasko. Kubiak spiorunował go wzrokiem. Siatkarze nadal jednak się śmiali.
 - Sami zboczeńcy. Nara frajerzy! – rzucił do nich, chwycił mnie za rękę i ruszyliśmy w kierunku samochodu przyjmującego. W głowie szumiały mi trochę procenty, bo wypiłam kilka drinków. Nie miałam serca odmówić siatkarzom, gdy z miną zbitego psa mówili: ‘’Ale ze mną się nie napijesz?’’ Tego zdania po polsku nauczył się nawet Russel. Włączyłam radio na maxa i zaczęłam śpiewać wraz z Rihanną ‘’We found love’’ na cały głos. Mój chłopak miał ze mnie niezły ubaw. W końcu jednak nawet i on do mnie dołączył. Roześmiani weszliśmy do bloku. Oczywiście musiałam się potknąć na schodach, ale na całe szczęście brunet złapał mnie w porę, chroniąc przed upadkiem. Bliski kontakt z podłogą nie był szczytem moich marzeń.
 - Łamaga – skomentował z uśmiechem, gdy weszliśmy do jego mieszkania. – Nie pij już więcej.
 - Oj nie truj, tylko całuj – powiedziałam i natychmiast wpiłam się w usta siatkarza. Kubiak nogą kopnął drzwi, aby się zamknęły. Gubiąc ubrania zaczęliśmy się kierować do sypialni.

Obudził mnie budzik w telefonie ustawiony na 7:00. Tak strasznie nie chciało mi się wstać. W dodatku bolała mnie głowa i wyczuwałam kaca. Wszystko jednak pamiętałam w wczorajszego wieczora. Spojrzałam w lewo. Michał spał nadal słodko. Nie miałam serca go budzić. Miał trening dopiero o 15, więc mógł jeszcze poleniuchować. Wyswobodziłam się z jego ramion, starając się go nie obudzić. Miał wyjątkowo tak twardy sen, że gdybym tutaj zaczęła wiertarką wiercić to by nie usłyszał. Pozbierałam swoje ubrania. Musiałam się spieszyć, bo nie chciałam się spóźnić do szkoły. Wzięłam jakąś kartkę papieru i napisałam dla Miśka wiadomość:

Nie chciałam cię budzić, a musiałam iść do szkoły.
Zobaczymy się później? Kocham Cię ;*
                                                                                     Agnieszka


Postawiłam ją na stoliku nocnym, obok jego komórki. Wtedy na pewno jej nie przeoczy. Wzięłam swoją torebkę i wyszłam z mieszkania Michała. Autobusem dojechałam na moje osiedle. Migiem wzięłam prysznic i przebrałam się (link). Chwyciłam torbę z książkami i pędem ruszyłam stronę szkoły. Zbyt późno ustawiłam ten budzik. Cała ja.

5.11.2013

Rozdział 66

Obudziłam się dziwnie wypoczęta. Jak zwykle po przebudzeniu spojrzałam na ekran telefonu. Zerwałam się gwałtownie, gdy zobaczyłam, że zaspałam. Pierwsza lekcja zacząć się miała za 20 minut. W ekspresowym tempie wykonałam poranną toaletę. Następnie ubrałam się w coś, co pierwsze miałam pod ręką (link). Wiążąc trampki, myłam zęby, więc wyglądałam dość komicznie. Byłam jednak sama w domu, więc nie miałam się czym przejmować. W pośpiechu wzięłam torbę i wybiegłam z domu. O mały włos, a zostawiłabym otwarte drzwi. Zakluczyłam je i pobiegłam, ile miałam sił w nogach. Do szkoły weszłam 10 minut po dzwonku, co dla mnie i tak było jakimś rekordem świata, bo miałam tak mało czasu, a wyrobiłam się i wyglądałam w miarę jak człowiek. Nie licząc włosów, każdy w inną stronę, przez to bieganie. Pierwszy jogging miałam już przynajmniej zaliczony .
Weszłam do klasy, a przy biurku siedziała już nauczycielka angielskiego.
 - Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie – powiedziałam, ledwo łapiąc oddech. Kobieta tylko kiwnęła mi głową, więc udałam się na swoje stałe miejsce, gdzie siedziała już Natka.
 - Nie ładnie tak się spóźniać – powiedziała przyjaciółka, wystawiając mi język.
 - Zaspałam – odparłam, wyciągając podręcznik i zeszyt.
 - Trzeba było nie gadać tak długo z Michałem.
 - Właśnie nie rozmawialiśmy długo. Po 22 już spałam.
 - Jeszcze 3 tygodnie, matury i mamy masę wolnego, więc się w końcu wyśpimy.
 - Wszystko byłoby fajne, gdyby nie te matury – jęknęłam.
 - Nie przeszkadzam wam może dziewczyny? – zwróciła się do nas pani Makowska. – Agnieszka, przeczytaj, jak uzupełniłaś pierwszy przykład.
Zerknęłam do podręcznika, ale nie miałam pojęcia w ogóle na której stronie rozwiązywaliśmy zadanie.
 - Nie uzupełniłaś, bo nie uważasz na lekcji. Nie dość, że się spóźniasz, to jeszcze gadasz. Jak ty chcesz tą maturę zdać?
Makowska i jej wykłady. Najbardziej znienawidzony przeze mnie nauczyciel to właśnie ona. Można było jej podpaść za byle co. Nawet za to, że się jej ‘dzień dobry’ nie powiedziało, przy przypadkowym spotkaniu na mieście. Pół lekcji minęło nam na monologu nauczycielki na temat ‘jak to się ją w tej szkole traktuje’. Nie mój problem, że miała jakieś większe ambicje, a trafiła do jakiegoś liceum żeby uczyć bandę maturzystów.

