14.08.2013

Rozdział 40

Otworzyłam oczy, jednak nie mogłam się wyprostować. No tak, Michał mocno mnie do siebie przytulał. Wczorajsza impreza zakończyła się około 3 w nocy. Nie było tak tragicznie, jak przypuszczałam, bo kompletnie zalani byli tylko Czarnowski i Martino. Reszta nie piła tak dużo, albo miała mocniejsze głowy od tej dwójki. Jak zwykle nocowałam u Kubiaka, a Zibi zabrał Natkę do siebie. Uśmiechnęłam się wspominając wczorajszy wieczór. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie jaką jestem szczęściarą. Mam przy sobie faceta, którego kochałam najbardziej na świecie i który czuje do mnie to samo. Nie chciałam żadnych zmian. Taka rutyna jak najbardziej mi odpowiadała.
Delikatnie wyswobodziłam się z Miśkowych ramion. Nie obudziłam go na szczęście. Spał, jak zabity. Wyglądał tak słodko, że wyciągnęłam lustrzankę z torby i zrobiłam mu kilka zdjęć. Uśmiechnęłam się na sam widok tych pamiątek.
Poszłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic. Z torby wyciągnęłam ubrania (link) (link), które następnie na siebie nałożyłam. Wychodząc z pomieszczenia i odkładając torbę w korytarzu, zajrzałam do sypialni. Przyjmujący nadal spał, jak zabity. Postanowiłam zrobić śniadanie. Otworzyłam lodówkę i skrzywiłam się. Świeciła pustkami. Rzeczy, które się w niej znajdowały nie nadawały się do jedzenia. Pokiwałam głową z niedowierzeniem. Czym on się żywił? Sięgnęłam po portfel, ubrałam płaszcz  oraz buty i wyszłam z mieszkania.
Kupiłam najpotrzebniejsze produkty i wróciłam z powrotem do Kubiakowego mieszkania. Wchodziłam cicho, bo myślałam, że przyjmujący jeszcze śpi. Usłyszałam jakiś hałas, dochodzący z kuchni. Rozebrałam się i ruszyłam w kierunku tamtego pomieszczenia.
 - No błagam cię, nie psuj się – jęczał Misiek, walcząc z expresem do kawy. Jak widać przyrząd odmówił mu posłuszeństwa. – No proszę, jedna, mała kawka i możesz przestać działać.
Parsknęłam śmiechem, obserwując tą sytuację. Michał odwrócił się w moją stronę z zakłopotaną miną.
 - Samo się zepsuło – powiedział skruszony, a ja znowu się zaśmiałam.
 - Tobie zawsze wszystko się samo psuje – pokręciłam głową z politowaniem. Podeszłam do expresu, wcisnęłam parę przycisków i urządzenie zaczęło robić kawę. Chłopak spojrzał na mnie zdezorientowany.
 - Ale… ty?... jak? – zaczął się jąkać. Cmoknęłam go w usta i się zaśmiałam.
 - Trochę techniki i Michałek się gubi – wyszczerzyłam się, a on dźgnął mnie w bok.
 - Ty wredna paskudo – powiedział z uśmiechem.
 - Nie słódź mi tak – wystawiłam mu język. – Pomożesz mi w śniadaniu?
 - Pomogę – pocałował mnie w policzek i zabrał się za krojenie chleba.

Po śniadaniu przypomniałam sobie o moim prezencie dla Michała. Kazałam siatkarzowi poczekać na mnie w salonie, a sama w tym czasie poszłam po prezent, który był w mojej torbie. Wyciągnęłam go i po chwili już wręczałam chłopakowi.
 - Wczoraj było takie zamieszanie, że zapomniałam ci dać – pocałowałam go w policzek.
 - A co to takiego? – zastanawiał się, odpakowując. Usiedliśmy na kanapie i razem zaczęliśmy oglądać album. Przy niektórych fotografiach było dużo śmiechu. Na ostatniej stronie znajdowało się zdjęcie moje i Miśka, jak się całujemy. To było jedno z moich ulubionych zdjęć. Zrobiła nam je Natka z ukrycia, kilka dni temu. Misiek zamknął album i odłożył go na stolik. Przytulił mnie mocno,
 - Dziękuję. Wspaniały prezent – pocałował mnie w czubek głowy.
 - Nie chciałam ci dać czegoś byle jakiego, więc dałam ci wspomnienia – uśmiechnęłam się lekko.
 - Kocham cię, skarbie – powiedział i pocałował namiętnie.

Weszłam do domu, wcześniej odwieziona przez przyjmującego. Gdy ściągnęłam płaszcz i buty, rodzice zawołali mnie do salonu.
 - I jak impreza? – zagadała mama.
 - Było bardzo fajnie – uśmiechnęłam się szeroko.
 - Chuchnij – powiedział poważnie tata, lecz po chwili zaczął się śmiać, a ja tylko pokręciłam głową.
 - Dobrze wiesz, że ja nie piję dużo.
 - Wiem, wiem, kochanie. Wiesz, że żartuję.
 - Agusiu, mamy pewną informację – zaczęła mama, siadając koło mnie.
 - Coś się stało? – zdziwiłam się.
 - Nie, nie. Po prostu dzwoniła ciocia Gosia i zaprosiła nas na imieniny. Pół rodziny się zjedzie, nie wypada nie przyjechać.
Skrzywiłam się. Nie ma to jak impreza rodzinna. Znowu mnóstwo ciotek, wujków, kuzynostwa, którzy co chwilę pytają się o moje prywatne życie.
 - Muszę jechać? – spytałam z nadzieją.
 - Wiesz, że tak. Babcia by chyba zawału dostała, gdyby cię nie było.
 - No wiem, wiem. A kiedy to?
 - W sobotę, po południu.
 - W sobotę? W niedziele, chłopaki mają mecz – westchnęłam.
 - Ale wyjazdowy z tego, co się orientuję – wtrącił tata.
 - No tak, ale Michał proponował żebym z nimi pojechała.
 - Chodzisz, co tydzień na mecz, a ciocia imieniny ma tylko raz w roku.

Westchnęłam i z niechęcią się zgodziłam. 

3 komentarze:

  1. dopiero co zaczęłam czytać a tu koniec XD
    czekam na nju ;d

    uciekajacodprzeszlosci.blogspot.com
    siatkarskielovestory.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. śliczny rozdział :) szkoda że rodzice tak bardzo nalegali żeby jechała na te imieniny :( ja bym zrobiła wszystko aby iść na mecz hehe :) pozdrawiam do następnego :D

    OdpowiedzUsuń