Z perspektywy
Agnieszki
Ocknęłam się w karetce. Nadal czułam się dziwnie.
Sanitariusze starali się mnie zagadać żebym nie zasnęła. Mówili cos do mnie,
pytali jak się nazywam, ile mam lat i inne takie pierdoły. Pytali o byle co,
ale ja nie odpowiadałam. Byłam jak w jakimś amoku. Wszystko do mnie docierało,
ale było jak za mgłą. Po chwili znowu widziałam już tylko ciemność..
Obudziłam się ponownie, gdy znajomy lekarz świecił mi
latarką po oczach. Skrzywiłam się i przymknęłam powieki. Przestał, więc
ponownie je otworzyłam. Czułam się lepiej, niż w karetce. Próbowałam wstać, ale
doktor mnie powstrzymał.
- Niech pani leży
– powiedział. – Jak widać znowu się spotykamy w tych samych okolicznościach.
- Pan zapamiętuje
wszystkie swoje pacjentki? – odgryzłam się mu.
- Tylko te
szczególnie nie dbające o siebie.
Przewróciłam oczami. Jeśli chciał mnie obrazić to mu nie
wyszło.
- Pobraliśmy pani
krew na podstawowe badania. A teraz opowiedz, co się stało.
- No na chwilę
zemdlałam, a tu od razu wielkie halo.
- Utraty
przytomności nigdy nie można lekceważyć. Nawet tej chwilowej. Jak się pani
czuje teraz?
- Lepiej. Mogłabym
iść do domu?
- Zostanie tu pani na obserwacji do jutra. Przykro mi.
Zbyt często pani tu trafia.
- Ale mi naprawdę
nic nie jest – jęknęłam.
- Gdyby nic nie
było, to by pani nie zemdlała. Bierze pni regularnie żelazo?
Zawahałam się chwilę. Nie byłam taka znowu głupia. Musiałam
niestety powiedzieć prawdę.
- Ostatnio
zapomniało mi się parę razy – powiedziałam cicho.
- Regularne
posiłki? – pytał dalej.
- Ostatnio też mi
się to nie zdarza…
- Alkohol w
ostatnim czasie?
- Wczoraj ciut
przesadziłam.
Lekarz westchnął i zanotował coś. Pokręcił głową.
- Chce pani trafić
niedługo do kostnicy?
- Czemu pan się
tak głupio pyta?
- To czemu pani
się tak nieodpowiedzialnie zachowuje?
- To tylko
ostatnio tak… Ja naprawdę o siebie dbam.
- To lepiej żeby
się już takie momenty nie zdarzały, bo z anemią nie ma żartów. Dostała pani
kroplówkę i zostanie tu do jutra. I nie ma żadnej dyskusji – uciął temat i
wyszedł z pomieszczenia. Westchnęłam zrezygnowana i zaczęłam wpatrywać się w
jakże interesujący sufit.
W pewnym momencie drzwi sali znowu się otworzyły.
Zobaczyłam zmartwione twarze Natki i Michała. Wyczuwałam ogromny opieprz..
- Rany, Aga jak
się martwiłam – Nowak od razu rzuciła się by mnie przytulić.
- A ty mnie nie
przytulisz? – spytałam, spoglądając na Michała, który stał obok łóżka ze
skrzyżowanymi rękami na piersi.
- Powinnaś dostać
porządne lanie – powiedział.
- Wiem, wiem.
Jestem głupia. Ale poprawię się, obiecuję – zrobiłam słodkie oczka. Widziałam
na twarzy Kubiego zawahanie, ale w końcu usiadł obok mnie, a ja się w niego
wtuliłam. Pocałował mnie czule w czoło.
- Martwiłem się –
powiedział cicho.
- Przepraszam. Już
zacznę o siebie dbać, przysięgam – powiedziałam z ręką na sercu. Michał cmoknął
mnie krótko w usta.
- Rany, jak wy
słodko wyglądacie – powiedziała Natka, wzdychając. Zaśmialiśmy się we trójkę.
Najszybciej zmył się przyjmujący. Wręcz go do tego zmusiłam, bo chciał opuścić
trening żeby tu ze mną siedzieć. Nie chciałam żeby przeze mnie zaniedbywał
swoje obowiązki. Poza tym nic takiego mi nie było. Właściwie mogli mnie już
wypuścić do domu, ale woleli mnie tu trzymać żebym zajmowała miejsce innym,
naprawdę chorym pacjentom. To się nazywa polska służba zdrowia. Poprosiłam
przyjaciółkę żeby wpadła do mojego domu i przyniosła parę potrzebnych rzeczy.