Na długiej przerwie swoje kroki skierowałam razem z Nowak do sklepiku szkolnego. Od rana nic nie jadłam i powoli czułam, że robi mi się słabo. Wszystko przez tą moją pieprzona anemię. Kupiłam bułkę, którą zwykle tu jadałam. Odwinęłam z folii i wgryzłam się w nią.
 - Nie mów mi, że to jest twój pierwszy posiłek – jęknęła Natalia.
 - Nie miałam czasu rano na cokolwiek – odparłam, wzruszając ramionami i ugryzłam kolejnego kęsa.
 - Żelaza pewnie też nie wzięłaś.
 - A ty rozumiem podkablujesz Michałowi, tak? – spojrzałam na nią z wyrzutem.
 - Okej, okej. Nie wściekaj się tak.
 - Jestem przewrażliwiona na ten temat. Czasem zachowujecie się wszyscy, jakbym miała 5 lat i chorowała na śmiertelną chorobę.
 - Oj, przepraszam no – przytuliła mnie.
 - Ale dziś mogę ją pożytecznie wykorzystać. Powiem, że się źle czuje i nie będę musiała ćwiczyć na WF – wyszczerzyłam się. Blondynka pokiwała głową z politowaniem.
 - Ty jesteś walnięta.
 - I za to mnie kochasz – szturchnęłam ją lekko ramieniem i w dobrych nastrojach ruszyłyśmy do sali nr 30, gdzie miałyśmy mieć język polski oraz sprawdzian, na który się nie uczyłam. Nie było to jednak nic wymyślnego, po prostu powtórka z gramatyki, więc nie miałam się czego bać. Powtarzałam to jakiś czas temu do matury.

