Obudziłam się dziwnie wypoczęta. Jak zwykle po
przebudzeniu spojrzałam na ekran telefonu. Zerwałam się gwałtownie, gdy
zobaczyłam, że zaspałam. Pierwsza lekcja zacząć się miała za 20 minut. W
ekspresowym tempie wykonałam poranną toaletę. Następnie ubrałam się w coś, co
pierwsze miałam pod ręką (link). Wiążąc trampki, myłam zęby, więc wyglądałam
dość komicznie. Byłam jednak sama w domu, więc nie miałam się czym przejmować.
W pośpiechu wzięłam torbę i wybiegłam z domu. O mały włos, a zostawiłabym
otwarte drzwi. Zakluczyłam je i pobiegłam, ile miałam sił w nogach. Do szkoły
weszłam 10 minut po dzwonku, co dla mnie i tak było jakimś rekordem świata, bo
miałam tak mało czasu, a wyrobiłam się i wyglądałam w miarę jak człowiek. Nie
licząc włosów, każdy w inną stronę, przez to bieganie. Pierwszy jogging miałam
już przynajmniej zaliczony .
Weszłam do klasy, a przy biurku siedziała już
nauczycielka angielskiego.
- Dzień dobry,
przepraszam za spóźnienie – powiedziałam, ledwo łapiąc oddech. Kobieta tylko
kiwnęła mi głową, więc udałam się na swoje stałe miejsce, gdzie siedziała już
Natka.
- Nie ładnie tak
się spóźniać – powiedziała przyjaciółka, wystawiając mi język.
- Zaspałam –
odparłam, wyciągając podręcznik i zeszyt.
- Trzeba było nie
gadać tak długo z Michałem.
- Właśnie nie
rozmawialiśmy długo. Po 22 już spałam.
- Jeszcze 3
tygodnie, matury i mamy masę wolnego, więc się w końcu wyśpimy.
- Wszystko byłoby
fajne, gdyby nie te matury – jęknęłam.
- Nie przeszkadzam
wam może dziewczyny? – zwróciła się do nas pani Makowska. – Agnieszka,
przeczytaj, jak uzupełniłaś pierwszy przykład.
Zerknęłam do podręcznika, ale nie miałam pojęcia w ogóle
na której stronie rozwiązywaliśmy zadanie.
- Nie uzupełniłaś,
bo nie uważasz na lekcji. Nie dość, że się spóźniasz, to jeszcze gadasz. Jak ty
chcesz tą maturę zdać?
Makowska i jej wykłady. Najbardziej znienawidzony przeze mnie nauczyciel to właśnie ona. Można było jej podpaść za byle co. Nawet za to, że się jej ‘dzień dobry’ nie powiedziało, przy przypadkowym spotkaniu na mieście. Pół lekcji minęło nam na monologu nauczycielki na temat ‘jak to się ją w tej szkole traktuje’. Nie mój problem, że miała jakieś większe ambicje, a trafiła do jakiegoś liceum żeby uczyć bandę maturzystów.
Makowska i jej wykłady. Najbardziej znienawidzony przeze mnie nauczyciel to właśnie ona. Można było jej podpaść za byle co. Nawet za to, że się jej ‘dzień dobry’ nie powiedziało, przy przypadkowym spotkaniu na mieście. Pół lekcji minęło nam na monologu nauczycielki na temat ‘jak to się ją w tej szkole traktuje’. Nie mój problem, że miała jakieś większe ambicje, a trafiła do jakiegoś liceum żeby uczyć bandę maturzystów.
Na długiej przerwie swoje kroki skierowałam razem z Nowak
do sklepiku szkolnego. Od rana nic nie jadłam i powoli czułam, że robi mi się
słabo. Wszystko przez tą moją pieprzona anemię. Kupiłam bułkę, którą zwykle tu
jadałam. Odwinęłam z folii i wgryzłam się w nią.
- Nie mów mi, że
to jest twój pierwszy posiłek – jęknęła Natalia.
- Nie miałam czasu
rano na cokolwiek – odparłam, wzruszając ramionami i ugryzłam kolejnego kęsa.
- Żelaza pewnie
też nie wzięłaś.
- A ty rozumiem
podkablujesz Michałowi, tak? – spojrzałam na nią z wyrzutem.
- Okej, okej. Nie
wściekaj się tak.
- Jestem
przewrażliwiona na ten temat. Czasem zachowujecie się wszyscy, jakbym miała 5
lat i chorowała na śmiertelną chorobę.
- Oj, przepraszam
no – przytuliła mnie.
- Ale dziś mogę ją pożytecznie wykorzystać. Powiem, że się źle czuje i nie będę musiała ćwiczyć na
WF – wyszczerzyłam się. Blondynka pokiwała głową z politowaniem.
- Ty jesteś
walnięta.