Zgodziła się bez wahania. Poprosiłam pielęgniarkę by przyniosła moja komórkę z
przechowalni. Mogłam wtedy zadzwonić do mamy i oznajmić, gdzie się znajduję.
Oczywiście się zdenerwowała i zadawała milion pytań na minutę. Po 15 minutach
rozmowy udało mi się ją uspokoić. Obiecała wpaść z tatą po pracy.
Szpital to chyba najnudniejsze miejsce na świecie. Nie
miałam, co robić. Leżałam tylko i gapiłam się w sufit. Nagle dostałam SMSa.
Wzięłam telefon do ręki i odczytałam jego treść. Pisał Dominik. Pytał, co tam u
mnie słychać. Odpisałam, że niezbyt fajnie, bo leżę w szpitalu. Uznał, że skoro
mi się nudzi to wpadnie z Melą, bo podobno się za mną stęskniła. Dziwne, bo
widziałyśmy się tylko raz w życiu. Nie brnęłam w to jednak. Dałam mu już do
zrozumienia, że mam chłopaka.
Przyszedł 20 minut później. Musze przyznać, że był dość
szybki.
- I coś ty
zrobiła, że cię tu zamknęli, co? – zaśmiał się.
- Nic takiego –
machnęłam ręką. – Mogłabym już wyjść, ale przecież oni muszą mnie potrzymać do
jutra.
- Bez powodu na
pewno cię nie trzymają.
- A właśnie, że
bez powodu – wystawiłam mu język. Na łóżko w tym momencie wgramoliła mi się
Amelka. Trzymała coś w ręce, a jej buzia była szeroko uśmiechnięta.
- To dla ciebie –
podała mi kartkę. Na rysunku były jakieś postacie. Zaczęła mi paluszkiem
pokazywać, kto kim jest. – To jesteś ty, to Denis, a tu ja. Jesteśmy w parku na
spacerku.
- Dziękuję Mela.
Jest prześliczny – pocałowałam ją w czółko. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
Nie wiedziałam, że da się jeszcze bardziej, a tu proszę.
Miło nam się rozmawiało. On mówił mi o swoich studiach,
ja o szkole, a Amelka co jakiś czas wtrącała o przedszkolu. To była naprawdę
urocza i bardzo ładna dziewczynka. Wyczuwałam w przyszłości łamaczkę męskich
serc.
Nagle drzwi do mojej Sali otworzyły się i do środka
wszedł uśmiechnięty Michał, a za nim przydreptał Zibi. Myślałam, że Dominikowi
oczy z orbit wyjdą. Siatkarze trochę się zmieszali, bo nie znali mojego kolegi.
Musiałam więc uratować tą niezręczną sytuację.
- Hej, chłopcy –
uśmiechnęłam się. – Wy się jeszcze nie znacie. A więc to jest Michał i Zbyszek,
a to Dominik i Amelka.
Panowie uścisnęli sobie dłonie. Dziewczynka nie była
zbytnio zainteresowana nowymi znajomymi i podziwiała czubki swoich bucików.
- No Aga, nie
chwaliłaś się, że masz takich znajomych – Dominik nadal był zaskoczony.
Zauważyłam, że był dziwnie obserwowany przez Michała.
- Mógłbym powiedzieć to samo – powiedział przyjmujący z
uśmiechem, ale ja doskonale wyczułam tą złośliwość. Bartman również to wyczuł,
bo próbował jakoś rozluźnić atmosferę.
- Jak to, Aga nie
chwaliłaś się mną? Kubiakiem to rozumiem, bo to nic do chwalenia, ale że mną?!
– udawał zrozpaczonego.
- Zibi, a chcesz
dostać w twarz szpitalnym krzesłem? – zapytał oburzony przyjmujący.
- A czy szpitalne
krzesło boli bardziej niż normalne? – atakujący przybrał minę myśliciela.
- Nie wiem. Chcesz
sprawdzić?
- Niestety,
kulturalnie podziękuję, bo gdy moja twarz ulegnie deformacji stracę rzeszę
fanek na facebooku – otarł wyimaginowaną łzę. Ich dialog skomentowałam wielkim
śmiechem.
- A ty z czego się
śmiejesz, co? – spytał Michał, siadając obok mnie na łóżku. – Leż i cierp za
karę.