Po powrocie do domu wyszłam z Denisem na spacer. Pies ucieszył się, że w końcu może sobie pobiegać. Przy okazji zrobiłam mu masę zdjęć. Nie tylko jemu oczywiście. Skupiłam się także na budzącej się do życia przyrodzie. Udało mi się uchwycić kilka fajnych ujęć.
W domu zrobiłam sobie coś do jedzenia. Jako, iż nie chciało mi się niczego robić, to ugotowałam sobie pierogi, które przywiozłam po świętach od babci i siedziały sobie w moim zamrażalniku. Po posiłku czułam, że się przejadłam. Nie miałam siły się ruszać. Skierowałam się do swojego pokoju. Włączyłam laptopa i jak zwykle zalogowałam się na facebooka, skype i photobloga. Postanowiłam wymalować sobie paznokcie, bo nie miałam nic lepszego do roboty. Wzięłam mój nowy lakier do paznokci (link) . W pewnym momencie usłyszałam, że ktoś chce się ze mną połączyć na skype. Z uśmiechem na ustach odebrałam je, gdy zobaczyłam, że to Michał.
 - No cześć, Aguś – powiedział wesoło.
 - Hej, Miśku – wyszczerzyłam się i kontynuowałam malowanie paznokci.
 - A co ty tam tak zawzięcie robisz, hę? – próbował podpatrzeć, dlaczego nie patrzę się na niego, tylko gdzieś w bok. Pomachałam mu paznokciami i lakierem przed kamerką.
 - Paznokcie sobie maluję. Ładny kolorek?
 - Ja się nie znam, nie pytaj mnie – zaśmiał się.
 - A ty nie na treningu?
 - Dopiero co wróciłem. Lorenzo dał nam niezły wycisk. Ledwo żyję – zajęczał.
 - Mój biedny Michałek – wysłałam mu buziaka w powietrzu. – Masz im dziś tyłki skopać, jasne?
 - Jeżeli dojdę na halę to skopię.
 - Nie przesadzaj – wystawiłam mu język.
 - No przepraszam bardzo, jak ty wrócisz zmęczona po jakimś tam Wf, to ‘’umierasz’’ – zironizował. Machnęłam ręką.
 - Ja nie jestem sportowcem, jak niektórzy – pokazałam na niego palcem. Nie doczekałam się jednak odpowiedzi, bo nagle obraz zaczął się ruszać. Po chwili na ekranie widziałam szczerzącego się Zibiego. Machał do mnie, jak nienormalny, więc i ja zaczęłam machać.
 - Siema, Aga! – przywitał się atakujący.
 - Witaj Zbigniewie. Jak tam w Bydgoszczy?
 - Dziura zabita dechami. Nie to, co nasze Jastrzębie – zaśmiał się. – Kubiak płacze całymi dniami, bo cię nie ma.
 - Wcale nie płaczę! Oddaj mi laptopa, kretynie! – usłyszałam w oddali miśkowi głos. Nie mogłam nie wybuchnąć śmiechem.
 - Nie płacze, tylko jęczy. Niech będzie – mrugnął do mnie okiem. Po chwili zobaczyłam już obu siatkarzy na ekranie. Nieźle się uśmiałam, gdy się o coś kłócili. Po jakimś czasie musieli kończyć, bo czekał ich obiad. Potem trochę odpoczynku i na halę. Na całe szczęście jutro wieczorem będą już w Jastrzębiu. Nie mogłam się doczekać.


Mecz był bardzo zacięty i długi. Zaczęło się bardzo dobrze, bo Jastrzębski wyrobił sobie taką przewagę, że Delecta wywalczyła tylko 20 punktów. W drugiej partii miała ona jednak więcej szczęścia i wygrała 25:23. Przy trzecim secie byłam bliska płaczu i furii jednocześnie. Jastrzębie zdobyli zaledwie 14 punktów. Miałam ochotę porządnie na nich nawrzeszczeć. Modliłam się, by jednak doprowadzili do tie-breaka. Moje modlitwy zostały wysłuchane. Set piąty rozstrzygnął o całym meczu. Skakałam, jak głupia po całym pokoju. Wygrali! Choć chwilami wydawało się, że znowu winszować będzie Delecta. MVP powędrowało do Roba Bontje. 

