Otworzyłam oczy, jednak nie mogłam się wyprostować. No
tak, Michał mocno mnie do siebie przytulał. Wczorajsza impreza zakończyła się
około 3 w nocy. Nie było tak tragicznie, jak przypuszczałam, bo kompletnie
zalani byli tylko Czarnowski i Martino. Reszta nie piła tak dużo, albo miała
mocniejsze głowy od tej dwójki. Jak zwykle nocowałam u Kubiaka, a Zibi zabrał
Natkę do siebie. Uśmiechnęłam się wspominając wczorajszy wieczór. Dopiero wtedy
uświadomiłam sobie jaką jestem szczęściarą. Mam przy sobie faceta, którego
kochałam najbardziej na świecie i który czuje do mnie to samo. Nie chciałam
żadnych zmian. Taka rutyna jak najbardziej mi odpowiadała.
Delikatnie wyswobodziłam się z Miśkowych ramion. Nie
obudziłam go na szczęście. Spał, jak zabity. Wyglądał tak słodko, że
wyciągnęłam lustrzankę z torby i zrobiłam mu kilka zdjęć. Uśmiechnęłam się na
sam widok tych pamiątek.
Poszłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic. Z
torby wyciągnęłam ubrania (link) (link), które następnie na siebie nałożyłam.
Wychodząc z pomieszczenia i odkładając torbę w korytarzu, zajrzałam do
sypialni. Przyjmujący nadal spał, jak zabity. Postanowiłam zrobić śniadanie.
Otworzyłam lodówkę i skrzywiłam się. Świeciła pustkami. Rzeczy, które się w
niej znajdowały nie nadawały się do jedzenia. Pokiwałam głową z
niedowierzeniem. Czym on się żywił? Sięgnęłam po portfel, ubrałam płaszcz oraz buty i wyszłam z mieszkania.
Kupiłam najpotrzebniejsze produkty i wróciłam z powrotem do
Kubiakowego mieszkania. Wchodziłam cicho, bo myślałam, że przyjmujący jeszcze
śpi. Usłyszałam jakiś hałas, dochodzący z kuchni. Rozebrałam się i ruszyłam w
kierunku tamtego pomieszczenia.
- No błagam cię,
nie psuj się – jęczał Misiek, walcząc z expresem do kawy. Jak widać przyrząd
odmówił mu posłuszeństwa. – No proszę, jedna, mała kawka i możesz przestać
działać.
Parsknęłam śmiechem, obserwując tą sytuację. Michał
odwrócił się w moją stronę z zakłopotaną miną.
- Samo się zepsuło
– powiedział skruszony, a ja znowu się zaśmiałam.
- Tobie zawsze
wszystko się samo psuje – pokręciłam głową z politowaniem. Podeszłam do
expresu, wcisnęłam parę przycisków i urządzenie zaczęło robić kawę. Chłopak
spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Ale… ty?... jak?
– zaczął się jąkać. Cmoknęłam go w usta i się zaśmiałam.
- Trochę techniki
i Michałek się gubi – wyszczerzyłam się, a on dźgnął mnie w bok.
- Ty wredna
paskudo – powiedział z uśmiechem.
- Nie słódź mi tak
– wystawiłam mu język. – Pomożesz mi w śniadaniu?
- Pomogę –
pocałował mnie w policzek i zabrał się za krojenie chleba.
Po śniadaniu przypomniałam sobie o moim prezencie dla
Michała. Kazałam siatkarzowi poczekać na mnie w salonie, a sama w tym czasie
poszłam po prezent, który był w mojej torbie. Wyciągnęłam go i po chwili już
wręczałam chłopakowi.
- Wczoraj było
takie zamieszanie, że zapomniałam ci dać – pocałowałam go w policzek.
- A co to takiego?
– zastanawiał się, odpakowując. Usiedliśmy na kanapie i razem zaczęliśmy
oglądać album. Przy niektórych fotografiach było dużo śmiechu. Na ostatniej
stronie znajdowało się zdjęcie moje i Miśka, jak się całujemy. To było jedno z
moich ulubionych zdjęć. Zrobiła nam je Natka z ukrycia, kilka dni temu. Misiek
zamknął album i odłożył go na stolik. Przytulił mnie mocno,
- Dziękuję.
Wspaniały prezent – pocałował mnie w czubek głowy.
- Nie chciałam ci
dać czegoś byle jakiego, więc dałam ci wspomnienia – uśmiechnęłam się lekko.
- Kocham cię,
skarbie – powiedział i pocałował namiętnie.
Weszłam do domu, wcześniej odwieziona przez
przyjmującego. Gdy ściągnęłam płaszcz i buty, rodzice zawołali mnie do salonu.
- I jak impreza? –
zagadała mama.
- Było bardzo
fajnie – uśmiechnęłam się szeroko.
- Chuchnij –
powiedział poważnie tata, lecz po chwili zaczął się śmiać, a ja tylko
pokręciłam głową.
- Dobrze wiesz, że
ja nie piję dużo.
- Wiem, wiem,
kochanie. Wiesz, że żartuję.
- Agusiu, mamy
pewną informację – zaczęła mama, siadając koło mnie.
- Coś się stało? –
zdziwiłam się.
- Nie, nie. Po
prostu dzwoniła ciocia Gosia i zaprosiła nas na imieniny. Pół rodziny się
zjedzie, nie wypada nie przyjechać.
Skrzywiłam się. Nie ma to jak impreza rodzinna. Znowu
mnóstwo ciotek, wujków, kuzynostwa, którzy co chwilę pytają się o moje prywatne
życie.
- Muszę jechać? –
spytałam z nadzieją.
- Wiesz, że tak.
Babcia by chyba zawału dostała, gdyby cię nie było.
- No wiem, wiem. A
kiedy to?
- W sobotę, po
południu.
- W sobotę? W
niedziele, chłopaki mają mecz – westchnęłam.
- Ale wyjazdowy z
tego, co się orientuję – wtrącił tata.
- No tak, ale
Michał proponował żebym z nimi pojechała.
- Chodzisz, co
tydzień na mecz, a ciocia imieniny ma tylko raz w roku.
Westchnęłam i z niechęcią się zgodziłam.
dopiero co zaczęłam czytać a tu koniec XD
OdpowiedzUsuńczekam na nju ;d
uciekajacodprzeszlosci.blogspot.com
siatkarskielovestory.blogspot.com
Fajne :)
OdpowiedzUsuńśliczny rozdział :) szkoda że rodzice tak bardzo nalegali żeby jechała na te imieniny :( ja bym zrobiła wszystko aby iść na mecz hehe :) pozdrawiam do następnego :D
OdpowiedzUsuń