Dźgnął mnie w bok, więc ja odegrałam mu się tym samym.
Siatkarz objął mnie ramieniem i pocałował w skroń.
- My się będziemy
zbierać, bo teraz ci się już nie będzie nudzić – Dominik uśmiechnął się
nieśmiało i złapał siostrę za rączkę.
- Przyjdź mnie
kiedyś odwiedzić z Denisem – mała wyszczerzyła się do mnie.
- Oczywiście, że
do ciebie przyjdziemy.
Pożegnałam się z gośćmi, którzy po chwili zniknęli za
drzwiami.
- Teraz zacznie
się przesłuchanie – powiedział cicho Zbyszek, ale tak, ze go usłyszałam.
- Kto to był?
Jakiś taki podejrzany gość. Długo się znacie? – stało się to, co powiedział
Bartman. Michał zaatakował mnie gradem pytań. Roześmiałam się.
- Zazdrośnik –
wbiłam mu palec w żebro i cmoknęłam krótko w usta. Oburzył się.
- Ja nie jestem
zazdrosny, tylko o ciebie dbam. Ten koleś wygląda na podejrzanego.
- Jak dla mnie
wydał się spoko – Zibi wzruszył ramionami. Gdyby wzrok mojego chłopaka mógł
zabijać, to ten już by nie żył.
- Bo on jest
spoko. Kiedyś pomogłam jego siostrze wrócić do domu, bo była sama w parku i
przestraszyła się bezdomnego psa.
- Historia rodem z
filmów romantycznych – prychnął Kubiak.
- Wie, że jestem
zajęta, spokojnie. Poza tym doskonale wiesz, że ja widzę tylko ciebie –
pocałowałam go w policzek.
- Ja wiem, ty
wiesz, ale jemu może to nie przeszkadzać.
- Kubiak, ale ty
wymyślasz – Zbyszek pokręcił głową z politowaniem. Szepnęłam w jego stronę
nieme ‘’dziękuję ‘’. Mrugnął do mnie okiem.
- Teraz tak
mówisz, ale jakby koło Natki kręcił się taki koleś to byś się zachowywał jak
ja.
- Michał, czy ty
nie przesadzasz? To, że jesteśmy razem nie oznacza, że nie mogę mieć kolegów –
ta rozmowa zaczynała się robić naprawdę nieprzyjemna.
- Ja ci nie bronię
mieć normalnych kolegów…
- On jest
normalny!
- Jak dla mnie
nie.
- W dupie mam
twoja opinię – teraz to chyba rozpętałam wojnę. Zawsze tacy zgodni, a tu taka sprzeczka
i niedługo mogą nas słyszeć w całym szpitalu.
- Ostatnio cały
czas masz w dupie moją opinię. Masz ją w dupie teraz, miałaś ją w dupie, gdy
nie brałaś leków, miałaś ją w dupie, gdy rozmawiałaś z Laurą.. – gadał jak
nakręcony.
- Nie zamierzam z
tobą dłużej rozmawiać. Wyjdź stąd.
- Wedle życzenia –
burknął i ruszył w stronę drzwi.
- Was pojebało?! –
odezwał się Zbyszek. – Zachowujecie się, jak dzieci. Kłócić się o taką
pierdołę?
Kubiak puścił tą uwagę mimo uszu i tak po prostu sobie
wyszedł. Ja odwróciłam się na drugi bok i skrzyżowałam ręce na piersi.
Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku, ale od razu ją otarłam. Nie chciałam
płakać przez takiego chama.
- Kubiak to idiota
– siatkarz westchnął zrezygnowany.
- Wiem. Skończony
idiota – poparłam go.
- Ale ty też
jesteś głupia.
- No wielkie
dzięki.
- Oboje
zachowujecie się jak banda kretynów. On jest zazdrosny i się wkurza, a ty masz
taki charakter, że się wkurzasz wtedy kiedy on.
- Chciałeś mnie
pocieszyć, czy może dobić?
- Prędzej to
drugie.
- Dzięki –
prychnęłam.
- Zachowujecie
się jak dzieci. Mógłbym teraz iść do Michała i przegadać mu do rozumu, ale tego
nie zrobię. Macie zmądrzeć sami.
Coś mi nie pasują te kłótnie... Ale i tak jesteś świetna!!
OdpowiedzUsuńświetny rozdział czekam na następny
OdpowiedzUsuń