- I za to mnie
kochasz – szturchnęłam ją lekko ramieniem i w dobrych nastrojach ruszyłyśmy do sali nr 30, gdzie miałyśmy mieć język polski oraz sprawdzian, na który się nie
uczyłam. Nie było to jednak nic wymyślnego, po prostu powtórka z gramatyki,
więc nie miałam się czego bać. Powtarzałam to jakiś czas temu do matury.
Po powrocie do domu wyszłam z Denisem na spacer. Pies
ucieszył się, że w końcu może sobie pobiegać. Przy okazji zrobiłam mu masę
zdjęć. Nie tylko jemu oczywiście. Skupiłam się także na budzącej się do życia
przyrodzie. Udało mi się uchwycić kilka fajnych ujęć.
W domu zrobiłam sobie coś do jedzenia. Jako, iż nie chciało
mi się niczego robić, to ugotowałam sobie pierogi, które przywiozłam po
świętach od babci i siedziały sobie w moim zamrażalniku. Po posiłku czułam, że
się przejadłam. Nie miałam siły się ruszać. Skierowałam się do swojego pokoju.
Włączyłam laptopa i jak zwykle zalogowałam się na facebooka, skype i
photobloga. Postanowiłam wymalować sobie paznokcie, bo nie miałam nic lepszego
do roboty. Wzięłam mój nowy lakier do paznokci (link) . W pewnym momencie
usłyszałam, że ktoś chce się ze mną połączyć na skype. Z uśmiechem na ustach
odebrałam je, gdy zobaczyłam, że to Michał.
- No cześć, Aguś –
powiedział wesoło.
- Hej, Miśku –
wyszczerzyłam się i kontynuowałam malowanie paznokci.
- A co ty tam tak
zawzięcie robisz, hę? – próbował podpatrzeć, dlaczego nie patrzę się na niego,
tylko gdzieś w bok. Pomachałam mu paznokciami i lakierem przed kamerką.
- Paznokcie sobie
maluję. Ładny kolorek?
- Ja się nie znam,
nie pytaj mnie – zaśmiał się.
- A ty nie na
treningu?
- Dopiero co
wróciłem. Lorenzo dał nam niezły wycisk. Ledwo żyję – zajęczał.
- Mój biedny
Michałek – wysłałam mu buziaka w powietrzu. – Masz im dziś tyłki skopać, jasne?
- Jeżeli dojdę na
halę to skopię.
- Nie przesadzaj –
wystawiłam mu język.
- No przepraszam
bardzo, jak ty wrócisz zmęczona po jakimś tam Wf, to ‘’umierasz’’ –
zironizował. Machnęłam ręką.
- Ja nie jestem
sportowcem, jak niektórzy – pokazałam na niego palcem. Nie doczekałam się
jednak odpowiedzi, bo nagle obraz zaczął się ruszać. Po chwili na ekranie
widziałam szczerzącego się Zibiego. Machał do mnie, jak nienormalny, więc i ja
zaczęłam machać.
- Siema, Aga! –
przywitał się atakujący.
- Witaj
Zbigniewie. Jak tam w Bydgoszczy?
- Dziura zabita
dechami. Nie to, co nasze Jastrzębie – zaśmiał się. – Kubiak płacze całymi
dniami, bo cię nie ma.
- Wcale nie
płaczę! Oddaj mi laptopa, kretynie! – usłyszałam w oddali miśkowi głos. Nie
mogłam nie wybuchnąć śmiechem.
- Nie płacze,
tylko jęczy. Niech będzie – mrugnął do mnie okiem. Po chwili zobaczyłam już obu
siatkarzy na ekranie. Nieźle się uśmiałam, gdy się o coś kłócili. Po jakimś
czasie musieli kończyć, bo czekał ich obiad. Potem trochę odpoczynku i na halę.
Na całe szczęście jutro wieczorem będą już w Jastrzębiu. Nie mogłam się
doczekać.
Mecz był bardzo zacięty i długi. Zaczęło się bardzo
dobrze, bo Jastrzębski wyrobił sobie taką przewagę, że Delecta wywalczyła tylko
20 punktów. W drugiej partii miała ona jednak więcej szczęścia i wygrała 25:23.
Przy trzecim secie byłam bliska płaczu i furii jednocześnie. Jastrzębie zdobyli
zaledwie 14 punktów. Miałam ochotę porządnie na nich nawrzeszczeć. Modliłam
się, by jednak doprowadzili do tie-breaka. Moje modlitwy zostały wysłuchane.
Set piąty rozstrzygnął o całym meczu. Skakałam, jak głupia po całym pokoju.
Wygrali! Choć chwilami wydawało się, że znowu winszować będzie Delecta. MVP
powędrowało do Roba Bontje.
śliczny rozdział pozdrawiam do następnego :D
OdpowiedzUsuń