2.11.2013

Rozdział 65

Dzień pierwszego meczu. Lekcje w szkole ciągnęły mi się niemiłosiernie. Punktualnie o 17 przyszła do mnie Natka, bo razem miałyśmy śledzić relację na żywo. Do meczu została jeszcze godzina, ale my musiałyśmy być gotowe wcześniej. Usadowiłyśmy się na moim łóżku wygodnie z kubkami pełnymi gorącego kakao z bitą śmietaną. To, co kochamy najbardziej. Jako, że miałyśmy jeszcze trochę czasu to zalogowałam się na facebooku. Zaczęłyśmy przeglądać aktualności, gdy nagle wyskoczyło okienko z napisem: Dominik Wilczyński napisał do ciebie. Wiadomość brzmiała tylko ‘Co tam?’. Nowak spojrzała na mnie pytająco.
 - Kto to?
 - Kolega. Poznałam go niedawno. Jak byłam z Denisem na spacerze to spotkałam małą dziewczynkę, która bała się jakiegoś bezdomnego psa. Denis się na niego rzucił, a tamten uciekł. Odprowadziłam ją do mieszkania i Dominik okazał się jej bratem. Ta mała to niezłe ziółko tak swoją drogą. Dominik nie pozwolił jej iść do parku, więc poszła niby do koleżanki, a zmyła się gdzie indziej.
 - No niezła cwaniara. Szkoda tylko, że ten pies tam był.
Zaczęłyśmy więc pisać z Dominikiem. Gdy jednak zbliżała się godzina meczu, ładnie się pożegnałyśmy i uruchomiłyśmy relację. Wakacje się zbliżały, ciepło za oknem było, a my obżerałyśmy się chipsami. Genialnie po prostu. A mogłam wziąć marchewkę do pochrupania. Przytyję, jak nic. Będę musiała zacząć biegać.
 - Ale ty z tym Dominikiem nic ten teges, prawda? – spytała w pewnym momencie przyjaciółka. Spojrzałam na nią jak na kosmitkę.
 - Zwariowałaś? Dobrze wiesz, że mam Miśka.
 - Wiem, wiem. Ale czy ten Dominik o tym wie?
 - Wie, spokojnie – uśmiechnęłam się lekko.
 - I jak zareagował na to, że siatkarz robi mu konkurencję? – szturchnęła mnie lekko ze śmiechem.
 - Nijak. Nie wie, że mój chłopak to siatkarz – wzruszyłam ramionami.
 - W sumie to może i lepiej. Mógłby cię wziąć za wariatkę. Hotek teraz pełno na każdym kroku.
 - Nie nasza wina, że wyrwałyśmy największe ciacha w reprezentacji – wybuchłyśmy śmiechem. Po chwili jednak znowu wróciłyśmy do śledzenia meczu. Niestety nie szedł po myśli Jastrzębian. Pierwszy set rozgrywany był na przewagi, jednak lepsi okazali się Bydgoszczanie. Drugi natomiast padł już łupem gości. Następne 2 sety należały jednak do gospodarzy. Zacisnęłam dłonie w pięści. Wiedziałam, że mecze na wyjeździe nie będą należały do łatwych i że to był dopiero pierwszy, a wszystkich może być nawet 5. Porażka jednak zawsze bolała. Tak strasznie chciałam być tam teraz. Pocieszyć ich, przytulić. Najbardziej sercem byłam jednak z Miśkiem. Przed wyjazdem nie napalał się na przywiezienie dwóch zwycięstw, ale i tak wiedziałam, że jest wściekły. Niektórzy po przegranych byli załamani, a inni wkurzeni. Do tej drugiej grupy zaliczał się Kubiak. Nawet jeśli w meczu jego drużyna prowadzi, a jemu coś nie pójdzie to obwinia się o każdą stratę punktu. To był typ gracza, do którego w takich chwilach bez kija nie podchodź. Ja jednak zawsze byłam ryzykantką. Najczęściej ja przy nim wtedy byłam.
Natka po meczu wróciła do siebie. Chciała się pouczyć na jutrzejszy sprawdzian z polskiego, o którym szczerze powiedziawszy zapomniałam. Olałam to jednak i weszłam na skype. Wyczekiwałam kiedy Michał zrobi się dostępny. Mogło to potrwać jeszcze sporo czasu. Najpierw rozciąganie, potem prysznic, powrót do hotelu, kolacja. Przez dobre 1,5 godziny nie miałam na co liczyć, ale jednak siedziałam. Przy okazji trochę zajęłam się obrabianiem zaległych zdjęć.
Usłyszałam dźwięk telefonu. Chwyciłam komórkę i odczytałam SMSa. ‘’Jak tam nastrój? Przeczytałem, że niestety Jastrzębski przegrał’’. Nadawcą wiadomości był Dominik. Szczerze to nie miałam ochoty z nim gadać. Od wczoraj co chwilę do mnie coś pisze. Trochę mnie to denerwowało, ale może on po prostu chciał się ze mną tylko zaprzyjaźnić. Postanowiłam, że go jednak nie zignoruje, tylko odpiszę. No zachwycona nie jestem. Mam tylko nadzieję, że jutro będzie lepiej – napisałam i wysłałam. Spojrzałam na zegarek. 20:21. Odłożyłam laptopa na bok, wcześniej go wyłączając. Korzystając z okazji, iż miałam jeszcze czas to zapięłam Denisowi smycz i ruszyłam na chwilę do parku żeby mój pies mógł sobie trochę pobiegać i załatwić potrzeby, gdzie indziej niż w ogródku. Po 15 minutach byłam z powrotem w domu. Skierowałam się do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic i umyłam włosy. Następnie przez 20 minut musiałam je suszyć, bo trochę ich na tej głowie miałam. Oczywiście genialna ja zapomniała wziąć bielizny i piżamy, więc owinięta w ręcznik poszłam do pokoju. Telefon, który zostawiłam na łóżku zaczął dzwonić. Na wyświetlaczu przeczytałam Misiek dzwoni , więc z wielkim uśmiechem odebrałam połączenie.
 - Cześć – zaczęłam.
 - Wejdziesz na skype?
 - Za chwilę, bo się myłam i jestem w samym ręczniku.
 - Jak dla mnie możesz nawet ten ręcznik ściągnąć – czułam, że się szczerzy, niczym głupi do sera.
 - Zboczeniec. Będę za 5 minut.
 - 5, jasssne – ah ta Kubiakowa ironia. Rozłączyłam się i od razu skierowałam swoje kroki do komody. Założyłam czystą bieliznę. Jako piżamę posłużyły mi jaskrawo różowe, krótkie spodenki i czarna koszulka Michała, którą mu kiedyś podwędziłam, bo mi się spodobała. Zażalenia nigdy nie złożył, więc mogłam ją sobie przywłaszczyć. Odpaliłam mojego Samsunga i zalogowałam na skype. Niemal od razu zobaczyłam połączenie od siatkarza. Z uśmiechem odebrałam. Widziałam po jego oczach, że nie był zbyt szczęśliwy, lecz po chwili zaczęły się wyłaniać jakieś wesołe iskierki. Tym razem siedział chyba normalnie, jak człowiek w pokoju, bo w tyle nie spostrzegłam żadnej miotły, czy innego przyrządu do sprzątania.
 - A ja się głupi łudziłem, że jednak będziesz bez tego ręcznika – wykrzywił usta w podkówkę, a ja tylko pokręciłam głową z politowaniem.
 - A jakbyś był w pokoju z innymi? Myślisz, że jestem taka głupia? – wystawiłam mu język.
- A ja specjalnie Zbyszka wygoniłem do Damiana żebym miał wolny pokój! – oburzył się. Wysłałam mu buziaka w powietrzu. – A tak swoją drogą, to czy to nie jest ta koszulka, która zginęła mi w niewyjaśnionych okolicznościach kilka dni po kupieniu?
 - Niee, no co ty – machnęłam ręką z głupim uśmiechem. – Po prostu mamy podobny gust, Michałku.
- Ja tam swoje wiem, złodziejko.
 - Oj tam, oj tam – wyszczerzyłam się. – Jak tam te twoje nerwy, co?
 - Nikt nie zginął, nic nie rozwaliłem, więc chyba jest dobrze.
 - Nawet nie wiesz, jak strasznie chcę się do siebie przytulić – spuściłam głowę na dół.
 - Ja też. Ale na szczęście pojutrze już wracamy.
 - Na pewno jutro ich pokonacie, potem 2 mecze tutaj i będziesz miał medal.
 - Obyś miała rację.
 - Będzie tak, zobaczysz! Od dziś mogę robić za jasnowidza. Będę zarabiać kupę kasy, a wtedy nic nie będzie mnie trzymało w jakimś tam Jastrzębiu. Wielki świat czeka!
 - Oczywiście nie zapomnisz o swoim ukochanym siatkarzu, prawda?
 - Zwariowałeś? Nie zamierzam się dłużej z jakąś hołotą zadawać – zaśmiałam się.
 - Wredna małpa.
 - Kurdupel – wystawiłam mu język.
 - Jestem wyższy od ciebie, mała – puścił mi oczko.
 - Nie mała, tylko niska.
 - Miedzianowłosa.
 - Kubiak! Daję słowo, że przefarbuję się na czarno i nie będę miała w słońcu rudych włosów!
 - A tylko spróbuj zmienić kolor, a ogolę cię na łyso i będziesz nosić brązową perukę!
 - Uważaj, bo się jeszcze przestraszę.

 - Jakbym był koło ciebie to być tak mała nie podskakiwała – zaśmiał się, a ja oczywiście oburzyłam. Gdy chciał mnie zdenerwować to zawsze mówił o moim wzroście i włosach. Stała taktyka, lecz jak zawsze skuteczna.  Porozmawialiśmy jeszcze dobre 40 minut i zrobiłam się senna. No tak, tego dnia wstałam przed 6 rano. Pożegnałam się z siatkarzem i słysząc to jego słodkie ‘’Kolorowych snów, skarbie’’ mogłam spać spokojnie. 

_______________

JW wygrał 3:2 z Zaksą i choć mogło być 3:0 to i tak się cieszę. ;)